piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział VIII - Powrót na plan


Słońce leniwie wisiało nad horyzontem w zaspanej dzielnicy L.A. Mimo wczesnej pory, to ulice Hollywood już zapełnione były tysiącami aut. Zniecierpliwieni kierowcy robiący kariery w przeróżnych dziedzinach rozrywki, co chwile naciskali przycisk klaksonu, pośpieszając tych przed sobą. Śpieszący się przechodnie, z kubkiem gorącej kawy w jednej ręce, teczką pełną niezliczonymi dokumentami pod pachą i na pół zjedzonym pączkiem w dłoni.
Podczas gdy w innej części tego samego miasta, znanej jako dzielnica gwiazd, każdy szanujący się człowiek albo wracał z nocnej imprezy w najlepszych klubach, albo smacznie spał. Tylko w posiadłości na Soon Moon 125d, pewna brązowo włosa piękność, o cudnych oczach próbowała sprawić, że poczuje się jak w domu. Rozpakowując kolejno swoje rzeczy i umieszczając w odpowiednich miejscach.
Znajdowała się teraz w ogromnej garderobie, wielkości połowy jej starego pokoju. Gdzie na środku stała wielka sofa, oprawiona w czerwoną skórę. Na przeciwko wejścia, całą ścianę zajmowały, puste półki, wykonane z ciemnego drewna. Obok z lewej strony było wielkie okno, którego parapet całości był przykryty poduszkami. Dziewczyna, gdy po raz pierwszy weszła do pomieszczenia, nie mogła nadziwić się przepięknym widokiem z garderoby. Dookoła okna, znajdowały się idealnie kwadratowe półki, zapewnię na niezliczone ilości butów. Naprzeciwko okna setki wieszaków czekało, aż na ich "ramionach" zawisną przepiękne i niesamowicie kosztowne kreacje od znanych wszystkim i niezwykle cenionych światowej skali projektantów. Ścianę na przeciwko pólek, gdzie stał drzwi do tej niezwykłej szafy, częściowo zajmowało wielkie lustro i zwykła mała toaletka, wykonane z tego samego rodzaju drewna co wszystkie półki w pomieszczeniu, na której stały rozmaite pomadki, cienie, pudry i bóg wie co jeszcze. Brunetka klęczała właśnie przed najniższymi półkami, wyciągając pojedynczo ubrania z walizki.
Na samej górze znajdowały się zwykłe białe rurki, w których od niepamiętnych czasów czułą się najlepiej. To zawsze je ubierała, gdy miała wyśmienity nastrój. Uśmiechnęła się na wspomnienie niezliczonych przygód i sytuacji, które przeżyła mając je na sobie. Odkładając je na nowe miejsce, w jej głowie zaświeciła myśl, jakich teraz epickie wydarzenia w nich będzie światkiem.
Kolejne były jeansowe rurki, z ozdobnymi łatami na całej długości nogawek, które miała na sobie w pierwszy dzień ostatniej – maturalnej – klasy. Miały jej przynieść szczęście, sprawiając, że ten rok miał być inny, lepszy. I okazały się być szczęśliwe, ubrała je na pierwszej randce z Kubą i gdy spotkała swojego brata. W nich, nigdy nie spotkało ją nic złego.
Kiedyś, mając podły humor pożyczyła od swojego adoptowanego ojca kartkę kredytową i udałą się na zakupy. Zwykle pochmurne humory, nie starała się poprawić kupowaniem zbędnych rzeczy, ale tym razem było inaczej. Potrzebowała odprężenia, nie koniecznie w ten sposób w jaki zwykle odpoczywała. Chciała udowodnić samej sobie, że nie jest taka na jaką wygląda. Weszła wtedy to pierwszego z brzegu sklepu i jej oczy doznały cudu. Żółte cytrynowe spodnie, aż błagały by je kupić. Jednak została tylko jedna para i to – stał się kolejny cud! - w jej rozmiarze. Nie patrząc na spojrzenia ludzi, podbiegła do wieszaku w tej samej chwili co Alicja. Dwoje największych wrogów stanęło twarzą w twarz z rządzą mordu w oczach. Świadkowie tego zdarzenia, przysięgali podczas zeznań, że słyszeli zwierzęce warczenie z ust nastolatek. Ostatecznie to Dagmara wygrała, zadając rywalce cios z lewego sierpowego, którego nie powstydził się nawet Gołota. Dodatkowo uderzenie wzmocniła siłą kilku toreb zapełnionych ubraniami z innych sklepów.
Następne były zwykłe, marszczone spodnie, które dostała na pierwszą miesięcznice od swojego chłopaka. Niby nic nad zwyczajnego, ale liczy się gest.
Wreszcie spod wieloma parami innych spodni i spodenek, zobaczyła te własnej roboty. Czasami, w chłodne i nieprzyjemne zimowe wieczory, z braku zajęcia wyciągała z komórki pod schodami maszynę do szycia adoptowanej matki, wraz przeróżnymi tam zestawami do szycie. Ku jej zdziwieniu, był tam też farby do tkanin. Nic nie myśląc, obcięła nogawki w swoich starych spodniach, a przód pomalowana farbami w wzór flagi USA. Później spytana czemu pomalowała właśnie tak, nie miała pojęcia. Jej umysł nie kontrolował pracy rąk, które same decydowały co malowały. Już wtedy musiała pod świadomie tęsknić za domem.
W walizce było jeszcze mnóstwo przeróżnych spodni, spodenek i szortów. Z różnych materiałów i w różne wzory. Ale te pięć najbardziej przypomniały jej o Polsce. Mimo, że jest w Los Angeles tylko kilka godzin, już poważnie tęskni. Gdy wreszcie była pusta, podeszła do innej i otworzyła ją. W środku znajdowały się jej nieliczne sukienki i spódnice.
Była tam różowa,  falowana spódnica zakończona szerokim brązowym paskiem. Kremowa, również falowana, lecz miejsce paska zajmował pas z czarnej gumki, który zabezpieczał przed spadnięciem. Prosta, sukienka na jedno ramię, związana w tali cienkim sznurkiem. Ubrała ją po raz pierwszy na jej osiemnaste urodziny. Jednak je faworytką, była suknia w kolorze herbacianym.1 Gdzie rękawy wykonane były z koronki, tak samo jak część od tali w górę. Jedynie od wcięcia pośrodku ciała, rozchodziła się w dół. Brunetka przetańczyła w niej całą noc, podczas balu maturalnego, rok przed jej własnym. Jej kolega z ulicy, był zbyt nieśmiały by zaprosić jakąś dziewczynę z swojego rocznika, więc zaprosił najlepszą przyjaciółkę.
Po następnej godzinie większość walizek stała już przed drzwiami jej pokoju, czekając aż zgodnie z umową, któryś z jej współlokatorów zaniesie ją na strych. Została jej tylko jedna, która zawierała to co kobiety kochają najbardziej, zaraz po diamentach – buty.
Otwierając ją z zawartości na podłogę wypadła para czarnych botków, oraz białe trampki za kostkę, które zdobiły plamy farby w odcieniach tęczy. Na wspomnienie gdy to artystyczne działo powstawało, przywołała gorzką łzę smutku. Po skończonej pracy, ona jak i Ula i wszystko co znajdowało się w promieniu 10 metrów pokrywały plamy podobne do tych na butach.
Usłyszała dźwięk przekręcającego zamku w frontowych drzwiach. Spojrzała szybko na zegarek w komórce i wstając otarła spływającą po policzku łzę. Zostawiając obuwie na środku szafy, ruszyła w stronę schodów na dół, licząc że któryś z jej nowych przyjaciół, jeszcze nie pojechał do pracy. Wchodząc do pustej kuchni już wiedziała, że się spóźniła. Dziś jej brat wraz z trzema przyjaciółmi mają wrócić do pracy po kilku miesięcznej przerwie. Miała jechać z nimi, by zobaczyć jak tworzy się serial, dzięki któremu fani tak bardzo się kochają. Była tym faktem tak pod ekscytowana bardziej niż świadomością mieszkania w tak pięknym domu jak ten2... W dodatku fakt, że nie zna w promieniu kilku tysięcy kilometrów nikogo powodował nieodpartą chęć spędzania czasu z jedynymi znajomymi.
Mówi się trudno – pomyślała podchodząc do górnej szafki w nadziei znalezienie czegoś do jedzenia. Mimo, że zegarek w kuchence skazywał 7.23, Dagmara nie miała nic w ustach od ich wczorajszego wypadu do kina. Chłopcy chcieli tak świętować nowy dom i pierwszy amerykański kac osiemnastolatki, która do końca życia nie zapomni rozbawionej miny Jamesa i Carlosa, gdy Kendall opowiedział im, w jakim stanie zastał apartament Erin.
Niestety w szafce były tylko resztki krakersów i trochę czegoś co wyglądało jak rodzynki, choć przypominało też szczurze bobki. Z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy, zamknęła z trzaskiem szafkę. W następnej znalazła tylko te "rodzynki", tak jak w kilku następnych. - Pewnie nie mieli czasu zrobić zakupów. - Pomyślała i już zbierała odwagę by wyjść na nieznane miasto, w poszukiwaniu jakiegokolwiek sklepu spożywczego lub restauracji gdzie coś zje. Nagle jej wzrok zauważył, że mała kwadratowa tabliczka na lodówce się świeci. Podeszłą do niej i uśmiechnęła się. Była duża lodówka z barkiem na zimne napoje z boku. Na wysokości oczu dorosłego człowieka był średniej wielkości monitor.
- Lodówka z komputerem – Powiedziała do siebie – Czego ludzie nie wymyślą.
Większą część ekranu zawierała informacja,

MASZ 1 NOWĄ WIADOMOŚĆ

a pod nią przycisk Otwórz. Dagmara niepewnie nacisnęła i uśmiechnęła się widząc twarz brata.


