poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział VII – Mieszkanie


Czarnoskóry mężczyzna w podeszłym wieku, nacisnął przycisk na skórzanej kierownicy samochodu, w efekcie czego zaświecił się lewy kierunkowskaz, a mężczyzna płynnie skręcił w lewo. Wjeżdżając na kamienny podjazd, prowadzący do hotelu gwiazd, okrążając okrągły pas zieleni, porośnięty bujnymi, egzotycznymi kwiatami i zielonymi ozdobnymi krzakami, których liście lśniły w Kalifornijskim słońcu.
Limuzyna zatrzymała się dokładnie pod głównymi drzwiami budynku, nad którymi znajdował się pozłacany napis, układający się w nazwę hotelu. W drzwiach stał portier, gotowy na oddanie walizek gości bagażowemu, a widząc znajomy samochód uśmiechnął się. Mimo iż chłopców nie było jedynie kilka dni, zrobiło się tu strasznie cicho. Nie licząc krzyków i skarg z strony Mirandy na fatalną obsługę.
- Cześć, Mark – Przywitał się James, wysiadając z samochodu – Wydarzyło się coś ciekawego, gdy nas tu nie było?
- Witaj, Jamesie – Portier uśmiechnął się do długowłosego i skinął głową w stronę bagażnika samochodu, dając znak bagażowemu. - Prawie nic, no może oprócz oburzonej panienki Cosgrove.
- Co tym razem? - Dopytywał się Pena i uśmiechnął uwodzicielsko w stronę przechodzących obok, dwóch ślicznotek, próbujących swoich sił w najnowszej produkcji stacji.
- Nie zauważyła czekoladki na poduszce – Westchnął mężczyzna – i położyła się spać brudząc swoje prześliczne włosy.
- Że ja nie widziałem, jej miny – Oburzył się szatyn, który z odtwórczynią głównej roli, w serialu z najlepszą oglądalnością, miał na pieńku już od pierwszego dnia w hotelu.

Niebieski model, wyblakniętego już Fiata Barchetta z 19961 roku, skręcił w boczną alejkę prowadzącą ku ekskluzywnemu hotelowi, przeznaczonemu jedynie dla niewielkiej liczby oczów. Co chwilę zatrzymując się gwałtownie, wbrew woli kierowcy. Szatyn, przecież dopiero co odebrał go od znanego i zaufanego mechanika, co prawda specjalista ostrzegał go, że może stanąć na środku jezdni. Ale nie tak szybko, po niecałych 20 milach drogi, rozkraczył się, jak nie jedna kobieta lekkich obyczajów, których w tym mieście jest nie mało. Mężczyzna zaklął pod nosem i trzasnął drzwiami pojazdu, który odpłacił właścicielowi wytryskiem oleju na nowe buty szatyna. Ten zdenerwowany kapnął w kołpak przedniego koła, który wbrew wszystkim, jednak nie odpadł.
Obrócił gwałtownie głową słysząc ponaglające krzyki, oburzonego kierowcy czarnego, ekskluzywnego modelu marki Susuki. Za opuszczonego okna wychylał swoją głowę czarnoskóry, dobrze zbudowany mężczyzna, wykrzykując kuniemu obraźliwe słowa.
- Co się tam, pan dzieje?! - Wrzasnął i otwierając drzwi auta – To nie wysypisko!
- Tak, wiem... - Zaczął szatyn, lecz kierowca Susuki przerwał mu bezlitośnie.
- Cieszę się bardzo, że pan to wie. - Powiedział z toną sarkazmu w głosie – Rusz, pan ten złom, bo przejechać nie można.
- Nie da rady, stanął. - Odpowiedział mu, czując jak na policzkach wychodzą mu czerwone rumieńce.
- Co się dzieje, Wóz? - Spytała dziewiętnastoletnia dziewczyna, o brązowych włosach ubrana w najnowszą kolekcję od D&G. Młody kierowca miał wrażenie, że zaraz się przewróci na tych swoich dziesięciocentymetrowych,cienkich jak igła szpilkach.
- Nic, panienko Cosgrove. - Odpowiedział jej mężczyzna, który najprawdopodobniej nazywał się Wóz. - Nic, co panią powinno niepokoić.
- A jednak niepokoi – Odpowiedziała dziewczyna podchodząc do kierowcy, a za nią za lśniących drzwi wysiadła długonoga dziewczyna, o falowanych włosach. Mimo iż Henderson w swoim w życiu widział wiele piękniejszych od tej dziewczyny kobiet, odębiał. Jego serce na moment przestało bić, a dolna szczęka mimowolnie powędrowała ku podłożu. Szybko jednak doszedł do siebie i opanował się.
- Czemu stoimy? - Spytała przepiękna nieznajoma, panienkę Cosgrove, a ta spojrzała na kierowcę z mordą w oczach.
- Jeśli za dwie minuty nie ruszymy, to Wóz nie znajdziesz już pracy w tym mieście – Powiedziała, zaplatając ręce na piersiach – Mam Ci przypominać kim jest mój ojciec?
- Nie, nie panienko –Zająknął się mężczyzna – Niech panienki już siadają do samochodu, zaraz ruszymy.
- Mam taką nadzieję... - Odpowiedziała Cosgrove i ruszyła ku samochodowi, a za nią jej przyjaciółka, która z przepraszającą miną spojrzała na Logana. Ten wyszeptał jedynie, uroczony jej pięknem "Hej". Dziewczyna zachichotała i uśmiechnęła się promiennie.
- Erin! - Usłyszała ponaglające wołanie kumpeli – No chodź, tu!
- Do zobaczenia – Powiedziała do Hendersona i zniknęła za drzwiami samochodu.

