poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział VII – Mieszkanie


Czarnoskóry mężczyzna w podeszłym wieku, nacisnął przycisk na skórzanej kierownicy samochodu, w efekcie czego zaświecił się lewy kierunkowskaz, a mężczyzna płynnie skręcił w lewo. Wjeżdżając na kamienny podjazd, prowadzący do hotelu gwiazd, okrążając okrągły pas zieleni, porośnięty bujnymi, egzotycznymi kwiatami i zielonymi ozdobnymi krzakami, których liście lśniły w Kalifornijskim słońcu.
Limuzyna zatrzymała się dokładnie pod głównymi drzwiami budynku, nad którymi znajdował się pozłacany napis, układający się w nazwę hotelu. W drzwiach stał portier, gotowy na oddanie walizek gości bagażowemu, a widząc znajomy samochód uśmiechnął się. Mimo iż chłopców nie było jedynie kilka dni, zrobiło się tu strasznie cicho. Nie licząc krzyków i skarg z strony Mirandy na fatalną obsługę.
- Cześć, Mark – Przywitał się James, wysiadając z samochodu – Wydarzyło się coś ciekawego, gdy nas tu nie było?
- Witaj, Jamesie – Portier uśmiechnął się do długowłosego i skinął głową w stronę bagażnika samochodu, dając znak bagażowemu. - Prawie nic, no może oprócz oburzonej panienki Cosgrove.
- Co tym razem? - Dopytywał się Pena i uśmiechnął uwodzicielsko w stronę przechodzących obok, dwóch ślicznotek, próbujących swoich sił w najnowszej produkcji stacji.
- Nie zauważyła czekoladki na poduszce – Westchnął mężczyzna – i położyła się spać brudząc swoje prześliczne włosy.
- Że ja nie widziałem, jej miny – Oburzył się szatyn, który z odtwórczynią głównej roli, w serialu z najlepszą oglądalnością, miał na pieńku już od pierwszego dnia w hotelu.

Niebieski model, wyblakniętego już Fiata Barchetta z 19961 roku, skręcił w boczną alejkę prowadzącą ku ekskluzywnemu hotelowi, przeznaczonemu jedynie dla niewielkiej liczby oczów. Co chwilę zatrzymując się gwałtownie, wbrew woli kierowcy. Szatyn, przecież dopiero co odebrał go od znanego i zaufanego mechanika, co prawda specjalista ostrzegał go, że może stanąć na środku jezdni. Ale nie tak szybko, po niecałych 20 milach drogi, rozkraczył się, jak nie jedna kobieta lekkich obyczajów, których w tym mieście jest nie mało. Mężczyzna zaklął pod nosem i trzasnął drzwiami pojazdu, który odpłacił właścicielowi wytryskiem oleju na nowe buty szatyna. Ten zdenerwowany kapnął w kołpak przedniego koła, który wbrew wszystkim, jednak nie odpadł.
Obrócił gwałtownie głową słysząc ponaglające krzyki, oburzonego kierowcy czarnego, ekskluzywnego modelu marki Susuki. Za opuszczonego okna wychylał swoją głowę czarnoskóry, dobrze zbudowany mężczyzna, wykrzykując kuniemu obraźliwe słowa.
- Co się tam, pan dzieje?! - Wrzasnął i otwierając drzwi auta – To nie wysypisko!
- Tak, wiem... - Zaczął szatyn, lecz kierowca Susuki przerwał mu bezlitośnie.
- Cieszę się bardzo, że pan to wie. - Powiedział z toną sarkazmu w głosie – Rusz, pan ten złom, bo przejechać nie można.
- Nie da rady, stanął. - Odpowiedział mu, czując jak na policzkach wychodzą mu czerwone rumieńce.
- Co się dzieje, Wóz? - Spytała dziewiętnastoletnia dziewczyna, o brązowych włosach ubrana w najnowszą kolekcję od D&G. Młody kierowca miał wrażenie, że zaraz się przewróci na tych swoich dziesięciocentymetrowych,cienkich jak igła szpilkach.
- Nic, panienko Cosgrove. - Odpowiedział jej mężczyzna, który najprawdopodobniej nazywał się Wóz. - Nic, co panią powinno niepokoić.
- A jednak niepokoi – Odpowiedziała dziewczyna podchodząc do kierowcy, a za nią za lśniących drzwi wysiadła długonoga dziewczyna, o falowanych włosach. Mimo iż Henderson w swoim w życiu widział wiele piękniejszych od tej dziewczyny kobiet, odębiał. Jego serce na moment przestało bić, a dolna szczęka mimowolnie powędrowała ku podłożu. Szybko jednak doszedł do siebie i opanował się.
- Czemu stoimy? - Spytała przepiękna nieznajoma, panienkę Cosgrove, a ta spojrzała na kierowcę z mordą w oczach.
- Jeśli za dwie minuty nie ruszymy, to Wóz nie znajdziesz już pracy w tym mieście – Powiedziała, zaplatając ręce na piersiach – Mam Ci przypominać kim jest mój ojciec?
- Nie, nie panienko –Zająknął się mężczyzna – Niech panienki już siadają do samochodu, zaraz ruszymy.
- Mam taką nadzieję... - Odpowiedziała Cosgrove i ruszyła ku samochodowi, a za nią jej przyjaciółka, która z przepraszającą miną spojrzała na Logana. Ten wyszeptał jedynie, uroczony jej pięknem "Hej". Dziewczyna zachichotała i uśmiechnęła się promiennie.
- Erin! - Usłyszała ponaglające wołanie kumpeli – No chodź, tu!
- Do zobaczenia – Powiedziała do Hendersona i zniknęła za drzwiami samochodu.

