poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział II - Testament


Czarne postacie stały pośrodku płaskiego placu, porośniętego zieloną trawą, od czasu do czasu, na której pojawiały się płaskie, marmurowe płytki z wyrytymi nazwiskami i datami. Obok placu znajdowała się ruchliwa droga dojazdowa. Słońce niemiłościwie świeciło nad głowami ludzi wyglądających jak cienie. Na przodzie zbiegowiska stał blondyn pochylony nad dwoma wazami pełnymi popiołu, po jego policzkach ciekły pojedyncze krople łez. Mimo tego że od tragicznego zdarzenia minęły już trzy dni, nie mógł się pozbierać. Wziął sobie urlop od pracy i zniknął na jakiś czas z życia publicznego. Potrzebował spokoju.
Jego niewyspane i zmęczone ciało potrzebowało odpoczynku, a zmęczone nogi same opadły na trawę przy urnach. Chłopak gwałtownie zaszlochał. Spojrzał w lewą stronę i zobaczył marmurową płytkę informującą że w tym miejscu została pochowana jego babcia, od jej pogrzebu minęło osiemnaście lat, wtedy jeszcze do niego nie docierało czemu jest tutaj, na rodzinnym grobowcu. Dalej za miejscem pochówku babci, jest pochowany jego dziadek. Nagle zobaczył wspomnienie z dziesięciu lat, gdy siedział razem z dziadkiem na ganku ich domu i słuchał opowieści o dawnych czasach i dziadkowych bajek. Chłopak odwrócił głowę w prawo i zobaczył przed oczami pogrzeb Jassica, która mając cztery lata wpadła pod koła samochodu, a wystraszony kierowca nie zatrzymał się by udzielić jej pomocy.
Nagle ciepła dłoń spaczyła na jego ramieniu, odwrócił się i zobaczył Logana, a za nim pozostałych chłopaków, przyjaciół z hotelu Palm Beach i ludzi z wytwórni. Uśmiechnął się lekko wiedząc, że teraz może opierać się na swoich przyjaciołach. Bo tylko oni mu zostali.
Wstał opierając swój ciężar na prawej nodze i powiedział motto rodziny, które według rodzinnej tradycji zawsze osoba najbliżej związana z zmarłymi wypowiada je.
- Z prochu powstałeś – Powiedział biorą do ręki urnę z prochami ojca i podszedł do wcześniej wykopanego dołu. Włożył wazę do ziemi i wypowiedział: - i w proch się obrócisz... - A cicho dodał – Do zobaczenie, ojcze... - Gdy wkładał urnę z prochami matki, po wypowiedzeniu formułki dodał na koniec – Żegnaj ukochana, matko.
Przez pewien klęczał nad pochowanymi w ziemi prochami, modląc się za rodziców. Co chwilę słyszał jak osoby, które chciały pożegnać jego rodziców wychodziły z rodzinnego grobowca. Gdy obejrzał się przez ramię, chcą zobaczyć czy został sam, zdziwił się widząc Jamesa, Carlosa i Logana. Nie spodziewał się że zostaną tu z nim, ale teraz już wie że to prawdziwi przyjaciele, którzy będą go wspierać. Wstał i otrzepał spodnie, a gdy podszedł do przyjaciół powiedział jedno słowo.
- Dziękuje.