- Ty i ta twoja niechęć do Mirandy – Pokręcił głową James – Ona mimo wszystko jest miła.
Pozostali przyjaciele wybuchli niepohamowanym śmiechem, nieraz o mało co nie zostali wywaleni z swojego apartamentowca przez zaburzałe ego serialowej Carly.
- Chyba dla Cie – Powiedział Kendall – Miranda przecież kocha swojego Jamesika... - Powiedział głaszcząc go po głowie.
- A Hendersona znieść nie może – Powiedziała sama zainteresowana przechodząc obok Logana i rzucając mu pełne pogardy spojrzenie.
- Przez tą jędzę Erin mnie rzuciła – Odezwał się po chwili Logan, gdy ta odjechała swoim najnowszym autem. Prezentem od tatusia.
- Logan... - Zaczął Kendall, lecz szatyn błyskawicznie mu przerwał.
- Jestem tego pewien – Powiedział i spojrzał w miejsce gdzie pierwszy raz ją spotkał – Jestem pewien.
- Nie chce przerywać waszych wspomnień – Powiedział głos z samochodu – Ale też tu jestem.
Chłopcy niczym struś pędziwiatr rzucili się ku drzwiom samochodu, którym przyjechali tu z lotniska. Przepychali się, który ma otworzyć drzwi ich nowej przyjaciółce, już w samolocie zabronili jej wyjść samej z auta. Mieli otworzyć przed nią drzwi, a teraz zupełnie o niej zapomnieli.
- Wybacz, zapomniałem – Przeprosił ją blondyn i podał dłoń, by wysiadła.
- Nic, nie szkodzi – Odpowiedziała mu, posyłając piękny uśmiech. - Miło było słychać waszą rozmowę, nie widząc waszych min. - Chłopcy spojrzeli na nią, nie dowierzając – Serio. Całkiem przyjemnie.
- Czy ja dobrze słyszę, czy nasz boysband przyleciał? - Spytała Jannette, wesoła blondynka, opierając się nonszalancko z krzyżowanymi na piersiach rękami o drzwi i spojrzała z uśmiechem na siostrę przyjaciela – Dagmara?! - Podbiegła do Europejki i przytuliła ją mocno, czym zaskoczyła Schmidt. - Wreszcie będzie tu jakaś normalna laska, a nie te zbzikowane larwy.
- Kto to mówi? - Spytał na zaczepkę James – Najlepsza przyjaciółka królowej larw...
- Nie mam pojęcia o czym mówisz – Powiedziała wymijająco i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu Mirandy
- Spokojnie, jest już u kosmetyczki – Uspokoił ją Carlos – Nie usłyszy Cię.
- Nawet jeśli to i tak jej mózg wielkości orzecha, tego nie zrozumie – Dokończył szatyn z uprzedzeniem do Cosgrove i razem z pozostałymi wybuchnął śmiechem.
- Nie rozumiem was – Zaczęła niepewnie brunetka, która jako jedyna nie zaśmiała się z uwagi Logana – Gdy mi ją przestawaliście wydawała się miła...
- Bo byłaś gościem, - wytłumaczył jej Kendall - który mógł podczas jakiegoś wywiadu opowiedzieć o jej... - Zamyślił się w poszukiwaniu właściwego słowa
- Prawdziwej twarzy – Pomógł James
- Właśnie, prawdziwej twarzy. - Powiedział Kendall – nie tej wypromowanej przez stacje i tatusia...
- Wcale taka nie jest – Powiedział głos należący do osoby stojącej nieopodal nich. - Miranda jest inna i na prawdę miła.
- Szczególnie z tym swoim pozerskim spojrzeniem – Odpowiedział jej Carlos, udając Cosgrove przechodzącą obok nich
- Naprawdę jej nie lubicie. - Uśmiechnęła się i spojrzała po zgromadzonych z twarz, których nie można było odczytać żadnych emocji. Spojrzała na swojego byłego chłopaka i wydawało się jakby przez chwilę dążyli niemą rozmowę – Szczególnie ty, nie?
Nie odpowiedział jej, bojąc się tego co może powiedzieć. Bał się, że wygarnie jej wszystko co o niej teraz myśli. Że jest jedzą łamiącą serca, że nie umie grać, że potrafi rozkochać w sobie każdego, by osiągnąć sukces, a jej piękna uroda i umiejętność zmieniania się jej w tym pomaga. A szczególnie bał się, że powie jak bardzo ją kocha i jak mocno złamała mu serce, gdy dostałą to co chciała, by później odejść do innego.
- Tak myślałam – Powiedziała i odeszła w stronę basenu.