- Ty i ta twoja niechęć do Mirandy – Pokręcił głową James – Ona mimo wszystko jest miła.
Pozostali przyjaciele wybuchli niepohamowanym śmiechem, nieraz o mało co nie zostali wywaleni z swojego apartamentowca przez zaburzałe ego serialowej Carly.
- Chyba dla Cie – Powiedział Kendall – Miranda przecież kocha swojego Jamesika... - Powiedział głaszcząc go po głowie.
- A Hendersona znieść nie może – Powiedziała sama zainteresowana przechodząc obok Logana i rzucając mu pełne pogardy spojrzenie.
- Przez tą jędzę Erin mnie rzuciła – Odezwał się po chwili Logan, gdy ta odjechała swoim najnowszym autem. Prezentem od tatusia.
- Logan... - Zaczął Kendall, lecz szatyn błyskawicznie mu przerwał.
- Jestem tego pewien – Powiedział i spojrzał w miejsce gdzie pierwszy raz ją spotkał – Jestem pewien.
- Nie chce przerywać waszych wspomnień – Powiedział głos z samochodu – Ale też tu jestem.
Chłopcy niczym struś pędziwiatr rzucili się ku drzwiom samochodu, którym przyjechali tu z lotniska. Przepychali się, który ma otworzyć drzwi ich nowej przyjaciółce, już w samolocie zabronili jej wyjść samej z auta. Mieli otworzyć przed nią drzwi, a teraz zupełnie o niej zapomnieli.
- Wybacz, zapomniałem – Przeprosił ją blondyn i podał dłoń, by wysiadła.
- Nic, nie szkodzi – Odpowiedziała mu, posyłając piękny uśmiech. - Miło było słychać waszą rozmowę, nie widząc waszych min. - Chłopcy spojrzeli na nią, nie dowierzając – Serio. Całkiem przyjemnie.
- Czy ja dobrze słyszę, czy nasz boysband przyleciał? - Spytała Jannette, wesoła blondynka, opierając się nonszalancko z krzyżowanymi na piersiach rękami o drzwi i spojrzała z uśmiechem na siostrę przyjaciela – Dagmara?! - Podbiegła do Europejki i przytuliła ją mocno, czym zaskoczyła Schmidt. - Wreszcie będzie tu jakaś normalna laska, a nie te zbzikowane larwy.
- Kto to mówi? - Spytał na zaczepkę James – Najlepsza przyjaciółka królowej larw...
- Nie mam pojęcia o czym mówisz – Powiedziała wymijająco i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu Mirandy
- Spokojnie, jest już u kosmetyczki – Uspokoił ją Carlos – Nie usłyszy Cię.
- Nawet jeśli to i tak jej mózg wielkości orzecha, tego nie zrozumie – Dokończył szatyn z uprzedzeniem do Cosgrove i razem z pozostałymi wybuchnął śmiechem.
- Nie rozumiem was – Zaczęła niepewnie brunetka, która jako jedyna nie zaśmiała się z uwagi Logana – Gdy mi ją przestawaliście wydawała się miła...
- Bo byłaś gościem, - wytłumaczył jej Kendall - który mógł podczas jakiegoś wywiadu opowiedzieć o jej... - Zamyślił się w poszukiwaniu właściwego słowa
- Prawdziwej twarzy – Pomógł James
- Właśnie, prawdziwej twarzy. - Powiedział Kendall – nie tej wypromowanej przez stacje i tatusia...
- Wcale taka nie jest – Powiedział głos należący do osoby stojącej nieopodal nich. - Miranda jest inna i na prawdę miła.
- Szczególnie z tym swoim pozerskim spojrzeniem – Odpowiedział jej Carlos, udając Cosgrove przechodzącą obok nich
- Naprawdę jej nie lubicie. - Uśmiechnęła się i spojrzała po zgromadzonych z twarz, których nie można było odczytać żadnych emocji. Spojrzała na swojego byłego chłopaka i wydawało się jakby przez chwilę dążyli niemą rozmowę – Szczególnie ty, nie?
Nie odpowiedział jej, bojąc się tego co może powiedzieć. Bał się, że wygarnie jej wszystko co o niej teraz myśli. Że jest jedzą łamiącą serca, że nie umie grać, że potrafi rozkochać w sobie każdego, by osiągnąć sukces, a jej piękna uroda i umiejętność zmieniania się jej w tym pomaga. A szczególnie bał się, że powie jak bardzo ją kocha i jak mocno złamała mu serce, gdy dostałą to co chciała, by później odejść do innego.
- Tak myślałam – Powiedziała i odeszła w stronę basenu.

Jak zwykle o tej porze dnia, hol główny był wypełniony po brzegi zmęczonymi nastolatkami po całym dniu kręcenia zdjęć. Cześć odpoczywała na zestawie wypoczynkowym w kącie korytarze, inni czekali na przyjaciół lub rozmawiali z spotkanymi po drodze znajomymi. Jeszcze inni jedynie przechodzi do miejscowego spa lub nad basen, który był miejscem spotkań całych ekip.
Kendall spojrzał na tych wszystkich ludzi, których prawie nie zna, a łączy ich tak wiele. Stacja, męcząca praca, te wspaniałe uczucie widząc na twarzach fanów radość, miłość do tego co się robi i pasja. Mimo, iż te ostatnie coraz rzadziej, ludzie przestali grać bo to kochają, tylko dlatego, że aktorstwo jest dobrze opłacalne. Sam tego nie rozumiał, może dlatego że nigdy nie brakowało mu pieniędzy.
Tylko jeden element tu nie pasował do reszty. Spojrzał w stronę recepcji hotelowej i skrzywił się znacząco, widząc otyłego człowieka ubranego o kilka rozmiarów za mały strój służbowy. Obierającego się o blat recesji. Wszyscy są zupełnie pewni, że to on był pierwowzorem Leberta z serialu Jannette. Nawet mają taką samą brodawkę umieszczoną w tym samym miejscu na twarzy. A ich charakter zbytnio się nie różni, obydwoje są tak samo dziwni i chaotyczni. Ich zachowania nikt nie rozumie. Jedyną różnicą jest to, że Lubert traktuje wszystkich tak samo, jak zdechłe larwy. A oryginał boi się o swój stołek wiedząc, że mieszkańcy mogą sprawić, że wyleci z posady. Jednak i tak dla niektórych jest obleśny.
Blondyn podszedł niepewnym krokiem w stronę recepcji i spojrzał na plakietkę przyczepioną do kieszeni mężczyzny. Nazwisko Loathsome2idealnie określało jego wygląd, jakby Bóg projektując go już wiedział, jaką rodzinę pokara takim synem. Nieraz zastanawiał się, tylko co Ci nieszczęśni rodzice managera hotelu zrobili, że zostali taką pokutę od Boga.
- Cześć, Rubert – Przywitał się grzecznie chłopak – Jak tam życie?
- Dla Ciebie i reszty tych gówniarzy, pan Loathsome. - Powiedział gniewnie, nie odrywając wzroku od gazety na blacie. - Czego chcesz?
- Nic wielkiego – Uśmiechnął się Kendall – Chciałem prosić o dodatkowe łóżko w pokoju 435B.
- Jak się orientuje, to w tym pokoju z waszego apartamentu, mieszka Logan, a nie ty... - Zaczął swoje wywody menadżer.
- No tak – Przytaknął Kendall – Po śmierci moich rodziców, jestem prawnym  siostry i pomyślałem...
- Ona tu nie może mieszkać – Przerwał mu kierownik – O! Dodgersi3.1wygrali z Rockiesami3.2 pięć do zera! - Ucieszył się przeglądając gazetę.
- Jak to nie może?! - Spytał gwiazdor.
- Ponieważ, panie Schmidt to hotel dla gwiazd stacji Nickelodeon. - Powiedział spokojnie Rubert wciąż wpatrzony w gazetę – A jak nie mam, pańska siostra nie podpisała kontraktu z stacji, więc...
- Nie może tu zamieszkać – Dokończył za niego blondyn – A wtedy podczas konkursu?
Rubert wyjrzał niechętnie znad gazety na blondyna i westchnął, przy czym nieznanym nikomu sposobem splunął na artykuł, o zespole mieszkającym w tym hotelu.
- Wysyłając pracę konkursową, - Zaczął tłumaczyć Rubert, mówiąc tonem jakim tłumaczy się kilkuletniemu dziecku, jak korzysta się z nocnika - podpisała tymczasowy kontrakt z studiem...
- Aha! - Krzyknął Schmidt – Miała podpisany kontrakt, więc może tu mieszkać.
- Czy ty mnie słuchasz, dziecko? - Spytał znudzonym tym razem tonem grubas. - Jej umowa się skończyła, wraz z wymeldowaniem się z hotelu.
- Ale mówiłeś...
- A widzisz gdzieś tu Drake Balla albo Jash Pecka? - Spytał się rozglądając dookoła po wszystkich dzieciaka-aktorach znajdujących się w holu – No właśnie. Ich umowa też wygasła.
Kendall jeszcze raz rozejrzał się po apartamentowcu i stwierdził z smutkiem, iż znienawidzony recepcjonista hotelu ma rację. Nigdy nie widać było ani Drake, ani Josh. A to dlatego, że praca nad serialem, w którym występowali została zakończona. A w raz z tym, umowa podpisana straciła ważność. Musieli opuścić hotel. I on też.
Sięgnął do przedniej kieszeni spodni i wyciągnął z niej kluczyki z niebieskim breloczkiem. Spojrzał na brzęczące klucze w dłoni i uśmiechnął się na wspomnienie tych wszystkich wspaniałych chwil, spędzonych w tym miejscu.