- Hej. - Powiedział nieśmiało, lecz zaraz odzyskał swoją pewność siebie – Jeżeli to oglądasz to znaczy, że już się obudziłaś, a nas nie ma...
Zawsze mogę iść ją obudzić – Zobaczyła za Kendallem uśmiechniętą twarzyczkę Jamesa. - Z wiadrem zimnej wody, oczywiście.
- Nie sądzę, by była zachwycona taką pobudką – Napomknął Logan, lecz nie widziała go.
- Tak, więc. Zaraz musimy wyjść, jeżeli nie chcemy się spóźnić na pierwszy dzień pracy...
- Nie chcemy? - Spytał Carlos, przecierający oczy jedną ręką, gdy w drugiej trzymał połówkę kanapki z szynką i sałatą.
- Nie chcemy. - Powiedział twardo i stanowczo Kendall do Latynosa, po czym zwrócił się do kamerki za instalowanej w lodówce. - Nie chcemy Cię też budzić..
- Nie chcemy? - Spytał Carlos tonem małego dziecka, któremu odmówiono porcji lodów.
- Nie. - Odparł Logan tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Dacie mi dokończyć? - Spytał się w stronę przyjacieli Schmidt. - Śpij smacznie i nie martw się brakiem jedzenia....
- Co jest straszne! - Krzyknął Carlos
- ...rano zamówiliśmy śniadanie i w kuchence powinna być twoja porcja sałatki i kawy prosto z Strasburga. - Dokończył Kendall. Na te słowa Pena zaczął nie postrzeżenie zbliżać się do kuchenki mikrofalowej. Otworzywszy ją, już miał zabierać się do konsumowania jedzenia, gdy w ostatniej chwili Logan zamknął przed nim dźwiczki i pogroził palcem.
- To dla Dagmary. - Powiedział, zasłaniając kuchenkę – Zjadłeś już swojego Hamburgera...
- i mojego Hot Doga!! - Krzyknął James, ciągle szczerząc się do kamerki.
- Tak więc, śniadanie powinno być w kuchence, jeżeli Carlos nie zje go do naszego wyjazdu... - Powiedział blondyn i westchnął. - Jak zjesz...
- O ile będziesz miała co! - Krzyknął Carlos przepychając się z Loganem, by dostać się do jedzenia.
- ...to zadzwoń, a któryś z nas po ciebie podjedzie i zobaczysz wreszcie jak pracuje się w Hollywood.
- Odsuń się! - Wrzasnął Carlos.
- Nie! - Odkrzyknął Logan – Ty swoje już zjadłeś.
- Jestem głodny!
- Zjesz na planie.
- Chce jeść teraz!
Kendall uśmiechnął się widząc udawaną bójkę przyjaciół o jedzenie. Przez chwile patrzył na poczynania bruneta z Latynosem, co chwilę śmiejąc się pod nosem. W pewnym momencie, James przyłożył rękę do kamerki i ogłosił koniec nadawania, spowodowane wojną domową.

Czuł się jak pierwszy dzień w szkole po letnich wakacjach, wszyscy witają się i tak nieszczerze opowiadają jak bardzo stęsknili się za sobą i za pracą. Wszędzie można zauważyć nieszczerzy uśmiech, za każdym razem gdy ktoś z starej ekipy wchodził na plan.
Nowi aktorzy stali na uboczu w małych grupkach, oglądając z przejęciem plan zdjęciowy i uśmiechniętą starą ekipę. Zupełnie jak pierwszoklasiści, obserwujący starsze roczniki. Logan uśmiechnął się na to porównanie. Przypominało mu to jego szkolne lata, gdy wraz z najlepszymi przyjaciółmi i swoją pierwszą miłością przekroczył próg szkoły, by zacząć ostatnio klasę. Przez pierwszy tydzień września, co lanch oceniali pierwszoklasistki w skali od 1 do 10. Robili tak od dziewiątej klasy. Przez te wszystkie lata, żadna dziewczyna nie dostała dziesiątki. Nie, żeby żadna dziewczyna nie zasługiwała na najwyższą ocenę w ich skali, bo wiele dziewczyn w jego liceum było piękne. Niektóre z nich, są teraz najbardziej rozchwytywanymi modelkami na świecie. Oni po prostu byli wybredni. Tylko jedna dziewczyna zbliżyła się do pełnej dziesiątki. Dostała ona ocenę dziewięć i pół. A później serce Hendersona, które bezlitośnie złamała...
- Wszystko w porządku? - Spytał troskliwie Carlos, po ich rannej "kłótni" nie było śladu.
- Tak, jasne. - Powiedział i zamrugał kilkakrotnie. Łzy zniknęły.
- Patrz, Erin idzie. - Schylił się nad nim James i wyszeptał.
Szła, miał racje. Ale nie sama. Obok niej stąpał jakiś chłopak i zbyt nachalnie trzymał rękę na jej biodrze. Dziewczyna zatrzymała się, przez co zmusiła swojego znajomego do tego samego i spojrzała w oczy chłopaka. Po chwili ich usta się złączyły, a dłonie Logana ścisnęły w pięść. Z każdą sekundą pocałunku, knykcie na dłoniach szatyna niebezpiecznie bladły. Para w końcu oderwała się od siebie, w momencie gdy paznokcie byłego chłopaka Erin przebiły skórę dłoni, pozostawiając czerwone półksiężyce.
Chłopak miał wrażenie, że grają w grę. A on przegrywa. A dziewczyna jest coraz bliżej jego królowej. Szach
Dziewczyna chyba zauważyła Hendersona i resztę, bo się zarumieniła. Chwyciła nieznajomego za dłoń i ruszyła w kierunku przyjaciół. Logan szybko schował krwawiąc ręce do kieszeni bluzy.
- Cześć. - Powiedziała nieśmiało – Chcę wam przedstawić mojego przyjaciela Davida. Będzie pracował z nami.
Szach i mat. Game Over. Sztylet wbity w samo serce i został przekręcony. Nic już nie ma.
W tym momencie dolne szczęki czwórki przyjaciół sięgnęły podłogi. A sam zainteresowany poznał przyjaciołom swojej dziewczyny swój najlepszy uśmiech. W końcu ich postacie są głównymi bohaterami w show, który bije rekordy oglądalności. Jest najczęściej oglądanym, zaraz po iCarly, programem stacji. A oni sami, ulubionymi Gwiazdami stacji przez telewidzów. David wyciągnął w ich kierunku rękę, która zawisła w powietrzu.

Niczym burza wparował do gabinetu głównego producenta serialu, nie zważając na konsekwencje swojego zachowania. Z jego twarzy można było odczytać wściekłość. Nie pohamowaną, zwierzęcą frustracje. Spowodowaną nowym aktorem.
- CO TEN GNOJEK TU ROBI?! - Wrzasnął na cały budynek w kierunku swojego szefa.
- Logan! Uspokój się! - Mężczyzna podniósł głos – O co chodzi?
- O CO CHODZI?! - Chłopak zaśmiał się histerycznie – CHODZI O TEGO DUPKA, KTÓRY DOSTAŁ ROLĘ, W NASZYM SERIALU!
- Masz na myśli Davida, tak? - Spytał producent i odwrócił wzrok i zaczął grzebać w papierach, które zaśmiecał całe jego biurko. Aż w końcu znalazł to co szukał. Podanie nowego członka obsady. - Pan Cade wystąpił jak dotychczas gościnnie w wielu serialach, w tym Pretty Little Liars – Podał CV Davida Hendersonowi – więc sadzę, że nadaje się idealnie do roli partnera Jo.
- NIE OBCHODZI MNIE JEGO DOŚWIADCZENIE! - Wrzasnął zdenerwowany chłopak. - WIESZ KTO TO JEST?!
- Nie mam pojęcia. Oświeć mnie – Producent z szkockim spokojem oparł się o oparcie fotela.
Logan wziął oddech, by uspokoić niebezpiecznie szybko bijące serce i szargane nerwy. Po czym ledwo co słyszalnie odparł.
- Dla niego, Erin mnie zostawiła.
Producent westchnął pobłażliwie i wstał. Przez moment wydawało się, że chce podejść do aktora i go przytulić, pocieszyć. Ten jednak podszedł do okna i wyjrzał na ulice.
- W tym mieście lepiej nie mieszać życia osobistego z pracą. - Powiedział nie odrywając wzroku od przejeżdżających aut – A ty to zrobiłeś. - Zwrócił się do chłopaka – I teraz za to płacisz.