Jak zwykle o tej porze dnia, hol główny był wypełniony po brzegi zmęczonymi nastolatkami po całym dniu kręcenia zdjęć. Cześć odpoczywała na zestawie wypoczynkowym w kącie korytarze, inni czekali na przyjaciół lub rozmawiali z spotkanymi po drodze znajomymi. Jeszcze inni jedynie przechodzi do miejscowego spa lub nad basen, który był miejscem spotkań całych ekip.
Kendall spojrzał na tych wszystkich ludzi, których prawie nie zna, a łączy ich tak wiele. Stacja, męcząca praca, te wspaniałe uczucie widząc na twarzach fanów radość, miłość do tego co się robi i pasja. Mimo, iż te ostatnie coraz rzadziej, ludzie przestali grać bo to kochają, tylko dlatego, że aktorstwo jest dobrze opłacalne. Sam tego nie rozumiał, może dlatego że nigdy nie brakowało mu pieniędzy.
Tylko jeden element tu nie pasował do reszty. Spojrzał w stronę recepcji hotelowej i skrzywił się znacząco, widząc otyłego człowieka ubranego o kilka rozmiarów za mały strój służbowy. Obierającego się o blat recesji. Wszyscy są zupełnie pewni, że to on był pierwowzorem Leberta z serialu Jannette. Nawet mają taką samą brodawkę umieszczoną w tym samym miejscu na twarzy. A ich charakter zbytnio się nie różni, obydwoje są tak samo dziwni i chaotyczni. Ich zachowania nikt nie rozumie. Jedyną różnicą jest to, że Lubert traktuje wszystkich tak samo, jak zdechłe larwy. A oryginał boi się o swój stołek wiedząc, że mieszkańcy mogą sprawić, że wyleci z posady. Jednak i tak dla niektórych jest obleśny.
Blondyn podszedł niepewnym krokiem w stronę recepcji i spojrzał na plakietkę przyczepioną do kieszeni mężczyzny. Nazwisko Loathsome2idealnie określało jego wygląd, jakby Bóg projektując go już wiedział, jaką rodzinę pokara takim synem. Nieraz zastanawiał się, tylko co Ci nieszczęśni rodzice managera hotelu zrobili, że zostali taką pokutę od Boga.
- Cześć, Rubert – Przywitał się grzecznie chłopak – Jak tam życie?
- Dla Ciebie i reszty tych gówniarzy, pan Loathsome. - Powiedział gniewnie, nie odrywając wzroku od gazety na blacie. - Czego chcesz?
- Nic wielkiego – Uśmiechnął się Kendall – Chciałem prosić o dodatkowe łóżko w pokoju 435B.
- Jak się orientuje, to w tym pokoju z waszego apartamentu, mieszka Logan, a nie ty... - Zaczął swoje wywody menadżer.
- No tak – Przytaknął Kendall – Po śmierci moich rodziców, jestem prawnym  siostry i pomyślałem...
- Ona tu nie może mieszkać – Przerwał mu kierownik – O! Dodgersi3.1wygrali z Rockiesami3.2 pięć do zera! - Ucieszył się przeglądając gazetę.
- Jak to nie może?! - Spytał gwiazdor.
- Ponieważ, panie Schmidt to hotel dla gwiazd stacji Nickelodeon. - Powiedział spokojnie Rubert wciąż wpatrzony w gazetę – A jak nie mam, pańska siostra nie podpisała kontraktu z stacji, więc...
- Nie może tu zamieszkać – Dokończył za niego blondyn – A wtedy podczas konkursu?
Rubert wyjrzał niechętnie znad gazety na blondyna i westchnął, przy czym nieznanym nikomu sposobem splunął na artykuł, o zespole mieszkającym w tym hotelu.
- Wysyłając pracę konkursową, - Zaczął tłumaczyć Rubert, mówiąc tonem jakim tłumaczy się kilkuletniemu dziecku, jak korzysta się z nocnika - podpisała tymczasowy kontrakt z studiem...
- Aha! - Krzyknął Schmidt – Miała podpisany kontrakt, więc może tu mieszkać.
- Czy ty mnie słuchasz, dziecko? - Spytał znudzonym tym razem tonem grubas. - Jej umowa się skończyła, wraz z wymeldowaniem się z hotelu.
- Ale mówiłeś...
- A widzisz gdzieś tu Drake Balla albo Jash Pecka? - Spytał się rozglądając dookoła po wszystkich dzieciaka-aktorach znajdujących się w holu – No właśnie. Ich umowa też wygasła.
Kendall jeszcze raz rozejrzał się po apartamentowcu i stwierdził z smutkiem, iż znienawidzony recepcjonista hotelu ma rację. Nigdy nie widać było ani Drake, ani Josh. A to dlatego, że praca nad serialem, w którym występowali została zakończona. A w raz z tym, umowa podpisana straciła ważność. Musieli opuścić hotel. I on też.
Sięgnął do przedniej kieszeni spodni i wyciągnął z niej kluczyki z niebieskim breloczkiem. Spojrzał na brzęczące klucze w dłoni i uśmiechnął się na wspomnienie tych wszystkich wspaniałych chwil, spędzonych w tym miejscu.