- Naprawdę musisz tu mieszkać syneczku? - Spytała kobieta w średnim wieku, siedząca na przednim siedzeniu ekskluzywnego samochodu. Uśmiechała się do syna, mimo iż do jej oczy podchodziły łzy. Zaciskała mocniej oczy, by tylko blondyn ich nie zauważył. Pomagały w tym czarne okulary słoneczne. - Może porozmawiam z panem Decisive i spróbujemy ominąć ten...
- Mamo. - Chłopak westchnął. Zawsze kochał swoją matkę, ale ta jej nadopiekuńczość go denerwowała – Chcę poznać kogoś nowego, a nie tylko bachory tych snobów...
- Jak się wyrażasz! - Upomniał go ojciec, opierający się jedną ręką o kierownicę samochodu. - Trochę szacunku dla starszy.
- Przepraszam, ojcze –Powiedział chłopak przewracając oczami, spod swojej blond grzywki.
- Oh Maxie, przestań –Westchnęła pani Schmidt – Twój syn zaraz się wyprowadzi, na zawsze, a ty...
- Mamo! - Krzyknął zniecierpliwiony Kendall – Nie jestem już dzieckiem, poradzę sobie...
- A jak zjesz coś nieświeżego? - Zamartwiała się kobieta – Nie wiadomo, co będziecie tam jedli. Nie wolałbyś posiłków przygotowanych przez naszą gosposię?
- Jestem pewien, że się nie zatruję – Uśmiechnął się do matki – A jak przecież mogę co niedziele przyjeżdżać na obiad, by Jane się nie obraziła.
- Ja myślę! - Pani Schmidt próbowała zabrzmieć groźnie, lecz wybuchła śmiechem – Dobra, leć na ten swój plan.
- Pa, mamo... - Powiedział blondyn i uśmiechnął się czarująco do kobiety – Cześć, tato...
Uwielbiał wracać do tej sceny, wtedy jeszcze wszystko było normalne. Bez ukrywania się przed zbzikowanymi fankami i nieszanującymi prywatności paparazzi. Ale przecież normalne, za wszystko trzeba płacić. Nie ma nic za darmo, nawet spełnienie marzeń niesie za sobą jakieś koszta.
-... jak to zbiliście wazę za dziesięć kawałków?!! - Krzyczał Vincent, gdy przyjechał wezwany przez Ruberta do PalmBeach. - CO?!
- No... ten, tego – Zaczął niepewnie James – Ćwiczyliśmy grę w hokeja, tak jak kazałeś, i ten...
- To sport dość brutalny – Dopowiedział za niego Carlos – i niechcący porwał nas wir zabawy...
- I nie wiem  nawet, kiedy znaleźliśmy się w holu... - Mówił dalej Logan – i jakoś krążek uderzył w wazę i ten...
- I stłukła się – Dokończył niepewnie Kendall, gotowy na najgorsze.
Od dnia, kiedy poznał swoich nowych współlokatorów wiedział, że to będzie ciekawe przeżycie. Każdy z nich, pochodził z przeróżnych światów. W domu Logana, nigdy się nie przelewało, w przeciwieństwie do niego. James, od małego występował w telewizji, więc presja na niego tak nie działa. A Latynos wydawał się zagubiony w L.A., gdyż dopiero co przyleciał z Bostonu. A mimo tych odmienności, zaprzyjaźnili się już na pierwszym dniu pracy. Choreograf, styliści i wiele innych dali im porządny wycisk już na starcie, a każdy następny dzień miał być gorszy od poprzedniego.

- W takim razie wyprowadzam się – Podjął szybko decyzję, nie obchodziły go późniejsze konsekwencję. Wiedział co ma teraz zrobić i właśnie to robił. Skoro Dagmara, nie może tu zamieszkać, to on też nie będzie tu mieszkał. Teraz liczyła się dla niego tylko rodzina i nic więcej.
- Nie możesz... - Powiedział Rubert – wynosząc się stąd łamiesz, któryś-tam-punkt kontraktu, który podpisałeś z zarządem stacji.
- A co się stanie, jak go złamię? - Spytał Kendall. Wiedział o konsekwencjach zerwania umowy, ale wolał to usłyszeń. W tej chwili błagał boga, by się mylił.
- Zostaniesz wywalony na zbity pysk! - Zaśmiał się recepcjonista i udał się do swojego gabinetu w wyśmienitym humorze.