Wbrew przypuszczenią wszystkich, postanowiła wybrać się na spacer po mieście. Spojrzała na GPS w komórce, gdzie wcześniej wybrała adres studia, w którym jej przyjaciele pracują. Nie przestraszyła się nawet, gdy urządzenie obliczyło, że droga wynosi 20 km. Gdy Dagmara sobie coś postanowi, to nic jej nie zwiedzie, do celu.

Spojrzał na zegarek w komórce. Dochodziła 9.50, a on wciąż nie dostał znaku życia od siostry. Na planie był już prawie cztery godziny, ale to dopiero wierzchołek góry lodowej. Zwykle pracowali od szóstej rano do osiemnastej. Zapewnię trwało by to krócej, gdyby nie ciągłe wygłupy i żarty pozostałych chłopaków i reszty ekipy filmowej.
Miał wyrzuty sumienia, że zostawił Dagmarą, samą w obcym mieście na tak długo. Powinien, wczoraj przy najmniej ją oprowadzić po przecznicy i pokazać drogę do najbliższej galerii handlowej lub do szpitala. Gdziekolwiek. Zamiast tego, wraz z pozostałymi członkami Big Time Rush, nabijali się z kaca dziewczyny i obijali się przed telewizorem przez cały dzień.
- Spokojnie, zadzwoni. - Logan w uspokajającym geście położył blondynowi rękę ramieniu.
Do chłopaków podszedł właśnie asystent reżysera. Na oko był znacznie młodszy od nich samych, miał może jakieś 16-17 lat. Pewnie jeszcze uczył się, w którymś z pobliskich artystycznych high school uczących dzieciaków tańca, śpiewu i gry aktorskiej.
- Pan Kendall Schmidt proszony na plan. - Powiedział półgłosem i zniknął.
W chwili, gdy Kendall podnosił się z krzesła jego telefon zaczął dzwonić. Szybko spojrzał na wyświetlacz telefonu. MASZ 1 NIEODEBRANĄ WIADOMOŚĆ. Głosił napis na ekranie.

Jestem pod studiem Paramont Studios.
Ochroniarz nie chcą mnie wpuścić bez przepustki.
Ktoś chyba zapomniał mi ją wyrobić?

- Kendall, nie. - Powiedział stanowczo Logan, na widok proszącej miny przyjaciela.
- No, weź. - Blondyn westchnął zrezygnowany. - Ktoś musi, a mnie wzywają.
- Niech idzie, któryś z chłopaków. James albo Carlos... - Szatyn skrzyżował ręce na piersi. A jego twarz przybrała obojętny wyraz twarzy. Nie chciał pokazać, jak bardzo pragnie uczynić prośbę przyjaciela.
- Emily trzymają ich w garderobie i szykują do zdjęć. - Powiedział, jak do dziecka Kendall – A ty jesteś wolny...
Logan udał, że nie zauważył dwuznaczności z tym zdaniu. Był wolny, to fakt. Ale ona nie.

-.. ale ja na prawdę jestem jego siostrą! - Już z daleka usłyszał jej głos. Nie chciał się do tego przyznać, nawet przed samym sobą, ale zakochał się w tym głosie. A jej piękny, akcent podniecał go, z każdym słowem na nowo.
Stop! - Upomniał się w myślach – Ona ma faceta. A ty wciąż kochasz Erin! Opanuj się Henderson, do cholery.
Czasami nie poznawał sam siebie. Tak jak teraz. Jego serce było podzielone między nowo co poznaną dziewczyną i to siostrą najlepszego kumpla, a dziewczyną, która kiedyś była dla niego całym światem. Ba! Teraz też jest. Tylko nie chce o tym słyszeć. A przyjaźń, którą mu oferuje nie wystarcza. Dlatego trzyma się na dystans od obydwu. Bo każdy nieświadomy gest Sanders, sprawia, że jego serce krwawi. Boi się tez, że to tylko zauroczenie, spowodowane odrzuceniem i skrzywdzi Dagmarę. A tego by sobie nigdy nie wybaczył.
- Nie masz przepustki dziewczyno! - Powiedział stanowczo ochroniarz – A pan Schmidt nie powiadomił mnie, że spodziewa się gości.
- Moja wina, że zapomniał?! - Oburzyła się.
- Siema. - Powiedział niepewnie, podchodząc do dziewczyny. - Mam nadzieje, że obejrzałaś filmik, który zostawiliśmy Ci w domu.
- Widzisz. - Powiedziała Dagmara do ochroniarza. - Mówiłam, że z nimi mieszkam!

- Lepiej późno, niż wcale – Te słowa jako pierwsze przerwały kilkunastu minutową ciszę, podczas której atmosfera między dwoma znajomymi, można było kroić nożem, jak cieplutkie masło.
- Nie wiń mnie, tylko twojego brata – Odpowiedział po chwili, podnosząc ręce do góry w geście poddania.
Między nimi ponownie zapanowała głucha cisza. Nikt z nich nie śmiał się jako pierwszy odezwać.
- Czemu nie przyszedł sam, tylko wysłała akurat Ciebie? - Spytała się po chwili, nie racząc chłopaka spojrzeniem. - Przepraszam, nie miałam tego na myśli. - Dodała widząc zakłopotanie chłopaka.- Po prostu, źle sformułowałam pytanie...
Szatyn przez chwilę patrzył w jej piękne oczy, a przed oczami pojawiła mu się piękna, romantyczna historia, którą kiedyś czytał na koncie, którejś fanki z nim w roli głównej.

Dwoje ludzi, którzy są dla siebie, ważniejszy od wszystkiego co ich otacza. Jednak boją się to przyznać, nie chcąc stracić tej pięknej i długoletniej przyjaźni. Obawiają się, że to uczucie, które kłębi się w ich sercach, w wkrótce wygaśnie i zniszczy to na co tak długo razem pracowali. Mimo to, każdą wolną chwilę spędzają razem, wygłupiając się, śmiejąc, bawiąc czy po prostu ciesząc swoim towarzystwem.
Nie zważali na spojrzenia ludzi, którzy brali ich za parę. Woleli by pozostało tak jak jest, mimo że to strasznie boli.
Pewnego razu, on zadzwonił do niej pytając czy nie ma ochoty na spacer w środku nocy w jego towarzystwie. Dziewczyna roześmiała się i przez śmiech opowiedziała, że z chęcią. Kazał jej wyjrzeć przez okno. Zrobiła to i zauważyła go z bukietem białych róż.
- Wariat – Wyszeptała do telefonu i wyszła do niego.
Gdy byli w parku, żadne z nich się nie odzywało. Zwykle wtedy cieszyli się swoim towarzystwem, ale nie tym razem. Byli sztywni, niepewni każdego swojego ruchu.
- Może usiądziemy, nogi mnie bolę. - Zaproponowała dziewczyna wskazując na drewnianą ławkę stojącą z boku alejki.
Nim się obejrzała, chłopak chwycił ją w pasie i posadził sobie na kolanach. Poczuła jego przecudne perfumy i oddech na szyi. A umięśnione ramiona chłopaka opiekuńczo obejmowały ją w pasie.
- Logie, głuptasie – Zaśmiała się – Jak to wygląda...
- Mam w nosie, co myślą inni. - Powiedział patrząc w jej cudne oczy i nachylił się, by wyszeptać wprost do jej ucha – Kocham Cię.
- Logan, rozmawialiśmy o tym. - Powiedziała stanowczo – Nie powinniśmy, nasza przyjaźń...
Nie dokończyła przez przyjaciela, który zamknął jej usta pocałunkiem
- Pieprzyć przyjaźń – Powiedziała, nie odrywając swoich ust od uśmiechniętych ust swojego nowego chłopaka.

Uśmiechnął się nie postrzeżenie i spojrzał na siostrę swojego najlepszego przyjaciela. Potrzebował się komuś wyżalić. Teraz i to w tej chwili. Nie ważne, czy to nowo poznana dziewczyna, czy przyjaciel od dziecka.
- Mogę Ci zaufać? - Spytał niepewnie, przystając. Podniósł głowę i spojrzał w oczy Dagmary. Były tak niebezpiecznie i hipnotyzujące ciemne, mroczne i obce, jednocześnie sprawiały wrażenie przyjaznych. Patrząc w te ciemno brązowe tęczówki, chciał opowiedzieć dziewczynie wszystko. Nie czuł żadnych lęków. Jego babcia zawsze powtarzała, że oczy są zwierciadłem duszy i że tylko kobiety z ciemnymi oczami są prawdziwie, naturalnie piękne. Teraz wreszcie zrozumiał słowa, staruszki.
- Co masz na myśli? - Spytała spoglądając z ciekawością na niego.
- Chodź. - Powiedział i złapał ją za nadgarstek.