- Naprawdę musisz tu mieszkać syneczku? - Spytała kobieta w średnim wieku, siedząca na przednim siedzeniu ekskluzywnego samochodu. Uśmiechała się do syna, mimo iż do jej oczy podchodziły łzy. Zaciskała mocniej oczy, by tylko blondyn ich nie zauważył. Pomagały w tym czarne okulary słoneczne. - Może porozmawiam z panem Decisive i spróbujemy ominąć ten...
- Mamo. - Chłopak westchnął. Zawsze kochał swoją matkę, ale ta jej nadopiekuńczość go denerwowała – Chcę poznać kogoś nowego, a nie tylko bachory tych snobów...
- Jak się wyrażasz! - Upomniał go ojciec, opierający się jedną ręką o kierownicę samochodu. - Trochę szacunku dla starszy.
- Przepraszam, ojcze –Powiedział chłopak przewracając oczami, spod swojej blond grzywki.
- Oh Maxie, przestań –Westchnęła pani Schmidt – Twój syn zaraz się wyprowadzi, na zawsze, a ty...
- Mamo! - Krzyknął zniecierpliwiony Kendall – Nie jestem już dzieckiem, poradzę sobie...
- A jak zjesz coś nieświeżego? - Zamartwiała się kobieta – Nie wiadomo, co będziecie tam jedli. Nie wolałbyś posiłków przygotowanych przez naszą gosposię?
- Jestem pewien, że się nie zatruję – Uśmiechnął się do matki – A jak przecież mogę co niedziele przyjeżdżać na obiad, by Jane się nie obraziła.
- Ja myślę! - Pani Schmidt próbowała zabrzmieć groźnie, lecz wybuchła śmiechem – Dobra, leć na ten swój plan.
- Pa, mamo... - Powiedział blondyn i uśmiechnął się czarująco do kobiety – Cześć, tato...
Uwielbiał wracać do tej sceny, wtedy jeszcze wszystko było normalne. Bez ukrywania się przed zbzikowanymi fankami i nieszanującymi prywatności paparazzi. Ale przecież normalne, za wszystko trzeba płacić. Nie ma nic za darmo, nawet spełnienie marzeń niesie za sobą jakieś koszta.
-... jak to zbiliście wazę za dziesięć kawałków?!! - Krzyczał Vincent, gdy przyjechał wezwany przez Ruberta do PalmBeach. - CO?!
- No... ten, tego – Zaczął niepewnie James – Ćwiczyliśmy grę w hokeja, tak jak kazałeś, i ten...
- To sport dość brutalny – Dopowiedział za niego Carlos – i niechcący porwał nas wir zabawy...
- I nie wiem  nawet, kiedy znaleźliśmy się w holu... - Mówił dalej Logan – i jakoś krążek uderzył w wazę i ten...
- I stłukła się – Dokończył niepewnie Kendall, gotowy na najgorsze.
Od dnia, kiedy poznał swoich nowych współlokatorów wiedział, że to będzie ciekawe przeżycie. Każdy z nich, pochodził z przeróżnych światów. W domu Logana, nigdy się nie przelewało, w przeciwieństwie do niego. James, od małego występował w telewizji, więc presja na niego tak nie działa. A Latynos wydawał się zagubiony w L.A., gdyż dopiero co przyleciał z Bostonu. A mimo tych odmienności, zaprzyjaźnili się już na pierwszym dniu pracy. Choreograf, styliści i wiele innych dali im porządny wycisk już na starcie, a każdy następny dzień miał być gorszy od poprzedniego.

- W takim razie wyprowadzam się – Podjął szybko decyzję, nie obchodziły go późniejsze konsekwencję. Wiedział co ma teraz zrobić i właśnie to robił. Skoro Dagmara, nie może tu zamieszkać, to on też nie będzie tu mieszkał. Teraz liczyła się dla niego tylko rodzina i nic więcej.
- Nie możesz... - Powiedział Rubert – wynosząc się stąd łamiesz, któryś-tam-punkt kontraktu, który podpisałeś z zarządem stacji.
- A co się stanie, jak go złamię? - Spytał Kendall. Wiedział o konsekwencjach zerwania umowy, ale wolał to usłyszeń. W tej chwili błagał boga, by się mylił.
- Zostaniesz wywalony na zbity pysk! - Zaśmiał się recepcjonista i udał się do swojego gabinetu w wyśmienitym humorze.

Nieśmiałym krokiem szedł ku dziewczynie, której oblicze od pierwszego spotkania sprawiało, iż miękły mu kolana, a serce zaczynało bić szybciej. Jej piękne kasztanowe oczy, zakrywała brązowa grzywka. A loki, opadały na blade ramiona. Nie wierzył, że należy do niego. Raczej należała. Teraz to już przeszłość, będzie im lepiej osobno. Przynajmniej ona tak twierdziła. Gdy to usłyszał cały świat mu się zawalił. Nawet nie chciał wiedzieć, jak bardzo zbłaźnił się, gdy przedstawił ją matce. Dziewczyna miała pewnie niezły ubaw, gdy opowiadała to tamtemu.
- Erin. - Powiedział stojąc za nią i położywszy swoją dłoń na jej ramię. Ta odwróciła się i spojrzał zdziwiona na niego – Chce porozmawiać.
- Okej – Zgodziła się, lecz w jej głosie słyszał niepewność. - O czym chcesz porozmawiać? - Dodała gdy znaleźli się dalej od ciekawskich spojrzeń jej przyjaciółek.
- O nas. - Szepnął prawie niesłyszalnie, po chwili ciszy.
- Tego się obawiałam – Powiedziała przygryzając niepewnie dolną wargę.
- Ja też.