Nieśmiałym krokiem szedł ku dziewczynie, której oblicze od pierwszego spotkania sprawiało, iż miękły mu kolana, a serce zaczynało bić szybciej. Jej piękne kasztanowe oczy, zakrywała brązowa grzywka. A loki, opadały na blade ramiona. Nie wierzył, że należy do niego. Raczej należała. Teraz to już przeszłość, będzie im lepiej osobno. Przynajmniej ona tak twierdziła. Gdy to usłyszał cały świat mu się zawalił. Nawet nie chciał wiedzieć, jak bardzo zbłaźnił się, gdy przedstawił ją matce. Dziewczyna miała pewnie niezły ubaw, gdy opowiadała to tamtemu.
- Erin. - Powiedział stojąc za nią i położywszy swoją dłoń na jej ramię. Ta odwróciła się i spojrzał zdziwiona na niego – Chce porozmawiać.
- Okej – Zgodziła się, lecz w jej głosie słyszał niepewność. - O czym chcesz porozmawiać? - Dodała gdy znaleźli się dalej od ciekawskich spojrzeń jej przyjaciółek.
- O nas. - Szepnął prawie niesłyszalnie, po chwili ciszy.
- Tego się obawiałam – Powiedziała przygryzając niepewnie dolną wargę.
- Ja też.

Stał w miejscu nie wiedząc co zrobić. Całe ciało odmawiało mu posłuszeństwa i sam się dziwił iż mimo jego nogi są wypchane watą, on jeszcze nie upadł. Co ma powiedzieć siostrze? Że będzie musiała zamieszkać sama, w wielkiej rezydencji zmarłych rodziców. Bo on nie może zerwać kontraktu? Prychnął na samą tą myśl To niedorzeczne. Czemu życie musi być takie niesprawiedliwe i ciągle pod górkę? Chciał chociaż raz, by wszystko potoczyło się tak jak trzeba.
- Kendall... - Usłyszał obok siebie nieśmiały i zawstydzony głos siostry. Nie mógł jej tego zrobić. Nie mógł, a przede wszystkim niechał.
- T-tak? - Zająkał się, nie mając pojęcia co powiedzieć. Dziewczyna zachichotała, zasłaniając usta dłonią. - Czemu chichoczesz?
- Zawstydziłeś się... - Powiedziała próbując zatamować śmiech, a jej policzku się lekko zaróżowiły.
- Wcale nie... - Powiedział – Pytałaś się o coś?
- Tak. - Powiedziała, a jej rumieńce stały się jeszcze bardziej czerwone – Gdzie mogę się, no wiesz... odświeżyć po podróży?
- O! - Podniósł głos. Kompletnie o tym zapomniał. Spojrzał na siostrę i poczuł, że się kurczy. Dagmara patrzyła na niego intensywnie, a z każdą mijającą sekundą, miał wrażenie iż zaraz narobi w spodnie. - Tak, oczywiście. - Zauważył idącą w ich kierunku Erin. - Erin! Erin, Erin!
- Hej. - Przywitała się dziewczyna, po wcześniejszych łzach, wywołanych rozmową z byłym nie ma najmniejszego śladu. - Co tam?
- Słyszałem, że urządzasz dziś imprezę. - Kendall bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Jaką imprezę? - Spytała aktorka, nie za bardzo wiedząc, co ma powiedzieć
- A no tak! - Kendall udał, że właśnie mu się coś przypomniało – To miała być niespodzianka dla Dagmary... - Powiedział, akcentując imię siostry. - Przepraszam, że się wygadałem. - Zwrócił się do koleżanki z planu.
- No widzisz co narobiłeś?! - Aktorka udała oburzenie i rzuciła blondynowi spojrzenie typu "Zaraz mi to wytłumacz" – I nici z niespodzianki... - Powiedziała z smutkiem do Europejki.
- Nie trzeba było – Powiedziała, nic nie świadoma brunetka.
- Ależ trzeba... - Odpowiedziała jej Sandrers, po czym wzięła ją pod rękę i udały się w kierunku wind.

Spojrzała z uśmiechem na twarzy po zgromadzonych dziewczynach w salonie apartamentu Erin Sanders. Podłogę w salonie zakrywał miękki dywan ozdobiony geometrycznymi wzorkami. Kanapy i fotele zostały odsunięte pod ściany, a z wieży stereo leciały melodyjne kawałki z list przebojów. Rozejrzała się po znajomych twarzach i nie mogła uwierzyć w to co widzi. Gdyby Magda dowiedziała się z kim jej starsza siostra jest na piżama party, pewnie dostałaby zawału.
- Czas na grę "Prawda czy wyzwanie" – Krzyknęła podczas imprezy Erin, trzymając w ręce pustą butelkę po wypitym już szampanie – Gracie? - Spytała podnosząc jedną brew ku górze.
Po pomieszczeniu przeniósł się szmer potakiwań i zniecierpliwienia. Dla młodzieży z L.A., a szczególnie tej znaczącej młodzieży, ta gra była istną żyłą złota, jeżeli chodzi o ploteczki, którymi można później podzielić się podczas wywiadu. Lub zrobić zdjęcie, podczas upokarzającej czynności, jeżeli gracz wybierze wyzwanie i umieścić foteczki w sieci.
Dwie nastoletnie supergwiazdy, a prywatnie najlepsze przyjaciółki usiadły obok siebie, właściwie przez całą imprezę nie odstępowały się na krok. Dagmara widząc ich zachowanie uśmiechała się skrycie, przypominały jej samą siebie i Ulę. Mimo tych kilku godzin, stęskniła się strasznie za swoim starym życiem.
- Pierwsza kręci Jannette – Pisnęła pani gospodarz i usiało obok nowicjuszki. Wypadło na brunetkę.
- Demi.4 –Powiedziała blondynka – Prawda czy wyzwanie?
- Prawda. - Odpowiedziała bez wahania Lovato.
- Powiedz coś o Jonasie. - W oczach Jannette pojawiły się złote iskierki.
- Nie znam zbytnio Kevina Jonasa Sr... - Wzrok dziewczyny był wpatrzony w wycelowaną w nią butelkę.
- Oh, D5. -Westchnęła Erin – Dobrze wiesz, że tej blond zołzie - Wskazała na Jannette i kontynuowała, nie zwracając uwagi na pretensję blondynki - chodzi o pana podwójne J.
- Pan 2J to dno – Odpowiedziała za nią Serena, i przytuliła przyjaciółkę.
W tym momencie Europejka przypomniała sobie słowa Magdy, podczas rozmowy przy obiedzie. Martwiła się wtedy o przyjaźń Deleny. Teraz wyglądało jakby rozumiały się bez słów. Gomez spojrzała znacząco na blondynkę i Erin.
- Dokładnie – Zgodziła się Dagmara, podniosła butelkę z podłogi i podała Demi – Zakręcisz?
Odpowiedziała jej przepięknym uśmiechem. Wzięła z ręki Europejki butelkę i odłożyła na podłodze. Energicznym ruchem zakręciła. Czubek wskazał na siostrę Kendalla
- Prawda czy Wyzwa...
- Prawda – Przerwała jej szybko brunetka.
- Okey... - Demetria wydawała się zaskoczona tak szybką odpowiedzą nowo co poznanej dziewczyny. A jeszcze bardziej tym iż poparła Selene, mimo iż nigdy wcześniej się nie znały. - Powiedz co myślisz o L.A.
- Świetne miasto –Odpowiedziała niemal od razu – Zawsze marzyłam by tu przyjechać. Przechodzić się Aleją Gwiazd i robić zakupy w ekskluzywnych butikach, mając nadzieje, że spotkam kogoś sławnego.A teraz...
- A teraz marzenia się spełniają - Dokończyła za nią Erin, przypomniał jej się jej pierwszy tydzień w Kalifornijskiej stolicy. Przed przylotem do Krainy Marzeń, śniła o tym samym co Europejka.
- No weź, Europa – Zwróciła się do niej blondynka – Serio nie marzyłaś o jakieś romantycznej historii z jakimś sławnym gościem.
- Szczerze? - Dagmara spytała bardziej siebie, niż Jannette. - Nie. Myślałam, iż to się nigdy nie spełni.
- A co myślisz o chłopakach? - Dopytywała Demi – Wpadł ci w oko któryś?
- Właściwie... - Zaczęła brunetka, lecz Selena jej przerwała
- D, powinnaś się jej spytać, komu wpadła w oko – Powiedziała z błyskiem w oku Selena.- Wiesz o kim mówię, nie?
- Serio?! - Demi, wydawała się bardzo podekscytowana – Spodobała się Casanowie?
W tym momencie Dagmara wiedziała doskonale, że jest zgubiona.