Nim się obejrzeli znaleźli się w pobliskim parku, który sprawiał wrażenie, że został zbudowanie specjalnie dla zagubionych gwiazd, chcących przemyśleć to i owo. Kilkusetne drzewa, rzucał mnóstwo błogiego cienia w upalne dni. Park nie był tak na prawdę duży, ale sprawiał wrażenie przytulnego. Był to kwadratowy plac, na około którego ciągnęła się żwirowa ścieszka, wokół której posadzone były drzewa i ustawione co pięć metrów drewniane ławki. W środku placu znajdowało się oczko wodne, na środku którego posadzono płacącą lipę. Jej opadające gałęzie zakrywały skrawek ziemi, nad którym wisiała prosta huśtawka, zbudowana z dwóch sznurków i deski. Na tą wysepkę, prowadził, mały drewniany pomost.
- Wow, jak tu pięknie – Powiedziała dziewczyna, siadając na huśtawkę, przymocowaną do gałęzi lipy.
- Też tak uważam – Odpowiedział uśmiechając się to niej. - Zawsze tu przychodzę, gdy muszę coś przemyśleć...
Przez chwilę trwali w ciszy, podziwiając urok wpadających pojedynczych promieni światła, przez liście. Światło odbijało się od liści i mieniło się tysiącami odcieni. Wszystko sprawiało, że odczuwało się magię.
- Spotkałem dziś Erin na planie – Zaczął, a w jego głosie, Dagmara usłyszała ból – Mimo było to pewne i byłem na to przygotowany, ale to bolało. - Spojrzał w jej stronę, dziewczyna w oczach chłopaka dostrzegła cierpienie – Przyprowadziła swoje chłopaka, który dostał rolę serialowego partnera dziewczyny Kendalla – Prychnął słysząc swoje własne słowa i zaśmiał się gorzko. - Gdy zobaczyłem jak ją całuje, z całej siły wbijałem paznokcie w skórę, wolałem ból niż pozwolić się rozkleić. - Zrobił krótką pałze, chcąc się uspokoić i nie pozwolić znów dać ponieść się emocją – To było by żałosne, tak jak teraz. - Pojedyncza łza pociekła po jego policzku - Nie mam pojęcia po co Ci to mówię, przecież byś się o tym dowiedziała, - Spojrzał w jej oczy, szukając pomocy w dalszym mówieniu – znamy się niespełna kilka dni i zwierzam się tobie, zamiast najlepszemu przyjacielowi. - Prychnął z pogardą, po czym spojrzał na zdezorientowaną dziewczynę i po chwili spytał – Co ty w sobie takiego masz, że ufam Ci, mimo że Cię nie znam?
- Nie wiem – Odpowiedziała wzruszając ramionami – Chyba jestem syreną, czy coś. - Zażartowała, chcąc by się uśmiechnął. Nie cierpiała, gdy ktoś w jej towarzystwie był smutny. - Poradzić Ci coś?
- A myślisz po co opowiadam Ci historię swojego życia? - Spytał pół poważnie, pół żartem.
- Tylko nowa miłość, może wyleczyć złamane serce – Zacytowała jedną z wielu ludowych prawd
- A jeżeli ta nowa miłość, boli jeszcze bardziej, niż ta stara? - Spytał spoglądając w dal.
- To masz poważny problem.


1 – Opis stylu ubierania się Dagmary, będzie potrzebny w późniejszych rozdziałach.
2 – Chcę wam wynagrodzić tak długą przerwę, w tym celu planuję odcinek specjalny, w którym posiadłość Soon Moon 125d, będzie opisana. Cieszycie się?

Po pierwsze, wiem, że jestem bez serca powodując tą półroczną przerwę. Teraz się to zmieni. Będą znacznie szybciej.
Po drugie, nowy serwer z wieloma funkcjami to nowy wystrój bloga. Jak narazie będzie to szablon dostępny przez serwis. Później, gdy już załapię funkcje wyglądu zrobię własny nagłówek i tło.
Po trzecie, chcę wam życzenia z okazji dnia dziecka. Bo każdy w sobie ma wewnętrzne dziecko. 

poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział VII – Mieszkanie


Czarnoskóry mężczyzna w podeszłym wieku, nacisnął przycisk na skórzanej kierownicy samochodu, w efekcie czego zaświecił się lewy kierunkowskaz, a mężczyzna płynnie skręcił w lewo. Wjeżdżając na kamienny podjazd, prowadzący do hotelu gwiazd, okrążając okrągły pas zieleni, porośnięty bujnymi, egzotycznymi kwiatami i zielonymi ozdobnymi krzakami, których liście lśniły w Kalifornijskim słońcu.
Limuzyna zatrzymała się dokładnie pod głównymi drzwiami budynku, nad którymi znajdował się pozłacany napis, układający się w nazwę hotelu. W drzwiach stał portier, gotowy na oddanie walizek gości bagażowemu, a widząc znajomy samochód uśmiechnął się. Mimo iż chłopców nie było jedynie kilka dni, zrobiło się tu strasznie cicho. Nie licząc krzyków i skarg z strony Mirandy na fatalną obsługę.
- Cześć, Mark – Przywitał się James, wysiadając z samochodu – Wydarzyło się coś ciekawego, gdy nas tu nie było?
- Witaj, Jamesie – Portier uśmiechnął się do długowłosego i skinął głową w stronę bagażnika samochodu, dając znak bagażowemu. - Prawie nic, no może oprócz oburzonej panienki Cosgrove.
- Co tym razem? - Dopytywał się Pena i uśmiechnął uwodzicielsko w stronę przechodzących obok, dwóch ślicznotek, próbujących swoich sił w najnowszej produkcji stacji.
- Nie zauważyła czekoladki na poduszce – Westchnął mężczyzna – i położyła się spać brudząc swoje prześliczne włosy.
- Że ja nie widziałem, jej miny – Oburzył się szatyn, który z odtwórczynią głównej roli, w serialu z najlepszą oglądalnością, miał na pieńku już od pierwszego dnia w hotelu.

Niebieski model, wyblakniętego już Fiata Barchetta z 19961 roku, skręcił w boczną alejkę prowadzącą ku ekskluzywnemu hotelowi, przeznaczonemu jedynie dla niewielkiej liczby oczów. Co chwilę zatrzymując się gwałtownie, wbrew woli kierowcy. Szatyn, przecież dopiero co odebrał go od znanego i zaufanego mechanika, co prawda specjalista ostrzegał go, że może stanąć na środku jezdni. Ale nie tak szybko, po niecałych 20 milach drogi, rozkraczył się, jak nie jedna kobieta lekkich obyczajów, których w tym mieście jest nie mało. Mężczyzna zaklął pod nosem i trzasnął drzwiami pojazdu, który odpłacił właścicielowi wytryskiem oleju na nowe buty szatyna. Ten zdenerwowany kapnął w kołpak przedniego koła, który wbrew wszystkim, jednak nie odpadł.
Obrócił gwałtownie głową słysząc ponaglające krzyki, oburzonego kierowcy czarnego, ekskluzywnego modelu marki Susuki. Za opuszczonego okna wychylał swoją głowę czarnoskóry, dobrze zbudowany mężczyzna, wykrzykując kuniemu obraźliwe słowa.
- Co się tam, pan dzieje?! - Wrzasnął i otwierając drzwi auta – To nie wysypisko!
- Tak, wiem... - Zaczął szatyn, lecz kierowca Susuki przerwał mu bezlitośnie.
- Cieszę się bardzo, że pan to wie. - Powiedział z toną sarkazmu w głosie – Rusz, pan ten złom, bo przejechać nie można.
- Nie da rady, stanął. - Odpowiedział mu, czując jak na policzkach wychodzą mu czerwone rumieńce.
- Co się dzieje, Wóz? - Spytała dziewiętnastoletnia dziewczyna, o brązowych włosach ubrana w najnowszą kolekcję od D&G. Młody kierowca miał wrażenie, że zaraz się przewróci na tych swoich dziesięciocentymetrowych,cienkich jak igła szpilkach.
- Nic, panienko Cosgrove. - Odpowiedział jej mężczyzna, który najprawdopodobniej nazywał się Wóz. - Nic, co panią powinno niepokoić.
- A jednak niepokoi – Odpowiedziała dziewczyna podchodząc do kierowcy, a za nią za lśniących drzwi wysiadła długonoga dziewczyna, o falowanych włosach. Mimo iż Henderson w swoim w życiu widział wiele piękniejszych od tej dziewczyny kobiet, odębiał. Jego serce na moment przestało bić, a dolna szczęka mimowolnie powędrowała ku podłożu. Szybko jednak doszedł do siebie i opanował się.
- Czemu stoimy? - Spytała przepiękna nieznajoma, panienkę Cosgrove, a ta spojrzała na kierowcę z mordą w oczach.
- Jeśli za dwie minuty nie ruszymy, to Wóz nie znajdziesz już pracy w tym mieście – Powiedziała, zaplatając ręce na piersiach – Mam Ci przypominać kim jest mój ojciec?
- Nie, nie panienko –Zająknął się mężczyzna – Niech panienki już siadają do samochodu, zaraz ruszymy.
- Mam taką nadzieję... - Odpowiedziała Cosgrove i ruszyła ku samochodowi, a za nią jej przyjaciółka, która z przepraszającą miną spojrzała na Logana. Ten wyszeptał jedynie, uroczony jej pięknem "Hej". Dziewczyna zachichotała i uśmiechnęła się promiennie.
- Erin! - Usłyszała ponaglające wołanie kumpeli – No chodź, tu!
- Do zobaczenia – Powiedziała do Hendersona i zniknęła za drzwiami samochodu.