Stał w miejscu nie wiedząc co zrobić. Całe ciało odmawiało mu posłuszeństwa i sam się dziwił iż mimo jego nogi są wypchane watą, on jeszcze nie upadł. Co ma powiedzieć siostrze? Że będzie musiała zamieszkać sama, w wielkiej rezydencji zmarłych rodziców. Bo on nie może zerwać kontraktu? Prychnął na samą tą myśl To niedorzeczne. Czemu życie musi być takie niesprawiedliwe i ciągle pod górkę? Chciał chociaż raz, by wszystko potoczyło się tak jak trzeba.
- Kendall... - Usłyszał obok siebie nieśmiały i zawstydzony głos siostry. Nie mógł jej tego zrobić. Nie mógł, a przede wszystkim niechał.
- T-tak? - Zająkał się, nie mając pojęcia co powiedzieć. Dziewczyna zachichotała, zasłaniając usta dłonią. - Czemu chichoczesz?
- Zawstydziłeś się... - Powiedziała próbując zatamować śmiech, a jej policzku się lekko zaróżowiły.
- Wcale nie... - Powiedział – Pytałaś się o coś?
- Tak. - Powiedziała, a jej rumieńce stały się jeszcze bardziej czerwone – Gdzie mogę się, no wiesz... odświeżyć po podróży?
- O! - Podniósł głos. Kompletnie o tym zapomniał. Spojrzał na siostrę i poczuł, że się kurczy. Dagmara patrzyła na niego intensywnie, a z każdą mijającą sekundą, miał wrażenie iż zaraz narobi w spodnie. - Tak, oczywiście. - Zauważył idącą w ich kierunku Erin. - Erin! Erin, Erin!
- Hej. - Przywitała się dziewczyna, po wcześniejszych łzach, wywołanych rozmową z byłym nie ma najmniejszego śladu. - Co tam?
- Słyszałem, że urządzasz dziś imprezę. - Kendall bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Jaką imprezę? - Spytała aktorka, nie za bardzo wiedząc, co ma powiedzieć
- A no tak! - Kendall udał, że właśnie mu się coś przypomniało – To miała być niespodzianka dla Dagmary... - Powiedział, akcentując imię siostry. - Przepraszam, że się wygadałem. - Zwrócił się do koleżanki z planu.
- No widzisz co narobiłeś?! - Aktorka udała oburzenie i rzuciła blondynowi spojrzenie typu "Zaraz mi to wytłumacz" – I nici z niespodzianki... - Powiedziała z smutkiem do Europejki.
- Nie trzeba było – Powiedziała, nic nie świadoma brunetka.
- Ależ trzeba... - Odpowiedziała jej Sandrers, po czym wzięła ją pod rękę i udały się w kierunku wind.