Po raz kolejny w przeciągu jednego miesiąca siedział w tym samym fotelu, oprawionym w brązową skórę. W pokoju, w którym każdą wolny centymetr ściany zajmowały regały z pięknymi, bogato zdobionymi oprawkami przeróżnych książek. Widok z okna, zajmującego całą ścianę, był przepiękny. Centrum Los Angeles tętniło życiem, nawet o tak późnej porze. Nie bez przyczyny, zostało nazwane Nigdy-Nie-Zasypiającym-Miastem razem z Nowym Jorkiem. Wszystko wyglądało niemal identycznie, dokładnie tak samo kiedy był tu pierwszy raz od dwóch lat, kilka dni po pochowaniu rodziców. Decytive siedział w swoim fotelu za mahoniowym biurkiem, pokrytym najróżniejszymi papierami. Jedynie co się zmieniło, to osoby przebywające w gabinecie. Teraz nie był sam na sam z adwokatem, ale byli też z nim przyjaciele. Chłopcy z zespołu nie chcieli zostawić go samego, tak nie zachowują się prawdziwi przyjaciele. Przyjaciele zawsze trzymają się razem.
- Przykro mi, Kendall – To było pierwsze słowa adwokata, odkąd blondyn opowiedział mu czego potrzebuje. Zaraz po wysłuchaniu sprawy, poprosił o kontrakt, który podpisał Schmidt. Przez około pół godziny, siedział w fotelu z nosem w kartkach papieru na których był wydrukowany kontrakt. - Niestety Rubert ma racje i nie możesz się wyprowadzić.
Słowa mężczyzny zawisły powietrzu. Żaden z członków zespołu nie wiedział co powiedzieć. Po prostu odębiał. Jeżeli najlepszy mecenas w Los Angeles nie może im pomóc to już nikt, nie da rady.
- No weź, Jack – Powiedział Kendall – Na pewno jest jakiś kruczek prawny, jakoś da się obejść..
- Kendall, to nie takie proste – Stwierdził Jack i jeszcze raz zanurzył się w lekturze – Jedynie, jednym sposobem, będziesz mógł się wyprowadzić, nie zrywając umowy.
- Serio? - Spytał jednocześnie James i Carlos – Jak?
- Muszą wyprowadzić się wszyscy mieszkańcy apartamentu...

Wolnym i niepewnym krokiem szedł w zamyśleniu w kierunku auta przyjaciela. Czarne Audi RS66 podjechało właśnie pod główne wejście do kancelarii prawnej, gdy blondyn przechodził przez automatyczne drzwi. Za kierownicą siedział James, szczęśliwy faktem, iż Carlos pozwolił mu poprowadzić samochód. Maslow jeszcze jako jedyny nie dorobił się nowego samochodu, reszta już dawno zmieniła swój ukochany samochód na nowszy model. Sam posiadał Misubishi Space Runner, który dostał od rodziców prosto z fabryki, gdy "Wyfrunął z gniazda", jak mówiła jego matka. Za jej plecami wraz z ojcem śmiali się z tego literackiego określenia wyprowadzki od rodziców. Jego "przyjaciele" z tak zwanych dobrych i bogatych domów, obgadywali go za plecami, iż wybrał sobie takli stary model auta. Dla tych młodych milionerów i dziedziców przyszłej fortuny, liczyły się tylko najnowsze modele aut najwyższej klasy, prosto z najnowszych targów samochodów. Jeszcze kilka lat temu, myśląc przyjaciele, przed oczami pojawiali się jego kumple z drużyny baseball, w klubie "Przyszłych Milionerów". Do niego zapisał go ojciec, twierdząc, że dzięki temu pozna przyszłych wrogów i sojuszników. W jego rodzinie, nic nie robi się niepotrzebnie lub bezinteresownie.
Natomiast teraz, po niecałym roku od kastingu na myśl o słowie "przyjaciele", pojawia mu się przed oczami plakat reklamujący serial. Zyskał nowych przyjaciół, podczas gdy tamci na wieść, o jego pracy obrócili się od niego. Nawet nie wiedząc kiedy, zaprzyjaźnili się z sobą i zżyli wystarczająco mocno, by mogli zacząć mówić osobie "przyjacielu".
Dlatego nie mógł prosić ich o tak wielką przysługę, sam fakt iż polecieli z nim, na drugi koniec świata, po dziewczynę, która może jest, a możenie jest jego siostrą. Był wielkim poświęceniem i dowodem przyjaźni. Dlatego nie mógł poprosić ich o wyprowadzenie się z PalmBeach. Prawdopodobnie Dagmara sama będzie musiała zamieszkać w pustej willi, w której wraz z rodzicami zamieszkał po przyjeździe do Los Angeles.
Nie chcąc tego robić, otworzył tylne drzwi auta Latynosa i usiadł za siedzącym obok kierowcy Carlosem. Właściciel pojazdu, wolał mieć przyjaciela na wszelki wypadek pod okiem. Obok niego usadowił się Logan. Uśmiechnął się życzliwie do przyjaciela i zanim zdążył zamknąć drzwi, James ruszył z piskiem opon.
- JAMES! - Krzyknął zdenerwowany Carlos – Co ty do cholery robisz?!
- Ruszam? - Odpowiedział pytaniem na pytanie James z szatańskim uśmiechem na ustach. - Nie podoba ci się coś?
- Tak – Odpowiedział spokojnie Pena, a Kendall mogły przysiąc że słyszał jak Carlos przed chwilą odliczał od zera do dziesięciu – To nowe opony.
- Trudno...
- James, nie drocz się z nim – Do rozmowy dołączył się szatyn, a lider zespołu przyglądał się przez okno mijanym pojazdom. - Wiesz, że kocha to auto, bardziej niż własną matkę.
- Oh, zamknijcie się już – Skończył temat Carlos. - Nie wiem jak wy, ale mi będzie brakować PalmBeach...
- Mi zbytnio nie. - Henderson pochylił się między przednimi siedzeniami, by lepiej widzieć swoich rozmówców. - Jestem tylko ciekaw miny Ruberta, gdy oddamy mu klucze...
- Pewnie zakrztusi się frytkami... - Zaśmiał się James, a zaraz po nim reszta.
- Zaraz, zaraz - Wtrącił się Kendall – Będzie brakować Ci PalmBeach? - Spytał się Peny i spojrzał na szatyna – A ciebie ciekawi mina Ruberta gdy oddamy mu klucze do apartamentu?
Szatyn wraz z siedzącym z przodu Carlosem spojrzeli na blondyna, jak na człowieka z marsa.
- Chyba nie myślałeś,że tak szybko się nas pozbędziesz? - Logan powiedziawszy uśmiechnął się do przyjaciela, swoim sławnym krzywym uśmiechem.
- Jeden za wszystkich – Powiedział Carlos – wszyscy za jednego, zapomniałeś?
- Ja... nie wiem co powiedzieć, chłopaki...
- Wystarczy, że powiesz, że masz wolne mieszkanie, które pomieści piątkę osób – Odpowiedział mu James, wpatrzony na jezdnię.
- Wiesz, że nawet mam?