- Ty i ta twoja niechęć do Mirandy – Pokręcił głową James – Ona mimo wszystko jest miła.
Pozostali przyjaciele wybuchli niepohamowanym śmiechem, nieraz o mało co nie zostali wywaleni z swojego apartamentowca przez zaburzałe ego serialowej Carly.
- Chyba dla Cie – Powiedział Kendall – Miranda przecież kocha swojego Jamesika... - Powiedział głaszcząc go po głowie.
- A Hendersona znieść nie może – Powiedziała sama zainteresowana przechodząc obok Logana i rzucając mu pełne pogardy spojrzenie.
- Przez tą jędzę Erin mnie rzuciła – Odezwał się po chwili Logan, gdy ta odjechała swoim najnowszym autem. Prezentem od tatusia.
- Logan... - Zaczął Kendall, lecz szatyn błyskawicznie mu przerwał.
- Jestem tego pewien – Powiedział i spojrzał w miejsce gdzie pierwszy raz ją spotkał – Jestem pewien.
- Nie chce przerywać waszych wspomnień – Powiedział głos z samochodu – Ale też tu jestem.
Chłopcy niczym struś pędziwiatr rzucili się ku drzwiom samochodu, którym przyjechali tu z lotniska. Przepychali się, który ma otworzyć drzwi ich nowej przyjaciółce, już w samolocie zabronili jej wyjść samej z auta. Mieli otworzyć przed nią drzwi, a teraz zupełnie o niej zapomnieli.
- Wybacz, zapomniałem – Przeprosił ją blondyn i podał dłoń, by wysiadła.
- Nic, nie szkodzi – Odpowiedziała mu, posyłając piękny uśmiech. - Miło było słychać waszą rozmowę, nie widząc waszych min. - Chłopcy spojrzeli na nią, nie dowierzając – Serio. Całkiem przyjemnie.
- Czy ja dobrze słyszę, czy nasz boysband przyleciał? - Spytała Jannette, wesoła blondynka, opierając się nonszalancko z krzyżowanymi na piersiach rękami o drzwi i spojrzała z uśmiechem na siostrę przyjaciela – Dagmara?! - Podbiegła do Europejki i przytuliła ją mocno, czym zaskoczyła Schmidt. - Wreszcie będzie tu jakaś normalna laska, a nie te zbzikowane larwy.
- Kto to mówi? - Spytał na zaczepkę James – Najlepsza przyjaciółka królowej larw...
- Nie mam pojęcia o czym mówisz – Powiedziała wymijająco i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu Mirandy
- Spokojnie, jest już u kosmetyczki – Uspokoił ją Carlos – Nie usłyszy Cię.
- Nawet jeśli to i tak jej mózg wielkości orzecha, tego nie zrozumie – Dokończył szatyn z uprzedzeniem do Cosgrove i razem z pozostałymi wybuchnął śmiechem.
- Nie rozumiem was – Zaczęła niepewnie brunetka, która jako jedyna nie zaśmiała się z uwagi Logana – Gdy mi ją przestawaliście wydawała się miła...
- Bo byłaś gościem, - wytłumaczył jej Kendall - który mógł podczas jakiegoś wywiadu opowiedzieć o jej... - Zamyślił się w poszukiwaniu właściwego słowa
- Prawdziwej twarzy – Pomógł James
- Właśnie, prawdziwej twarzy. - Powiedział Kendall – nie tej wypromowanej przez stacje i tatusia...
- Wcale taka nie jest – Powiedział głos należący do osoby stojącej nieopodal nich. - Miranda jest inna i na prawdę miła.
- Szczególnie z tym swoim pozerskim spojrzeniem – Odpowiedział jej Carlos, udając Cosgrove przechodzącą obok nich
- Naprawdę jej nie lubicie. - Uśmiechnęła się i spojrzała po zgromadzonych z twarz, których nie można było odczytać żadnych emocji. Spojrzała na swojego byłego chłopaka i wydawało się jakby przez chwilę dążyli niemą rozmowę – Szczególnie ty, nie?
Nie odpowiedział jej, bojąc się tego co może powiedzieć. Bał się, że wygarnie jej wszystko co o niej teraz myśli. Że jest jedzą łamiącą serca, że nie umie grać, że potrafi rozkochać w sobie każdego, by osiągnąć sukces, a jej piękna uroda i umiejętność zmieniania się jej w tym pomaga. A szczególnie bał się, że powie jak bardzo ją kocha i jak mocno złamała mu serce, gdy dostałą to co chciała, by później odejść do innego.
- Tak myślałam – Powiedziała i odeszła w stronę basenu.

Jak zwykle o tej porze dnia, hol główny był wypełniony po brzegi zmęczonymi nastolatkami po całym dniu kręcenia zdjęć. Cześć odpoczywała na zestawie wypoczynkowym w kącie korytarze, inni czekali na przyjaciół lub rozmawiali z spotkanymi po drodze znajomymi. Jeszcze inni jedynie przechodzi do miejscowego spa lub nad basen, który był miejscem spotkań całych ekip.
Kendall spojrzał na tych wszystkich ludzi, których prawie nie zna, a łączy ich tak wiele. Stacja, męcząca praca, te wspaniałe uczucie widząc na twarzach fanów radość, miłość do tego co się robi i pasja. Mimo, iż te ostatnie coraz rzadziej, ludzie przestali grać bo to kochają, tylko dlatego, że aktorstwo jest dobrze opłacalne. Sam tego nie rozumiał, może dlatego że nigdy nie brakowało mu pieniędzy.
Tylko jeden element tu nie pasował do reszty. Spojrzał w stronę recepcji hotelowej i skrzywił się znacząco, widząc otyłego człowieka ubranego o kilka rozmiarów za mały strój służbowy. Obierającego się o blat recesji. Wszyscy są zupełnie pewni, że to on był pierwowzorem Leberta z serialu Jannette. Nawet mają taką samą brodawkę umieszczoną w tym samym miejscu na twarzy. A ich charakter zbytnio się nie różni, obydwoje są tak samo dziwni i chaotyczni. Ich zachowania nikt nie rozumie. Jedyną różnicą jest to, że Lubert traktuje wszystkich tak samo, jak zdechłe larwy. A oryginał boi się o swój stołek wiedząc, że mieszkańcy mogą sprawić, że wyleci z posady. Jednak i tak dla niektórych jest obleśny.
Blondyn podszedł niepewnym krokiem w stronę recepcji i spojrzał na plakietkę przyczepioną do kieszeni mężczyzny. Nazwisko Loathsome2idealnie określało jego wygląd, jakby Bóg projektując go już wiedział, jaką rodzinę pokara takim synem. Nieraz zastanawiał się, tylko co Ci nieszczęśni rodzice managera hotelu zrobili, że zostali taką pokutę od Boga.
- Cześć, Rubert – Przywitał się grzecznie chłopak – Jak tam życie?
- Dla Ciebie i reszty tych gówniarzy, pan Loathsome. - Powiedział gniewnie, nie odrywając wzroku od gazety na blacie. - Czego chcesz?
- Nic wielkiego – Uśmiechnął się Kendall – Chciałem prosić o dodatkowe łóżko w pokoju 435B.
- Jak się orientuje, to w tym pokoju z waszego apartamentu, mieszka Logan, a nie ty... - Zaczął swoje wywody menadżer.
- No tak – Przytaknął Kendall – Po śmierci moich rodziców, jestem prawnym  siostry i pomyślałem...
- Ona tu nie może mieszkać – Przerwał mu kierownik – O! Dodgersi3.1wygrali z Rockiesami3.2 pięć do zera! - Ucieszył się przeglądając gazetę.
- Jak to nie może?! - Spytał gwiazdor.
- Ponieważ, panie Schmidt to hotel dla gwiazd stacji Nickelodeon. - Powiedział spokojnie Rubert wciąż wpatrzony w gazetę – A jak nie mam, pańska siostra nie podpisała kontraktu z stacji, więc...
- Nie może tu zamieszkać – Dokończył za niego blondyn – A wtedy podczas konkursu?
Rubert wyjrzał niechętnie znad gazety na blondyna i westchnął, przy czym nieznanym nikomu sposobem splunął na artykuł, o zespole mieszkającym w tym hotelu.
- Wysyłając pracę konkursową, - Zaczął tłumaczyć Rubert, mówiąc tonem jakim tłumaczy się kilkuletniemu dziecku, jak korzysta się z nocnika - podpisała tymczasowy kontrakt z studiem...
- Aha! - Krzyknął Schmidt – Miała podpisany kontrakt, więc może tu mieszkać.
- Czy ty mnie słuchasz, dziecko? - Spytał znudzonym tym razem tonem grubas. - Jej umowa się skończyła, wraz z wymeldowaniem się z hotelu.
- Ale mówiłeś...
- A widzisz gdzieś tu Drake Balla albo Jash Pecka? - Spytał się rozglądając dookoła po wszystkich dzieciaka-aktorach znajdujących się w holu – No właśnie. Ich umowa też wygasła.
Kendall jeszcze raz rozejrzał się po apartamentowcu i stwierdził z smutkiem, iż znienawidzony recepcjonista hotelu ma rację. Nigdy nie widać było ani Drake, ani Josh. A to dlatego, że praca nad serialem, w którym występowali została zakończona. A w raz z tym, umowa podpisana straciła ważność. Musieli opuścić hotel. I on też.
Sięgnął do przedniej kieszeni spodni i wyciągnął z niej kluczyki z niebieskim breloczkiem. Spojrzał na brzęczące klucze w dłoni i uśmiechnął się na wspomnienie tych wszystkich wspaniałych chwil, spędzonych w tym miejscu.