Spojrzała z uśmiechem na twarzy po zgromadzonych dziewczynach w salonie apartamentu Erin Sanders. Podłogę w salonie zakrywał miękki dywan ozdobiony geometrycznymi wzorkami. Kanapy i fotele zostały odsunięte pod ściany, a z wieży stereo leciały melodyjne kawałki z list przebojów. Rozejrzała się po znajomych twarzach i nie mogła uwierzyć w to co widzi. Gdyby Magda dowiedziała się z kim jej starsza siostra jest na piżama party, pewnie dostałaby zawału.
- Czas na grę "Prawda czy wyzwanie" – Krzyknęła podczas imprezy Erin, trzymając w ręce pustą butelkę po wypitym już szampanie – Gracie? - Spytała podnosząc jedną brew ku górze.
Po pomieszczeniu przeniósł się szmer potakiwań i zniecierpliwienia. Dla młodzieży z L.A., a szczególnie tej znaczącej młodzieży, ta gra była istną żyłą złota, jeżeli chodzi o ploteczki, którymi można później podzielić się podczas wywiadu. Lub zrobić zdjęcie, podczas upokarzającej czynności, jeżeli gracz wybierze wyzwanie i umieścić foteczki w sieci.
Dwie nastoletnie supergwiazdy, a prywatnie najlepsze przyjaciółki usiadły obok siebie, właściwie przez całą imprezę nie odstępowały się na krok. Dagmara widząc ich zachowanie uśmiechała się skrycie, przypominały jej samą siebie i Ulę. Mimo tych kilku godzin, stęskniła się strasznie za swoim starym życiem.
- Pierwsza kręci Jannette – Pisnęła pani gospodarz i usiało obok nowicjuszki. Wypadło na brunetkę.
- Demi.4 –Powiedziała blondynka – Prawda czy wyzwanie?
- Prawda. - Odpowiedziała bez wahania Lovato.
- Powiedz coś o Jonasie. - W oczach Jannette pojawiły się złote iskierki.
- Nie znam zbytnio Kevina Jonasa Sr... - Wzrok dziewczyny był wpatrzony w wycelowaną w nią butelkę.
- Oh, D5. -Westchnęła Erin – Dobrze wiesz, że tej blond zołzie - Wskazała na Jannette i kontynuowała, nie zwracając uwagi na pretensję blondynki - chodzi o pana podwójne J.
- Pan 2J to dno – Odpowiedziała za nią Serena, i przytuliła przyjaciółkę.
W tym momencie Europejka przypomniała sobie słowa Magdy, podczas rozmowy przy obiedzie. Martwiła się wtedy o przyjaźń Deleny. Teraz wyglądało jakby rozumiały się bez słów. Gomez spojrzała znacząco na blondynkę i Erin.
- Dokładnie – Zgodziła się Dagmara, podniosła butelkę z podłogi i podała Demi – Zakręcisz?
Odpowiedziała jej przepięknym uśmiechem. Wzięła z ręki Europejki butelkę i odłożyła na podłodze. Energicznym ruchem zakręciła. Czubek wskazał na siostrę Kendalla
- Prawda czy Wyzwa...
- Prawda – Przerwała jej szybko brunetka.
- Okey... - Demetria wydawała się zaskoczona tak szybką odpowiedzą nowo co poznanej dziewczyny. A jeszcze bardziej tym iż poparła Selene, mimo iż nigdy wcześniej się nie znały. - Powiedz co myślisz o L.A.
- Świetne miasto –Odpowiedziała niemal od razu – Zawsze marzyłam by tu przyjechać. Przechodzić się Aleją Gwiazd i robić zakupy w ekskluzywnych butikach, mając nadzieje, że spotkam kogoś sławnego.A teraz...
- A teraz marzenia się spełniają - Dokończyła za nią Erin, przypomniał jej się jej pierwszy tydzień w Kalifornijskiej stolicy. Przed przylotem do Krainy Marzeń, śniła o tym samym co Europejka.
- No weź, Europa – Zwróciła się do niej blondynka – Serio nie marzyłaś o jakieś romantycznej historii z jakimś sławnym gościem.
- Szczerze? - Dagmara spytała bardziej siebie, niż Jannette. - Nie. Myślałam, iż to się nigdy nie spełni.
- A co myślisz o chłopakach? - Dopytywała Demi – Wpadł ci w oko któryś?
- Właściwie... - Zaczęła brunetka, lecz Selena jej przerwała
- D, powinnaś się jej spytać, komu wpadła w oko – Powiedziała z błyskiem w oku Selena.- Wiesz o kim mówię, nie?
- Serio?! - Demi, wydawała się bardzo podekscytowana – Spodobała się Casanowie?
W tym momencie Dagmara wiedziała doskonale, że jest zgubiona.

Po raz kolejny w przeciągu jednego miesiąca siedział w tym samym fotelu, oprawionym w brązową skórę. W pokoju, w którym każdą wolny centymetr ściany zajmowały regały z pięknymi, bogato zdobionymi oprawkami przeróżnych książek. Widok z okna, zajmującego całą ścianę, był przepiękny. Centrum Los Angeles tętniło życiem, nawet o tak późnej porze. Nie bez przyczyny, zostało nazwane Nigdy-Nie-Zasypiającym-Miastem razem z Nowym Jorkiem. Wszystko wyglądało niemal identycznie, dokładnie tak samo kiedy był tu pierwszy raz od dwóch lat, kilka dni po pochowaniu rodziców. Decytive siedział w swoim fotelu za mahoniowym biurkiem, pokrytym najróżniejszymi papierami. Jedynie co się zmieniło, to osoby przebywające w gabinecie. Teraz nie był sam na sam z adwokatem, ale byli też z nim przyjaciele. Chłopcy z zespołu nie chcieli zostawić go samego, tak nie zachowują się prawdziwi przyjaciele. Przyjaciele zawsze trzymają się razem.
- Przykro mi, Kendall – To było pierwsze słowa adwokata, odkąd blondyn opowiedział mu czego potrzebuje. Zaraz po wysłuchaniu sprawy, poprosił o kontrakt, który podpisał Schmidt. Przez około pół godziny, siedział w fotelu z nosem w kartkach papieru na których był wydrukowany kontrakt. - Niestety Rubert ma racje i nie możesz się wyprowadzić.
Słowa mężczyzny zawisły powietrzu. Żaden z członków zespołu nie wiedział co powiedzieć. Po prostu odębiał. Jeżeli najlepszy mecenas w Los Angeles nie może im pomóc to już nikt, nie da rady.
- No weź, Jack – Powiedział Kendall – Na pewno jest jakiś kruczek prawny, jakoś da się obejść..
- Kendall, to nie takie proste – Stwierdził Jack i jeszcze raz zanurzył się w lekturze – Jedynie, jednym sposobem, będziesz mógł się wyprowadzić, nie zrywając umowy.
- Serio? - Spytał jednocześnie James i Carlos – Jak?
- Muszą wyprowadzić się wszyscy mieszkańcy apartamentu...