Szkolny korytarz został pomalowany na kolor miętowych lodów, jakby zachęcając uczniów by weszli do szkoły. Na ścianach holu szkolnego powieszone zostały dyplomy dawnych uczniów tej szkoły. Grobowa cisza przerywana jedynie krokami uczniów, którzy postanowili urwać się z lekcji, a bylina tyle głupi, że zostali na terenie placówki.
Czarnowłosy chłopak przechadzał się samotnie po pustych korytarzach szkoły, jego kroki odbijały się echem od ścian holu. Przez umysł przechodziły mu różne myśli i scenariusze posunięć. Gdy mijał jedną z wielu klas wiedział doskonale, że nauczyciel wykładający w tej klasie widział go, ale jako członek samorządu nie miał kłopotów z belframi, jak to ich w żartach nazywają uczniowie. Mógł zapytany czemu nie jest na lekcji, skłamać że ma spotkanie samorządu lub jakiegoś bezsensownego kółka, do którego należał by mieć większe szanse na lepsze studia.
Niespodziewanie zderzył się z czymś twardym i ciepłym. Nim się obejrzał leżał na zimnej i twardej podłodze szkolnej, a na nim leżała jedna z najgorętszych lasek w szkole, – i wbrew jego opinii to nie Dagmara – za którą szaleje większość licealistów.
- Wybacz... - Powiedziała wstając z niego, jakby zawstydzona całą zaistniałą sytuacją –Nie zauważyłam Cię
- Czyli jestem niewidzialny? - Spytał i uśmiechnął się uwodzicielsko. Wstał i otrzepał z kurzu ubranie – Nie wiedziałem o tym.
- Nie! - Zaprotestowała szybko dziewczyna – Nie jesteś... - Przez chwilę żadne z nich nie mówiło, aż dziewczyna nie wytrzymała pytania, które już od dłuższego czasu cisnęło jej się na usta – Znów cię wystawiła w centrum?
- Skąd o tym wiesz? - Spytał zaskoczony pytaniem koleżanki, która mimo wielu godzin spędzonych razem, na odrabianiu tony lekcji i przy szkolnych wydarzeniach wciąż pozostałą znajomą z szkoły.
- Widziałam Cię wtedy. - Powiedziała czerwieniąc się i ciesząc że nałożyła tego dnia dużą warstwę pudru na twarzy. - Gdy wchodziłam do Twierdzy jak czekałeś,a później jakieś trzy godziny w tym samym miejscu...
- Tak – Przerwał jej – Wystawiła mnie. Znowu. - Podniósł wzrok z swoich butów na twarz dziewczyny i dodał szybko, nie chcąc by wiedziała że czuje do swojej dziewczyny urazę. - Ale miała pewnie jakieś ważne sprawy. Na przykład jak...
- Zapraszanie do domu gościa z kółka informatycznego – Tym razem ona przerwała mu, akcentując ostatni wyraz swojej wiadomości – Wolała spędzić piątkowy wieczór z kujonem, zamiast z swoim chłopakiem? Dziwne, nie uważasz? - Ale szybko zmieniła ton wypowiedzi z wrednego na pocieszający – Ale to pewnie przez Magdę. - Spojrzała na zegarek i przeprosiła go, tłumacząc się ważną sprawą. A gdy znikną jej z oczu powiedziała do siebie – Jeszcze jedna taka wpadka sierotko Marysiu* i pożegnasz się z chłopakiem, który będzie szukał pocieszenia u mnie... - Uśmiechnęła się złowieszczo.

Samotnie czekał pod gabinetem ich rodzinnego prawnika, aż ten zawoła go by zobaczyć świstek papieru – ostatnią wolę swoich rodziców. Prace nad albumem został wstrzymane, tak samo jak i koncerty. A planowana data rozpoczęcia drugiego sezonu przesunięta. Tłumy fanów stały jak zawsze teraz pod jego oknem, a ich banery został zmienione na kolor czarny, symbol założyłoby i współczucia.
- Kendall – Powiedział czarnoskóry mężczyzna w eleganckim i zapewnię w drogim garniturze. Znał pana Decisive** od kiedy pamięta, nieraz jako mały chłopczyk przychodził tu z rodzicami kilka razy tygodniu. On zajęty był zwykle zabawą książkami mecenasa, gdy jego rodzice wykłócali się i błagali o pomoc prawnika.
Chłopak wstał posłusznie z fotela i wszedł do gabinetu pana Decisive. Mimo iż nie był w tym pomieszczeniu dobre kilka lat nic się w nim nie zmieniło. Z wszystkich stron otaczały go regały od podłogi do sufity pełne książek. Jedyne wolne od nich miejsce to drzwi, przez które właśnie wszedł i okno na przeciwko nich, zajmujące całą ścianę.
Kendall usiadł na fotelu z czarnej skóry przy biurko adwokata, a z drugiej strony usiadł mężczyzna.Wyciągnął z jednej szuflady piórka kartkę papieru, zapisaną odręcznym i starannym pismem. A na jej kończy był umieszczony obok podpisu jego rodziców, odciśnięty herb rodzinny. Blondyn spojrzał na swoją prawą rękę i przez chwilę popatrzył na rodzinny sygnet. Nigdy nie lubił go nosić, gdyż wstydził się swojego pochodzenia. Jakby to co miał zasługiwała na hańbę, gdy w rzeczywistości na chwałę.
- Panie Schmidt – Powiedział adwokat, wyrywając chłopaka z zamyślenia – Oto testament pana rodziców. - Mecenas padał mu świstek papieru, a ten jakby z należną czcią trzymał go w rękach. - Może pan przeczytać?
- Testament Agnes Schmidt i Maxa Schmidta – Powiedział najspokojniej jak umiał, mimo tego nadal był zestresowany – Spisany piątego sierpnia 1992 roku w Wichta, w stanie Kensas. My niżej podpisani Agnes i Max Schmidtowie stwierdzamy, iż nie spisujemy tego testamentu ani pod presją ani pod groźbą śmierci. Stwierdzamy też że jesteśmy sprawni umysłowo jak i fizycznie. Zapisujemy nasz dom w Los Angleles wraz z nieruchomościami w Nowym Yorku, naszemu najstarszemu synowi Kendallowi Schmidtowi. - Chłopak zrobił przerwę w czytaniu, wciąż nie mogąc zrozumieć, że w spadku dostał ukochany dom w LA. Oczywiście wiedział ile ziemi należy do jego rodziców, ale nigdy nie sądził że aż tak dużo. - Natomiast nasze wszystkie oszczędności naszej zaginionej córce Dagmarze, zamieszkałej prawdopodobnie w środkowej części Europy... - Nie mógł dalej czytać, gdyż zatkało go. Nigdy nie sądził że ma siostrę, a fakt że ona zaginęła przeraził go.
- Wiedziałeś o niej? - Spytał mecenas, stał teraz odwrócony do niego tyłem. Spoglądał na piękne widoki miasta Wichta, przez okno wielkości ściany.
- Nie... - Odpowiedział nadal szokowany Kendall, zgodnie z prawdą. Odłożył testament rodziców na biurku mecenasa i spytał – A pan?
- Tak. - Odpowiedział bez cienia nadziei mężczyzna. - Nigdy nie zastanawiałeś się po co rodzice przychodzili tu tak często, przed laty? - Prawnik odwrócił się napięcie i spojrzał w oczy chłopaka, gdy ten pokręcił głową na znak sprzeciwu – Naprawdę?
- Nie obchodziło mnie to – Chłopak wzruszył ramionami.
- Czytaj dalej – Polecił mu mecenas
- Której znalezienie zostaje w rękach jej starszego brata, Kendalla Schmidta – Chłopak patrzył przez pewien czas na testament. Zwrócił się do prawnika – Czy oni powariowali? Jak mam ją tam znaleźć?
- Nie mam pojęcia. - Powiedział Decisive - Dalej.
- Kendall, zostaje też jej prawnym opiekunem, aż nie uzyska wieku 21 lat. Oto nasza wola... - Zakończył chłopak – To ile ona ma lat?
- A ile ty masz? - Spytał mecenas – Jest o dwa lata młodsza
- 20 – Oparł – Więc ma 18...
- Skończy za dwa miesiące –Powiedział – W czerwcu
- Wiesz kiedy się urodziła i wiedziałeś że żyje – Zaczął żartować – Wiesz może jeszcze, gdzie obecnie  mieszka?
- W Kotlinie Kłodzkiej – Odpowiedział z uśmiechem