- Naprawdę musisz tu mieszkać syneczku? - Spytała kobieta w średnim wieku, siedząca na przednim siedzeniu ekskluzywnego samochodu. Uśmiechała się do syna, mimo iż do jej oczy podchodziły łzy. Zaciskała mocniej oczy, by tylko blondyn ich nie zauważył. Pomagały w tym czarne okulary słoneczne. - Może porozmawiam z panem Decisive i spróbujemy ominąć ten...
- Mamo. - Chłopak westchnął. Zawsze kochał swoją matkę, ale ta jej nadopiekuńczość go denerwowała – Chcę poznać kogoś nowego, a nie tylko bachory tych snobów...
- Jak się wyrażasz! - Upomniał go ojciec, opierający się jedną ręką o kierownicę samochodu. - Trochę szacunku dla starszy.
- Przepraszam, ojcze –Powiedział chłopak przewracając oczami, spod swojej blond grzywki.
- Oh Maxie, przestań –Westchnęła pani Schmidt – Twój syn zaraz się wyprowadzi, na zawsze, a ty...
- Mamo! - Krzyknął zniecierpliwiony Kendall – Nie jestem już dzieckiem, poradzę sobie...
- A jak zjesz coś nieświeżego? - Zamartwiała się kobieta – Nie wiadomo, co będziecie tam jedli. Nie wolałbyś posiłków przygotowanych przez naszą gosposię?
- Jestem pewien, że się nie zatruję – Uśmiechnął się do matki – A jak przecież mogę co niedziele przyjeżdżać na obiad, by Jane się nie obraziła.
- Ja myślę! - Pani Schmidt próbowała zabrzmieć groźnie, lecz wybuchła śmiechem – Dobra, leć na ten swój plan.
- Pa, mamo... - Powiedział blondyn i uśmiechnął się czarująco do kobiety – Cześć, tato...
Uwielbiał wracać do tej sceny, wtedy jeszcze wszystko było normalne. Bez ukrywania się przed zbzikowanymi fankami i nieszanującymi prywatności paparazzi. Ale przecież normalne, za wszystko trzeba płacić. Nie ma nic za darmo, nawet spełnienie marzeń niesie za sobą jakieś koszta.
-... jak to zbiliście wazę za dziesięć kawałków?!! - Krzyczał Vincent, gdy przyjechał wezwany przez Ruberta do PalmBeach. - CO?!
- No... ten, tego – Zaczął niepewnie James – Ćwiczyliśmy grę w hokeja, tak jak kazałeś, i ten...
- To sport dość brutalny – Dopowiedział za niego Carlos – i niechcący porwał nas wir zabawy...
- I nie wiem  nawet, kiedy znaleźliśmy się w holu... - Mówił dalej Logan – i jakoś krążek uderzył w wazę i ten...
- I stłukła się – Dokończył niepewnie Kendall, gotowy na najgorsze.
Od dnia, kiedy poznał swoich nowych współlokatorów wiedział, że to będzie ciekawe przeżycie. Każdy z nich, pochodził z przeróżnych światów. W domu Logana, nigdy się nie przelewało, w przeciwieństwie do niego. James, od małego występował w telewizji, więc presja na niego tak nie działa. A Latynos wydawał się zagubiony w L.A., gdyż dopiero co przyleciał z Bostonu. A mimo tych odmienności, zaprzyjaźnili się już na pierwszym dniu pracy. Choreograf, styliści i wiele innych dali im porządny wycisk już na starcie, a każdy następny dzień miał być gorszy od poprzedniego.

- W takim razie wyprowadzam się – Podjął szybko decyzję, nie obchodziły go późniejsze konsekwencję. Wiedział co ma teraz zrobić i właśnie to robił. Skoro Dagmara, nie może tu zamieszkać, to on też nie będzie tu mieszkał. Teraz liczyła się dla niego tylko rodzina i nic więcej.
- Nie możesz... - Powiedział Rubert – wynosząc się stąd łamiesz, któryś-tam-punkt kontraktu, który podpisałeś z zarządem stacji.
- A co się stanie, jak go złamię? - Spytał Kendall. Wiedział o konsekwencjach zerwania umowy, ale wolał to usłyszeń. W tej chwili błagał boga, by się mylił.
- Zostaniesz wywalony na zbity pysk! - Zaśmiał się recepcjonista i udał się do swojego gabinetu w wyśmienitym humorze.

Nieśmiałym krokiem szedł ku dziewczynie, której oblicze od pierwszego spotkania sprawiało, iż miękły mu kolana, a serce zaczynało bić szybciej. Jej piękne kasztanowe oczy, zakrywała brązowa grzywka. A loki, opadały na blade ramiona. Nie wierzył, że należy do niego. Raczej należała. Teraz to już przeszłość, będzie im lepiej osobno. Przynajmniej ona tak twierdziła. Gdy to usłyszał cały świat mu się zawalił. Nawet nie chciał wiedzieć, jak bardzo zbłaźnił się, gdy przedstawił ją matce. Dziewczyna miała pewnie niezły ubaw, gdy opowiadała to tamtemu.
- Erin. - Powiedział stojąc za nią i położywszy swoją dłoń na jej ramię. Ta odwróciła się i spojrzał zdziwiona na niego – Chce porozmawiać.
- Okej – Zgodziła się, lecz w jej głosie słyszał niepewność. - O czym chcesz porozmawiać? - Dodała gdy znaleźli się dalej od ciekawskich spojrzeń jej przyjaciółek.
- O nas. - Szepnął prawie niesłyszalnie, po chwili ciszy.
- Tego się obawiałam – Powiedziała przygryzając niepewnie dolną wargę.
- Ja też.

Stał w miejscu nie wiedząc co zrobić. Całe ciało odmawiało mu posłuszeństwa i sam się dziwił iż mimo jego nogi są wypchane watą, on jeszcze nie upadł. Co ma powiedzieć siostrze? Że będzie musiała zamieszkać sama, w wielkiej rezydencji zmarłych rodziców. Bo on nie może zerwać kontraktu? Prychnął na samą tą myśl To niedorzeczne. Czemu życie musi być takie niesprawiedliwe i ciągle pod górkę? Chciał chociaż raz, by wszystko potoczyło się tak jak trzeba.
- Kendall... - Usłyszał obok siebie nieśmiały i zawstydzony głos siostry. Nie mógł jej tego zrobić. Nie mógł, a przede wszystkim niechał.
- T-tak? - Zająkał się, nie mając pojęcia co powiedzieć. Dziewczyna zachichotała, zasłaniając usta dłonią. - Czemu chichoczesz?
- Zawstydziłeś się... - Powiedziała próbując zatamować śmiech, a jej policzku się lekko zaróżowiły.
- Wcale nie... - Powiedział – Pytałaś się o coś?
- Tak. - Powiedziała, a jej rumieńce stały się jeszcze bardziej czerwone – Gdzie mogę się, no wiesz... odświeżyć po podróży?
- O! - Podniósł głos. Kompletnie o tym zapomniał. Spojrzał na siostrę i poczuł, że się kurczy. Dagmara patrzyła na niego intensywnie, a z każdą mijającą sekundą, miał wrażenie iż zaraz narobi w spodnie. - Tak, oczywiście. - Zauważył idącą w ich kierunku Erin. - Erin! Erin, Erin!
- Hej. - Przywitała się dziewczyna, po wcześniejszych łzach, wywołanych rozmową z byłym nie ma najmniejszego śladu. - Co tam?
- Słyszałem, że urządzasz dziś imprezę. - Kendall bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Jaką imprezę? - Spytała aktorka, nie za bardzo wiedząc, co ma powiedzieć
- A no tak! - Kendall udał, że właśnie mu się coś przypomniało – To miała być niespodzianka dla Dagmary... - Powiedział, akcentując imię siostry. - Przepraszam, że się wygadałem. - Zwrócił się do koleżanki z planu.
- No widzisz co narobiłeś?! - Aktorka udała oburzenie i rzuciła blondynowi spojrzenie typu "Zaraz mi to wytłumacz" – I nici z niespodzianki... - Powiedziała z smutkiem do Europejki.
- Nie trzeba było – Powiedziała, nic nie świadoma brunetka.
- Ależ trzeba... - Odpowiedziała jej Sandrers, po czym wzięła ją pod rękę i udały się w kierunku wind.