Wolnym i niepewnym krokiem szedł w zamyśleniu w kierunku auta przyjaciela. Czarne Audi RS66 podjechało właśnie pod główne wejście do kancelarii prawnej, gdy blondyn przechodził przez automatyczne drzwi. Za kierownicą siedział James, szczęśliwy faktem, iż Carlos pozwolił mu poprowadzić samochód. Maslow jeszcze jako jedyny nie dorobił się nowego samochodu, reszta już dawno zmieniła swój ukochany samochód na nowszy model. Sam posiadał Misubishi Space Runner, który dostał od rodziców prosto z fabryki, gdy "Wyfrunął z gniazda", jak mówiła jego matka. Za jej plecami wraz z ojcem śmiali się z tego literackiego określenia wyprowadzki od rodziców. Jego "przyjaciele" z tak zwanych dobrych i bogatych domów, obgadywali go za plecami, iż wybrał sobie takli stary model auta. Dla tych młodych milionerów i dziedziców przyszłej fortuny, liczyły się tylko najnowsze modele aut najwyższej klasy, prosto z najnowszych targów samochodów. Jeszcze kilka lat temu, myśląc przyjaciele, przed oczami pojawiali się jego kumple z drużyny baseball, w klubie "Przyszłych Milionerów". Do niego zapisał go ojciec, twierdząc, że dzięki temu pozna przyszłych wrogów i sojuszników. W jego rodzinie, nic nie robi się niepotrzebnie lub bezinteresownie.
Natomiast teraz, po niecałym roku od kastingu na myśl o słowie "przyjaciele", pojawia mu się przed oczami plakat reklamujący serial. Zyskał nowych przyjaciół, podczas gdy tamci na wieść, o jego pracy obrócili się od niego. Nawet nie wiedząc kiedy, zaprzyjaźnili się z sobą i zżyli wystarczająco mocno, by mogli zacząć mówić osobie "przyjacielu".
Dlatego nie mógł prosić ich o tak wielką przysługę, sam fakt iż polecieli z nim, na drugi koniec świata, po dziewczynę, która może jest, a możenie jest jego siostrą. Był wielkim poświęceniem i dowodem przyjaźni. Dlatego nie mógł poprosić ich o wyprowadzenie się z PalmBeach. Prawdopodobnie Dagmara sama będzie musiała zamieszkać w pustej willi, w której wraz z rodzicami zamieszkał po przyjeździe do Los Angeles.
Nie chcąc tego robić, otworzył tylne drzwi auta Latynosa i usiadł za siedzącym obok kierowcy Carlosem. Właściciel pojazdu, wolał mieć przyjaciela na wszelki wypadek pod okiem. Obok niego usadowił się Logan. Uśmiechnął się życzliwie do przyjaciela i zanim zdążył zamknąć drzwi, James ruszył z piskiem opon.
- JAMES! - Krzyknął zdenerwowany Carlos – Co ty do cholery robisz?!
- Ruszam? - Odpowiedział pytaniem na pytanie James z szatańskim uśmiechem na ustach. - Nie podoba ci się coś?
- Tak – Odpowiedział spokojnie Pena, a Kendall mogły przysiąc że słyszał jak Carlos przed chwilą odliczał od zera do dziesięciu – To nowe opony.
- Trudno...
- James, nie drocz się z nim – Do rozmowy dołączył się szatyn, a lider zespołu przyglądał się przez okno mijanym pojazdom. - Wiesz, że kocha to auto, bardziej niż własną matkę.
- Oh, zamknijcie się już – Skończył temat Carlos. - Nie wiem jak wy, ale mi będzie brakować PalmBeach...
- Mi zbytnio nie. - Henderson pochylił się między przednimi siedzeniami, by lepiej widzieć swoich rozmówców. - Jestem tylko ciekaw miny Ruberta, gdy oddamy mu klucze...
- Pewnie zakrztusi się frytkami... - Zaśmiał się James, a zaraz po nim reszta.
- Zaraz, zaraz - Wtrącił się Kendall – Będzie brakować Ci PalmBeach? - Spytał się Peny i spojrzał na szatyna – A ciebie ciekawi mina Ruberta gdy oddamy mu klucze do apartamentu?
Szatyn wraz z siedzącym z przodu Carlosem spojrzeli na blondyna, jak na człowieka z marsa.
- Chyba nie myślałeś,że tak szybko się nas pozbędziesz? - Logan powiedziawszy uśmiechnął się do przyjaciela, swoim sławnym krzywym uśmiechem.
- Jeden za wszystkich – Powiedział Carlos – wszyscy za jednego, zapomniałeś?
- Ja... nie wiem co powiedzieć, chłopaki...
- Wystarczy, że powiesz, że masz wolne mieszkanie, które pomieści piątkę osób – Odpowiedział mu James, wpatrzony na jezdnię.
- Wiesz, że nawet mam?