Czekał jak zawsze pod drzwiami klasy, w której miała właśnie lekcje. Obok niego przechadzali się nauczyciele i wiele uczniów robiących sobie właśnie odpoczynek od szkoły. Nikt go nie zaczepił, ani nie spytał co on robi na korytarzu podczas lekcji. Nauczyciele myśleli że skończył już swoje lekcje lub przyszedł do nauczyciela z prośbą pomocy dla samorządu. A jego rówieśnicy doskonale znali powód dlaczego to robi i mieli go gdzieś, nie chcąc samemu wpaść w szpony nauczycieli.
W głowie krążyły mu myśli o wcześniejszej rozmowie z Alą, nie lubił zbytnio tej babki. Nie miała tego co dla niego najważniejsze – mózgu – bo co to za człowiek bez organu myślowego? Odpowiadał na pytanie przyjaciół, dlaczego nie chodzi z tą laską. Musiał tak odpowiedź, przecież ma dziewczynę. Gdyby nie Dagmara, kto wie może szkolna sex bomba była by jego dziewczyną?
Energicznie pokręcił głową, chcąc wyrzucić z głowy tą myśl. On ma dziewczynę, której nie chce stracić. Ale czuł że przez brak czasu, oddalają się od siebie. Nie podobało mu się to zbytnio i nic nie mógł z tym zmienić.
Spojrzał na zegarek na ręce i uśmiechną się ledwie nie widocznie. Zaraz znów ją zobaczy, po całym weekendzie. Podczas tych kilku chwil wolnego nie odbierała komórki, ani nie odpisywała na gg. Co go smuciło, a wiadomość że spędziła ten czas z Mietkiem z klubu AV, nie polepszyło mu humoru.
Dzwonek zadzwonił, obwieszczający koniec pierwszej lekcji w tym tygodniu. Drzwi klasy biologicznej otworzyły się, lecz nie zobaczył jej. Widział tylko jej znajomych z jej klasy, tyle razy żałował że on jest w A, a ona w D. Dagmara nie chciała zmieniać klasy, w gronie klasowym czułą się dobrze i nie chciała by on nie przepisywał. Twierdzi że w ten sposób mogą mieć siebie za dużo.
-... mówię ci! - Usłyszał między uczniami wychodzącymi wte pędy z pomieszczenia lekcyjnego. Nagle usłyszał śmiech brunetki, który był muzyką dla jego uszów. Pakowała książki i rozmawiała z Ulą. Nigdy za przyjaciółką dziewczyny nie przepadał, wiedział też doskonale że ona za nim też. Znoszą się tylko dla Dżagi. - On jest niesamowity, nawet Dorocie nie udało się zrobić ją tak w konia! - Dziewczyny wybuchnęły śmiechem, gdy wychodził w klasy złapał ją i przyciągnął do siebie.
- Gdzie się panienka wybiera? - Spytał naśladując amerykański akcent, dziewczyny spojrzały tylko na siebie i wybuchnęły śmiechem – Powiedziałem coś śmiesznego? - Spytał wciąż z akcentem.
- Twój akcent, amigo – Zaśmiała się Ula i spojrzała z wyższością na Kubę, tym razem ona użyła hiszpańskiego akcentu.
- Już Parkinnson miał w "Wodzie dla słoni lepszy" – Dorównała śmiechem brunetka, wciąż w ramionach chłopaka.
- Pattinson – Poprawiła ją szatynka
- Parkinson – Zaczęła wykłócać się dziewczyna
- Dobra spokój! - Uciszył je rodzynek – Wszyscy wiemy że chodzi wam o Edwarda Kulena...
- Cullena! - Poprawiły go przyjaciółki jednocześnie.
- Wszystko jedno – Chłopak spojrzał na swoją ukochaną i uśmiechnął się do niej – Witaj, piękna.
- To ja idę... - Pożegnała się Ulcia, widząc że zakochani chcą pobyć sami i wyrażają swoją miłość w kolejnym pocałunku – Spotkamy się na chemii – Odeszła, w połowie dystansu grupki przyjaciół z klasy, z jej ramienia spadła torba, poprawiając ją powiedziała do siebie –On cie jeszcze skrzywdzi i wtedy przyznasz mi racje.