Sennym wzrokiem spojrzała na śpiące w przeróżnych pozach po podłodze jej nowe... no właśnie co? Koleżankami przestały być, od niezapomnianej zabawie "Jeden dzień z....". Każda z nich miała wymyślić z kim chciała by spędzić jeden dzień sam na sam. Każda z uczestniczek miała na zadanie opisać szczegółowo cały dzień i dlaczego właśnie z tą osobą. Na samym początku gry, wszystkie traktował poważnie swoje zadanie, aż do momentu gdy to Jannette miała opowiedzieć swój dzień. W ty momencie, każda z nich tarzała się z śmiechu po podłodze salonu apartamentu Erin. Później nawet nie wiedząc kiedy, zaczęły robić ranking najbardziej seksownych aktorów młodego pokolenia. Co chwilę wybuchając śmiechem, nad zmyślonymi sytuacjami z ową gwiazdą. Uczestniczki imprezy nawet nie zorientowały się kiedy druga i trzecia butelka szampana została opróżniona, a na jej miejsce na środku stołu stanęło kilka sześciopaków piwa. Wtedy zabawa rozkręciła się na dobre...
- Au. - Dagmara złapała się za głowę – Głowa mi pęka.
Obok niej leżało kilka zgniecionych puszek po piwie, a kawałek dalej zbita butelka po czerwonym winie. W jej gardle panowała istna Sahara, a żołądek zaczął się przewracać.
- Nigdy tak dużo nie piłam – Powiedziała do siebie i chwiejnym krokiem podeszłą do kuchni.
Odkręciła kran i przemyła twarz wodą. Następnie nabrała odrobinę płynu do ręki i przyłożyła do ust. Była to tylko kropla w morzu potrzeb. Otworzyła szafkę nad zlewem i wyciągnęła z niej kubek. Szybkim ruchem, o ile na to pozwalał ostry ból głowy i mdłości, odkręciła kran i nalazła wody do kubka. Łapczywie, wielkimi łykami pochłaniała życiodajną substancję. Obłożyła kubek na wyspie pośrodku kuchni i podeszła do salonu.
- Matko, co tu się wczoraj działo – Westchnęła i spróbowała wrócić pamięcią do wczorańszych zdarzeń. Ostatnie co zapamiętała to jak uderzyła głową o fotel, gdy turlała się z śmiechu po podłodze. Spojrzała w tamto miejsce zauważyła różowy stanik, zwisający z oparcia mebla – Jak? - Szybko zerknęła pod bluzkę – Dobrze, że nie mój.
Schyliła się ku podłodze i podniosła najbliżej leżący dowód wczorajszej imprezy. Po dziesięciu minutach zebrała w sumie około dziesięć puszek po piwie, z trzy butelki po drogim szampanie i tą zbitą butelka po winie.
- Heeej... - Usłyszała głos brata z salonu – Co się tu działo?
- Jestem w kuchni – Wyszeptała mając nadzieję iż Kendall usłyszy – Kawy? - Spytała gdy wszedł do kuchnio jadalni.
- Nie, dzięki. Piłem przed chwilą – Powiedział, próbując wzrokiem omiotać pozostałości po wczorajszej piżama party. - Co to? - Spytał podnosząc zapisaną niewyraźnym pismem kartkę – "Dziesięć najseksowniejszych gwiazd młodego pokolenia"? - Przeczytał tytuł i spojrzał na siostrę podnosząc jedną brew ku górze. - Ej! - Krzyknął, gdy ta wyrwała mu kartkę z ręki i schowała do tylnej kieszeni spodni.
- Co? - Spytała jakby niby nic, udając aniołka – Co się stało?
- A które miałem miejsce? - Spytał drążąc ten temat – Czwarte? Trzecie? A może pierwsze?
- Skąd pewność, że jesteś na liście? - Spytała Jannette, która stałą za plecami blądyna oparta o ścianę.
- A nie jestem? - Spytał obracając się by spojrzeć na przyjaciółkę.
- Po co przyszedłeś? - Zmieniła temat blondynka, wciąż opierając się o białą ścianę pomieszczenia
- Przyjechałem po siostrę – Odpowiedział i spojrzał w kierunku w którym stała,opierając się tyłkiem o zlew kuchenny. W rękach trzymała świeżą kawę .-  Czas wracać do domu.


1 – Jak pewnie wiecie, piętnastoletnie auto to dla Amerykanów grat, podczas gdy my – Polacy – kupujemy auta tego pokroju od Niemców.
2 – Z ang. Obleśny
3.1– Los Angeles Dodgers, potocznie Dodgersi. Drużyna baseballowa grająca w dywizji zachodniej. Mająca siedzibę w L.A.
3..2– Colorado Rockiers, potocznie Rockiersi. Drużyna baseballowa grająca w dywizji zachodniej. Mająca siedzibę w Denver w stanie Kolorado.
4– Jak obiecałam, pojawiły się gościnnie Demi Lovato i Selena Gomez. Wszystko dzięki Disneyowskim zapędom Logana. Heh. Ja czasami tego gościa nie rozumiem...
5– Pierwsze litery imion. W Ameryce bardzo popularne są takie ksywki. Dziwny kraj...
6– Ale cacko.