Spojrzała z uśmiechem na twarzy po zgromadzonych dziewczynach w salonie apartamentu Erin Sanders. Podłogę w salonie zakrywał miękki dywan ozdobiony geometrycznymi wzorkami. Kanapy i fotele zostały odsunięte pod ściany, a z wieży stereo leciały melodyjne kawałki z list przebojów. Rozejrzała się po znajomych twarzach i nie mogła uwierzyć w to co widzi. Gdyby Magda dowiedziała się z kim jej starsza siostra jest na piżama party, pewnie dostałaby zawału.
- Czas na grę "Prawda czy wyzwanie" – Krzyknęła podczas imprezy Erin, trzymając w ręce pustą butelkę po wypitym już szampanie – Gracie? - Spytała podnosząc jedną brew ku górze.
Po pomieszczeniu przeniósł się szmer potakiwań i zniecierpliwienia. Dla młodzieży z L.A., a szczególnie tej znaczącej młodzieży, ta gra była istną żyłą złota, jeżeli chodzi o ploteczki, którymi można później podzielić się podczas wywiadu. Lub zrobić zdjęcie, podczas upokarzającej czynności, jeżeli gracz wybierze wyzwanie i umieścić foteczki w sieci.
Dwie nastoletnie supergwiazdy, a prywatnie najlepsze przyjaciółki usiadły obok siebie, właściwie przez całą imprezę nie odstępowały się na krok. Dagmara widząc ich zachowanie uśmiechała się skrycie, przypominały jej samą siebie i Ulę. Mimo tych kilku godzin, stęskniła się strasznie za swoim starym życiem.
- Pierwsza kręci Jannette – Pisnęła pani gospodarz i usiało obok nowicjuszki. Wypadło na brunetkę.
- Demi.4 –Powiedziała blondynka – Prawda czy wyzwanie?
- Prawda. - Odpowiedziała bez wahania Lovato.
- Powiedz coś o Jonasie. - W oczach Jannette pojawiły się złote iskierki.
- Nie znam zbytnio Kevina Jonasa Sr... - Wzrok dziewczyny był wpatrzony w wycelowaną w nią butelkę.
- Oh, D5. -Westchnęła Erin – Dobrze wiesz, że tej blond zołzie - Wskazała na Jannette i kontynuowała, nie zwracając uwagi na pretensję blondynki - chodzi o pana podwójne J.
- Pan 2J to dno – Odpowiedziała za nią Serena, i przytuliła przyjaciółkę.
W tym momencie Europejka przypomniała sobie słowa Magdy, podczas rozmowy przy obiedzie. Martwiła się wtedy o przyjaźń Deleny. Teraz wyglądało jakby rozumiały się bez słów. Gomez spojrzała znacząco na blondynkę i Erin.
- Dokładnie – Zgodziła się Dagmara, podniosła butelkę z podłogi i podała Demi – Zakręcisz?
Odpowiedziała jej przepięknym uśmiechem. Wzięła z ręki Europejki butelkę i odłożyła na podłodze. Energicznym ruchem zakręciła. Czubek wskazał na siostrę Kendalla
- Prawda czy Wyzwa...
- Prawda – Przerwała jej szybko brunetka.
- Okey... - Demetria wydawała się zaskoczona tak szybką odpowiedzą nowo co poznanej dziewczyny. A jeszcze bardziej tym iż poparła Selene, mimo iż nigdy wcześniej się nie znały. - Powiedz co myślisz o L.A.
- Świetne miasto –Odpowiedziała niemal od razu – Zawsze marzyłam by tu przyjechać. Przechodzić się Aleją Gwiazd i robić zakupy w ekskluzywnych butikach, mając nadzieje, że spotkam kogoś sławnego.A teraz...
- A teraz marzenia się spełniają - Dokończyła za nią Erin, przypomniał jej się jej pierwszy tydzień w Kalifornijskiej stolicy. Przed przylotem do Krainy Marzeń, śniła o tym samym co Europejka.
- No weź, Europa – Zwróciła się do niej blondynka – Serio nie marzyłaś o jakieś romantycznej historii z jakimś sławnym gościem.
- Szczerze? - Dagmara spytała bardziej siebie, niż Jannette. - Nie. Myślałam, iż to się nigdy nie spełni.
- A co myślisz o chłopakach? - Dopytywała Demi – Wpadł ci w oko któryś?
- Właściwie... - Zaczęła brunetka, lecz Selena jej przerwała
- D, powinnaś się jej spytać, komu wpadła w oko – Powiedziała z błyskiem w oku Selena.- Wiesz o kim mówię, nie?
- Serio?! - Demi, wydawała się bardzo podekscytowana – Spodobała się Casanowie?
W tym momencie Dagmara wiedziała doskonale, że jest zgubiona.

Po raz kolejny w przeciągu jednego miesiąca siedział w tym samym fotelu, oprawionym w brązową skórę. W pokoju, w którym każdą wolny centymetr ściany zajmowały regały z pięknymi, bogato zdobionymi oprawkami przeróżnych książek. Widok z okna, zajmującego całą ścianę, był przepiękny. Centrum Los Angeles tętniło życiem, nawet o tak późnej porze. Nie bez przyczyny, zostało nazwane Nigdy-Nie-Zasypiającym-Miastem razem z Nowym Jorkiem. Wszystko wyglądało niemal identycznie, dokładnie tak samo kiedy był tu pierwszy raz od dwóch lat, kilka dni po pochowaniu rodziców. Decytive siedział w swoim fotelu za mahoniowym biurkiem, pokrytym najróżniejszymi papierami. Jedynie co się zmieniło, to osoby przebywające w gabinecie. Teraz nie był sam na sam z adwokatem, ale byli też z nim przyjaciele. Chłopcy z zespołu nie chcieli zostawić go samego, tak nie zachowują się prawdziwi przyjaciele. Przyjaciele zawsze trzymają się razem.
- Przykro mi, Kendall – To było pierwsze słowa adwokata, odkąd blondyn opowiedział mu czego potrzebuje. Zaraz po wysłuchaniu sprawy, poprosił o kontrakt, który podpisał Schmidt. Przez około pół godziny, siedział w fotelu z nosem w kartkach papieru na których był wydrukowany kontrakt. - Niestety Rubert ma racje i nie możesz się wyprowadzić.
Słowa mężczyzny zawisły powietrzu. Żaden z członków zespołu nie wiedział co powiedzieć. Po prostu odębiał. Jeżeli najlepszy mecenas w Los Angeles nie może im pomóc to już nikt, nie da rady.
- No weź, Jack – Powiedział Kendall – Na pewno jest jakiś kruczek prawny, jakoś da się obejść..
- Kendall, to nie takie proste – Stwierdził Jack i jeszcze raz zanurzył się w lekturze – Jedynie, jednym sposobem, będziesz mógł się wyprowadzić, nie zrywając umowy.
- Serio? - Spytał jednocześnie James i Carlos – Jak?
- Muszą wyprowadzić się wszyscy mieszkańcy apartamentu...