Sennym wzrokiem spojrzała na śpiące w przeróżnych pozach po podłodze jej nowe... no właśnie co? Koleżankami przestały być, od niezapomnianej zabawie "Jeden dzień z....". Każda z nich miała wymyślić z kim chciała by spędzić jeden dzień sam na sam. Każda z uczestniczek miała na zadanie opisać szczegółowo cały dzień i dlaczego właśnie z tą osobą. Na samym początku gry, wszystkie traktował poważnie swoje zadanie, aż do momentu gdy to Jannette miała opowiedzieć swój dzień. W ty momencie, każda z nich tarzała się z śmiechu po podłodze salonu apartamentu Erin. Później nawet nie wiedząc kiedy, zaczęły robić ranking najbardziej seksownych aktorów młodego pokolenia. Co chwilę wybuchając śmiechem, nad zmyślonymi sytuacjami z ową gwiazdą. Uczestniczki imprezy nawet nie zorientowały się kiedy druga i trzecia butelka szampana została opróżniona, a na jej miejsce na środku stołu stanęło kilka sześciopaków piwa. Wtedy zabawa rozkręciła się na dobre...
- Au. - Dagmara złapała się za głowę – Głowa mi pęka.
Obok niej leżało kilka zgniecionych puszek po piwie, a kawałek dalej zbita butelka po czerwonym winie. W jej gardle panowała istna Sahara, a żołądek zaczął się przewracać.
- Nigdy tak dużo nie piłam – Powiedziała do siebie i chwiejnym krokiem podeszłą do kuchni.
Odkręciła kran i przemyła twarz wodą. Następnie nabrała odrobinę płynu do ręki i przyłożyła do ust. Była to tylko kropla w morzu potrzeb. Otworzyła szafkę nad zlewem i wyciągnęła z niej kubek. Szybkim ruchem, o ile na to pozwalał ostry ból głowy i mdłości, odkręciła kran i nalazła wody do kubka. Łapczywie, wielkimi łykami pochłaniała życiodajną substancję. Obłożyła kubek na wyspie pośrodku kuchni i podeszła do salonu.
- Matko, co tu się wczoraj działo – Westchnęła i spróbowała wrócić pamięcią do wczorańszych zdarzeń. Ostatnie co zapamiętała to jak uderzyła głową o fotel, gdy turlała się z śmiechu po podłodze. Spojrzała w tamto miejsce zauważyła różowy stanik, zwisający z oparcia mebla – Jak? - Szybko zerknęła pod bluzkę – Dobrze, że nie mój.
Schyliła się ku podłodze i podniosła najbliżej leżący dowód wczorajszej imprezy. Po dziesięciu minutach zebrała w sumie około dziesięć puszek po piwie, z trzy butelki po drogim szampanie i tą zbitą butelka po winie.
- Heeej... - Usłyszała głos brata z salonu – Co się tu działo?
- Jestem w kuchni – Wyszeptała mając nadzieję iż Kendall usłyszy – Kawy? - Spytała gdy wszedł do kuchnio jadalni.
- Nie, dzięki. Piłem przed chwilą – Powiedział, próbując wzrokiem omiotać pozostałości po wczorajszej piżama party. - Co to? - Spytał podnosząc zapisaną niewyraźnym pismem kartkę – "Dziesięć najseksowniejszych gwiazd młodego pokolenia"? - Przeczytał tytuł i spojrzał na siostrę podnosząc jedną brew ku górze. - Ej! - Krzyknął, gdy ta wyrwała mu kartkę z ręki i schowała do tylnej kieszeni spodni.
- Co? - Spytała jakby niby nic, udając aniołka – Co się stało?
- A które miałem miejsce? - Spytał drążąc ten temat – Czwarte? Trzecie? A może pierwsze?
- Skąd pewność, że jesteś na liście? - Spytała Jannette, która stałą za plecami blądyna oparta o ścianę.
- A nie jestem? - Spytał obracając się by spojrzeć na przyjaciółkę.
- Po co przyszedłeś? - Zmieniła temat blondynka, wciąż opierając się o białą ścianę pomieszczenia
- Przyjechałem po siostrę – Odpowiedział i spojrzał w kierunku w którym stała,opierając się tyłkiem o zlew kuchenny. W rękach trzymała świeżą kawę .-  Czas wracać do domu.


1 – Jak pewnie wiecie, piętnastoletnie auto to dla Amerykanów grat, podczas gdy my – Polacy – kupujemy auta tego pokroju od Niemców.
2 – Z ang. Obleśny
3.1– Los Angeles Dodgers, potocznie Dodgersi. Drużyna baseballowa grająca w dywizji zachodniej. Mająca siedzibę w L.A.
3..2– Colorado Rockiers, potocznie Rockiersi. Drużyna baseballowa grająca w dywizji zachodniej. Mająca siedzibę w Denver w stanie Kolorado.
4– Jak obiecałam, pojawiły się gościnnie Demi Lovato i Selena Gomez. Wszystko dzięki Disneyowskim zapędom Logana. Heh. Ja czasami tego gościa nie rozumiem...
5– Pierwsze litery imion. W Ameryce bardzo popularne są takie ksywki. Dziwny kraj...
6– Ale cacko.

1 komentarz:

  1. Fajny rozdziałek nawet impreska była xD

    ~ the_cisza

    OdpowiedzUsuń