Rozdział VI - Żegnaj Polsko, witajcie Stany Zjednoczone


-.. widzisz, nasza matka byłą zwariowana – Powiedział Kendall odwracając głowę z powrotem w stronę swojej siostry, lecz tam gdzie ona przed chwilą stała była tylko nowoczesna wieża stereo, o którą przed chwilą się opierała.
Rozejrzał się przez chwilą po pomieszczeniu, ale nigdzie nie mógł jej znaleźć. Schylił się i zajrzał po stolik do kawy, myśląc że tam się ukryła. Podnosząc się zauważył pytające spojrzenia przyjaciół.
- No co? - Spytał podnosząc ręce w geście poddania – mogła się tam ukryć.
- Mogła, mogła – Potakiwał James – Jakby była dzieckiem bawiącym się w chowanego.
- Jeżeli jesteś taki mądry, to powiedz gdzie się schowała? - Zwrócił się do Jamesa –Hm?
- W domu – Odpowiedział wymijająco Maslow.
- To akurat wiadome – Zgodził się z nim Logan i wstał z pufy – Czas zacząć misję poszukiwawczą.
- Logan ma racje – Poprał go blondyn – Ja z Carlitem piętro – Powiedział pokazując na myślącego o niebieskich migdałach Carlosa. - A Logie i piękniś parter.
Rozdzielili się, szatyn z Jamesem zaczęli rozglądać się po dolnej części mieszkania, gdy pozostała dwójka wspinali się po rzeźbionych schodach na piętro sypialne.
Wchodzą do kuchni, James wreszcie odważył się rozpocząć temat, o którym dłuższy czas już myślał. A teraz gdy widział przyjaciela zapatrzonego dziewczynę, nie mógł powstrzymać się by zadać to pytanie.
- Podoba Ci się Dagmara, nie? - Spytał przyjaciela, rozglądającego się po pomieszczeniu.
- Nawet nie jest zła – Odpowiedział mu po chwili milczenia – Tylko ma chłopaka.
- Nie zapomnij, że związki na odległość nigdy nie trwają wiecznie, - przypomniał mu – sam coś o tym wiesz.
Przed oczami szatyna stanęła uśmiechnięta ruda dziewczyna, patrząca na niego z tęsknotą. Monic była tancerką i pewnego dnia dostała propozycję podjęcia pracy w swoim zawodzie, podczas trasy Rihanny po świecie. Chciała odmówić, lecz on jej nie pozwolił. Nie mógł patrzeć jak odrzuca propozycję spełnienia marzeń dla niego. Przez pierwszy miesiąc codziennie z sobą rozmawiali na video czacie. Potem stopniowo coraz rzadziej, aż dostał od niej list z informacją, że się zakochała też w tancerzu występującym razem z nią.
- Wtedy spróbuje –Odpowiedział, otwierając z powrotem oczy – L.A. zmienia ludzi.
- A może ja nie chcę tam jechać? - Usłyszeli głos wydobywający się z schowka na miotły, niedaleko nich.
Logan, niechętnie podszedł tam i otworzył drzwi. Siedziała na podłodze, sama z rozmazanym makijażem pośród mioteł i środków czystości. Wyglądała jak siódme nieszczęście i nie dziwił się jej, przeżyła szok.
- Powiedz im, że ją znaleźliśmy – Powiedział Henderson do przyjaciela – Zaraz przyjdziemy – James rzucił tylko krótkie 'Okey" i wychodząc z kuchni wyciągnął swój telefon. Logan spojrzał na dziewczynę i usiadł obok opierając się o pralkę – Czemu płaczesz?
- A ty co byś zrobił, dowiadując się że twój przyjaciel jest twoim bratem? - Spytała ironicznie i otarła z policzka spływającą czarną od tuszu łzę.
- Na pewno nie chował się przed nim i płakał – Odpowiedział i uśmiechnął się opiekuńczo – Chciałbym go poznać i jego znajomych bliżej.
- A co jeśli to wiązałoby się z przeprowadzką i porzuceniem dotychczasowego życia i przyjaciół? - Spytała i sięgnęła po chusteczki stojące obok na półce.
- Przeprowadziłbym się – Odpowiedział bez cienia zastanowienia, podczas gdy ona wycierała załzawione oczy – Możesz poznać nowych przyjaciół, a i są jeszcze telefony, listy i video czaty.
- Niby tak, ale to nie to samo – Powiedziała i uśmiechnęła się nieznacznie – Dziękuje– Przytuliła się do niego po przyjacielsku. Dla niej był to zwyczajny odruch, on był w siódmym niebie.
- Nie ma sprawy – Odwzajemnił uśmiech odsuwając się od niej i przez chwilę żadne z nich się nie odzywało ani słowem, aż spytał – Gniewasz się jeszcze na mnie, za to na lotnisku?
- Nie, czemu się pytasz? - Zdziwiło ją pytanie szatyna.
- Ciągle jesteś na mnie oschła i zimna, jakbyś była zła. - Powiedział nie patrząc na nie, tylko spoglądając w dal.
- Och, Logan. Jak ty nie znasz się na dziewczynach – Uśmiechnęła się i wstała – To, że się nie gniewam, wcale nie znaczy, że mam Cię lubić.
Chłopak uśmiechnął się. Dagmara nie jest jak reszta dziewczyn, które znał dotychczas. Dla niego ona nie różniła się od innych tylko wyglądem ale i charakterem oraz sposobem bycia. Była sobą i to ją różniło od dziewczyn z L.A. Wstał i spojrzał na dziewczynę, która patrzyła na niego dotychczas spod swoich długich rzęs.
- Jesteś inna – Stwierdził – Dlaczego jesteś taka wyjątkowa?
- Bo dziewięćdziesiąt procent mnie to choroba psychiczna, a dziesięć głupota –Wyszczerzyła się do niego, po płaczu i smutku nie było już ani śladu. - Idziemy?
- Chodźmy – Przytaknął.