Wolnym i niepewnym krokiem szedł w zamyśleniu w kierunku auta przyjaciela. Czarne Audi RS66 podjechało właśnie pod główne wejście do kancelarii prawnej, gdy blondyn przechodził przez automatyczne drzwi. Za kierownicą siedział James, szczęśliwy faktem, iż Carlos pozwolił mu poprowadzić samochód. Maslow jeszcze jako jedyny nie dorobił się nowego samochodu, reszta już dawno zmieniła swój ukochany samochód na nowszy model. Sam posiadał Misubishi Space Runner, który dostał od rodziców prosto z fabryki, gdy "Wyfrunął z gniazda", jak mówiła jego matka. Za jej plecami wraz z ojcem śmiali się z tego literackiego określenia wyprowadzki od rodziców. Jego "przyjaciele" z tak zwanych dobrych i bogatych domów, obgadywali go za plecami, iż wybrał sobie takli stary model auta. Dla tych młodych milionerów i dziedziców przyszłej fortuny, liczyły się tylko najnowsze modele aut najwyższej klasy, prosto z najnowszych targów samochodów. Jeszcze kilka lat temu, myśląc przyjaciele, przed oczami pojawiali się jego kumple z drużyny baseball, w klubie "Przyszłych Milionerów". Do niego zapisał go ojciec, twierdząc, że dzięki temu pozna przyszłych wrogów i sojuszników. W jego rodzinie, nic nie robi się niepotrzebnie lub bezinteresownie.
Natomiast teraz, po niecałym roku od kastingu na myśl o słowie "przyjaciele", pojawia mu się przed oczami plakat reklamujący serial. Zyskał nowych przyjaciół, podczas gdy tamci na wieść, o jego pracy obrócili się od niego. Nawet nie wiedząc kiedy, zaprzyjaźnili się z sobą i zżyli wystarczająco mocno, by mogli zacząć mówić osobie "przyjacielu".
Dlatego nie mógł prosić ich o tak wielką przysługę, sam fakt iż polecieli z nim, na drugi koniec świata, po dziewczynę, która może jest, a możenie jest jego siostrą. Był wielkim poświęceniem i dowodem przyjaźni. Dlatego nie mógł poprosić ich o wyprowadzenie się z PalmBeach. Prawdopodobnie Dagmara sama będzie musiała zamieszkać w pustej willi, w której wraz z rodzicami zamieszkał po przyjeździe do Los Angeles.
Nie chcąc tego robić, otworzył tylne drzwi auta Latynosa i usiadł za siedzącym obok kierowcy Carlosem. Właściciel pojazdu, wolał mieć przyjaciela na wszelki wypadek pod okiem. Obok niego usadowił się Logan. Uśmiechnął się życzliwie do przyjaciela i zanim zdążył zamknąć drzwi, James ruszył z piskiem opon.
- JAMES! - Krzyknął zdenerwowany Carlos – Co ty do cholery robisz?!
- Ruszam? - Odpowiedział pytaniem na pytanie James z szatańskim uśmiechem na ustach. - Nie podoba ci się coś?
- Tak – Odpowiedział spokojnie Pena, a Kendall mogły przysiąc że słyszał jak Carlos przed chwilą odliczał od zera do dziesięciu – To nowe opony.
- Trudno...
- James, nie drocz się z nim – Do rozmowy dołączył się szatyn, a lider zespołu przyglądał się przez okno mijanym pojazdom. - Wiesz, że kocha to auto, bardziej niż własną matkę.
- Oh, zamknijcie się już – Skończył temat Carlos. - Nie wiem jak wy, ale mi będzie brakować PalmBeach...
- Mi zbytnio nie. - Henderson pochylił się między przednimi siedzeniami, by lepiej widzieć swoich rozmówców. - Jestem tylko ciekaw miny Ruberta, gdy oddamy mu klucze...
- Pewnie zakrztusi się frytkami... - Zaśmiał się James, a zaraz po nim reszta.
- Zaraz, zaraz - Wtrącił się Kendall – Będzie brakować Ci PalmBeach? - Spytał się Peny i spojrzał na szatyna – A ciebie ciekawi mina Ruberta gdy oddamy mu klucze do apartamentu?
Szatyn wraz z siedzącym z przodu Carlosem spojrzeli na blondyna, jak na człowieka z marsa.
- Chyba nie myślałeś,że tak szybko się nas pozbędziesz? - Logan powiedziawszy uśmiechnął się do przyjaciela, swoim sławnym krzywym uśmiechem.
- Jeden za wszystkich – Powiedział Carlos – wszyscy za jednego, zapomniałeś?
- Ja... nie wiem co powiedzieć, chłopaki...
- Wystarczy, że powiesz, że masz wolne mieszkanie, które pomieści piątkę osób – Odpowiedział mu James, wpatrzony na jezdnię.
- Wiesz, że nawet mam?

Sennym wzrokiem spojrzała na śpiące w przeróżnych pozach po podłodze jej nowe... no właśnie co? Koleżankami przestały być, od niezapomnianej zabawie "Jeden dzień z....". Każda z nich miała wymyślić z kim chciała by spędzić jeden dzień sam na sam. Każda z uczestniczek miała na zadanie opisać szczegółowo cały dzień i dlaczego właśnie z tą osobą. Na samym początku gry, wszystkie traktował poważnie swoje zadanie, aż do momentu gdy to Jannette miała opowiedzieć swój dzień. W ty momencie, każda z nich tarzała się z śmiechu po podłodze salonu apartamentu Erin. Później nawet nie wiedząc kiedy, zaczęły robić ranking najbardziej seksownych aktorów młodego pokolenia. Co chwilę wybuchając śmiechem, nad zmyślonymi sytuacjami z ową gwiazdą. Uczestniczki imprezy nawet nie zorientowały się kiedy druga i trzecia butelka szampana została opróżniona, a na jej miejsce na środku stołu stanęło kilka sześciopaków piwa. Wtedy zabawa rozkręciła się na dobre...
- Au. - Dagmara złapała się za głowę – Głowa mi pęka.
Obok niej leżało kilka zgniecionych puszek po piwie, a kawałek dalej zbita butelka po czerwonym winie. W jej gardle panowała istna Sahara, a żołądek zaczął się przewracać.
- Nigdy tak dużo nie piłam – Powiedziała do siebie i chwiejnym krokiem podeszłą do kuchni.
Odkręciła kran i przemyła twarz wodą. Następnie nabrała odrobinę płynu do ręki i przyłożyła do ust. Była to tylko kropla w morzu potrzeb. Otworzyła szafkę nad zlewem i wyciągnęła z niej kubek. Szybkim ruchem, o ile na to pozwalał ostry ból głowy i mdłości, odkręciła kran i nalazła wody do kubka. Łapczywie, wielkimi łykami pochłaniała życiodajną substancję. Obłożyła kubek na wyspie pośrodku kuchni i podeszła do salonu.
- Matko, co tu się wczoraj działo – Westchnęła i spróbowała wrócić pamięcią do wczorańszych zdarzeń. Ostatnie co zapamiętała to jak uderzyła głową o fotel, gdy turlała się z śmiechu po podłodze. Spojrzała w tamto miejsce zauważyła różowy stanik, zwisający z oparcia mebla – Jak? - Szybko zerknęła pod bluzkę – Dobrze, że nie mój.
Schyliła się ku podłodze i podniosła najbliżej leżący dowód wczorajszej imprezy. Po dziesięciu minutach zebrała w sumie około dziesięć puszek po piwie, z trzy butelki po drogim szampanie i tą zbitą butelka po winie.
- Heeej... - Usłyszała głos brata z salonu – Co się tu działo?
- Jestem w kuchni – Wyszeptała mając nadzieję iż Kendall usłyszy – Kawy? - Spytała gdy wszedł do kuchnio jadalni.
- Nie, dzięki. Piłem przed chwilą – Powiedział, próbując wzrokiem omiotać pozostałości po wczorajszej piżama party. - Co to? - Spytał podnosząc zapisaną niewyraźnym pismem kartkę – "Dziesięć najseksowniejszych gwiazd młodego pokolenia"? - Przeczytał tytuł i spojrzał na siostrę podnosząc jedną brew ku górze. - Ej! - Krzyknął, gdy ta wyrwała mu kartkę z ręki i schowała do tylnej kieszeni spodni.
- Co? - Spytała jakby niby nic, udając aniołka – Co się stało?
- A które miałem miejsce? - Spytał drążąc ten temat – Czwarte? Trzecie? A może pierwsze?
- Skąd pewność, że jesteś na liście? - Spytała Jannette, która stałą za plecami blądyna oparta o ścianę.
- A nie jestem? - Spytał obracając się by spojrzeć na przyjaciółkę.
- Po co przyszedłeś? - Zmieniła temat blondynka, wciąż opierając się o białą ścianę pomieszczenia
- Przyjechałem po siostrę – Odpowiedział i spojrzał w kierunku w którym stała,opierając się tyłkiem o zlew kuchenny. W rękach trzymała świeżą kawę .-  Czas wracać do domu.


1 – Jak pewnie wiecie, piętnastoletnie auto to dla Amerykanów grat, podczas gdy my – Polacy – kupujemy auta tego pokroju od Niemców.
2 – Z ang. Obleśny
3.1– Los Angeles Dodgers, potocznie Dodgersi. Drużyna baseballowa grająca w dywizji zachodniej. Mająca siedzibę w L.A.
3..2– Colorado Rockiers, potocznie Rockiersi. Drużyna baseballowa grająca w dywizji zachodniej. Mająca siedzibę w Denver w stanie Kolorado.
4– Jak obiecałam, pojawiły się gościnnie Demi Lovato i Selena Gomez. Wszystko dzięki Disneyowskim zapędom Logana. Heh. Ja czasami tego gościa nie rozumiem...
5– Pierwsze litery imion. W Ameryce bardzo popularne są takie ksywki. Dziwny kraj...
6– Ale cacko.