Czekali samotnie na jego powrót, w zupełnej ciszy, która zakłócały jedynie programy ich znajomych z hotelu. Żaden z trójki przyjaciół nie odzywał się, ani nie komentował akcji seriali. Patrzyli tylko bezmyślnie na ekran, co chwilę zerkając na zegarek stojący na szafce pod plazmą wiszącą na ścianie. Minęły dwie godziny od rozpoczęcia spotkania, a go jeszcze nie ma.
- To nie był dobry pomysł – Przerwał beznamiętną ciszę Maslow – Trzeba było z nim jechać.
- Też tak myślę – Poparł go Logan, który przed oczami miał cały czas twarz przyjaciela, gdy dowiedział się o stracie rodziców. - Jak mogliśmy puścić go samego, w tym stanie?
- Nie dramatyzujcie – Upomniał ich Carlos – Zaraz tu będzie.
Usłyszeli przekręcanie kluczy w zamku drzwi, spojrzeli jednocześnie w stronę głównych drzwi mieszkania i zauważyli Kendalla. Chłopak trzymał w ręce papier i nieobecnym wzrokiem spojrzał na przyjaciół, a potem na telewizor.
- Ja tu przeżywam śmierć rodziców –Powiedział – A wy oglądacie jak wielka stopa kradnie wóz iCarly?***
Przyjaciele zgodnie wybuchnęli śmiechem, fakt że Kendall zaczął żartować jest wyraźnym objawem poprawienia jego nastroju.
- Testament? - Spytał Logan, który jako pierwszy otrząsnął się z szoku, który przed chwilą tym małym żartem przy stworzył im blondyn i zauważył papier w jego ręce.
- Tak – Zgodził się chłopak, kładąc akt materialny na stół – Ostatnia wola rodziców
- Co mówił mecenas? -Spytał zaciekawiony Latynos. Lider grupy nie odpowiedział, wciąż nie mogąc uwierzyć w wiadomość jaką przekazał mu notariusz – Aż tak źle?
- Żartujesz? - Spytał Logan, który właśnie czytał ostatnią wolę państwa Schmidt – Co z tym zrobisz?
- Nie mam pojęcia – Stwierdził fakt Kendall i opadł z wykończenia na fotel – Prawdopodobnie poczekam na zwrot wydarzeń lub wyruszę do Europy.
- Lecę tam z tobą – Zgłosił chęć pomocy brunet.
- Logan, nie chce...
- O czym wy gadacie? - Przerwał wypowiedź blondynowi James i spojrzał raz na Logana, raz na Kendalla. - Czemu nie jesteśmy wtajemniczeni? - Spytał pokazując na siebie i na Carlosa.
- Mówimy o Dagmarze – Zaczął Schmidt.
- O zaginionej siostrze Kendall – Zakończył Henderson

* - Nawiązanie do bajki "Sierotka Marysia"
** - Z ang. Decytujący
*** - Nawiązanie do 17 odcinka 3 sezonu iCarly

1 komentarz:

  1. Super, i co on teraz zrobi ? Przecież Dagmara chyba nie wiem o jego istnieniu ?

    ~ the_cisza

    OdpowiedzUsuń