Wchodząc po schodach na piętro rozmyślał o tym co stało się przed chwilą w salonie. O tym jak palną z grubej rury tak ważną rzecz, o jej reakcji na jego słowa. Nie mógł znaleźć ani jednego usprawiedliwienia jej reakcji na jego słowa. Teraz gdy zwiedzał dom, w którym się wychowała poczuł ukłucie w sercu. Mieszkała tu, przez całe życie, będąc szarą myszką, gdy on robił karierę w show biznesie. Tak prawdziwy straszy brat nie powinien się zachować. No właśnie. Starszy brat. To tak dumnie i dziwacznie brzmi. Zawsze marzył o rodzeństwie, którym mógłby się opiekować i spędzać wolny czas, a teraz gdy stał się starszym bratem dziwnie się czuje. Jak dziecko poznające świat, stawia swoje pierwsze kroki, dla niego to coś dziwnego. Podczas gdy dla jego bliskich, to coś niesamowitego i zadziwiająco normalne.
Wszedł do pierwszego pokoju z lewej strony. Był to duży pokój, o różowych ścianach, ozdobionych zdjęciami gwiazd konkurencyjnej stacji. Pod wielkim oknem stało królewskie łoże z baldachimem, nad którym dla odmiany królowały plakaty z jego i reszty zespołu podobiznami. Obok łóżka, stała białą szafka z różowymi dekoracjami, na której stało oprawione w ramkę zdjęcia Jamesa, z widocznymi śladami dziecięcej szminki.
Chłopak wybuchnął śmiechem, widząc obcałowane zdjęcie przyjaciela. Carlos słysząc śmiech blondyna wparował jak burza do pokoju Magdy i spytał co tak rozbawiło blondyna. Ten wskazał na fotografię.
- Ta dziewczyna ma obsesje – Odpowiedział Carlos, wpatrzony w podobiznę długowłosego na szafce nocnej. - Choć, coś Ci pokarze. - Powiedział Pena i wyszedł z pokoju i wszedł do pomieszczenia znad przeciwka. Na drzwiach, którego była przyczepiona tarcza znaku zakazu wjazdu, a pod nim napis "KEEP OUT!". Carlos zlekceważył go i wszedł do pomieszczenia. Kendall, uszył za nim i wchodząc do pokoju, w którym mieszkała jego siostra odębiał.
Pokój był urządzony skromnie. Na środku pokoju położony był biały, puchaty dywan, idealnie kontrastujący z ciemnymi panelami. Ciągnący się do okna, pod którym stało czarne, drewniane biurko, z komputerem o białej obudowie. Z boku stało proste, pojedyncze łózko w kolorze fioletu ,na którym leżał stos ubrań. Obok łóżka stała jedna z dwóch biblioteczek pełnych książek. Chłopcy zauważyli tam polskie wydania takich bestsellerów jak Harry PotterTunele, czy Dary Anioła1.. Przed szafkami na książki, znajdowały się dwa poducho-fotele. Jeden fioletowy, a drugi biały. W kącie znajdowały się dekoracyjne, narożne półki na nagrody i pamiątki dziewczyny. Na górnych półkach znakowały się puchary za zwycięstwo w wojewódzkim konkursie fotograficznym i literackim, za drugie miejsce w konkursie na najbardziej obiecującego, przyszłego, młodego pisarza. Były też statuetki za pierwsze miejsce w krajowym konkursie historycznym i wiele więcej. Na dwóch najniżej znajdujących się półkach stały ramki z zdjęciami jej przyjaciół i rodziny, jak też pamiątki z wakacji i niezapomnianych miejsc.
Na ścianach znajdowały się fotografię krajobrazu Egiptu i Amazonii. Dziewczyna odkąd tylko sięgała w pamięcią chciała zwiedzić te dwa miejsca. Marzyła o przepłynięciu łódką, choć wzdłuż brzegów największej rzeki świata. A o zostaniu głównym archeologiem w Dolinie Królów, śniła od zawsze.
Na biurko, pałętało się mnóstwo płyt przeróżnych zespołów i kilka płytek z przeróżnymi podpisami, zwykle z datami objaśnieniami po Polsku. Jedna płyta była w języku angielskim "A trip to L.A. May 2010."2, podniósł ją i niechcący ruszył myszką od komputera. Na ekranie pojawił się folder z podpisem "Dagmara '92-2010".
Blondyn uśmiechnął się na widok młodszej siostry w wieku siedmiu lat. Mała pyzata dziewczynka z dwoma warkoczykami na głowie, wystrzelała się do aparatu swoimi zębami, z brakującą jedynką z dołu. Na sobie miała ładną fioletową sukienkę i narzucone na ramiona biało-kremowe puchate bolerko.
Na następnym zdjęciu była nieco starsza. Miała na sobie piękną, białą balową suknię. Na dłoniach białe rękawiczki do łokci, a głowie wianek z polnych kwiatków, zapięty do ukraińskiego warkocza. Dziewczynka z kościelną książeczką w ręce uśmiechała się radośnie do obiektywu aparatu, a w jej ukrytych za okrągłymi okularami oczach widać było szczęście.
Kolejne zdjęcie było zrobione w dniu jej pierwszego poważnego egzaminu. Miała na sobie skromną białą bluzkę i przewinął czarną sukienkę, przewiązaną kokardką w pasie. Uśmiechała się niepewnie, stojąc wraz z Ulą, obok tablicy z napisem. Właśnie napisały test szóstoklasisty.
Na następnym zdjęciu, już w słonecznych okularach z aparatem na zębach siedziała z jakimś chłopakiem nad morzem podziwiając zachód słońca. Wyglądała na taką szczęśliwą i właśnie taka była w chwili robienia zdjęcia. Była wtedy na swoich pierwszych wakacjach za granicą. Wraz z siostrą pojechała na całe lato do cioci w Holandii, gdzie przez cały pobyt spotykała się z Michałem. Chłopak w wieku ośmiu lat wyjechał wraz z rodziną z kraju, by osiedlić się w Państwie Niderlandów. Obydwoje przypadli od razu sobie do gustu. Aż w końcu dziewczyna poznała, o co chodzi ludziom z wakacyjnym romansem.
Przed ostatnie zdjęcie musiało być zrobione niedawno. Dagmara już bez aparatu i okularów uśmiechała się promiennie do osoby robiącej zdjęcia. Stała między Ulą, a jej obecnym chłopakiem na tle spadających jesiennych liści w parku. Tamtej jesieni, zaczęła ostatni rok nauki.
Na ostatnim zdjęciu, byli wszyscy w piątkę. Uśmiechali się radośnie do zdenerwowanej brakiem na fotografii Magdy, robiącej zdjęcie. Stali na tle napisu Hollywood.
Blondyn uśmiechnął się na wspomnienie tamtej chwili. Był to pierwszy dzień ich pobytu w Mieście Aniołów, więc tradycyjnie zwiedzali największe atrakcje miasta. Tak świetnie się razem bawili.
Carlos widząc przyjaciela w stanie zadumy, nie odzywał się tylko w ciszy spoglądał na malownicze krajobrazy. Nagle poczuł wibracje w kieszeni spodni,  a zaraz po tym pierwsze takty ulubionej piosenki Paramore. Niechętnie wyciągnął telefon i spojrzał na wyświetlacz, na którym wyskoczyła uśmiechnięta twarz przyjaciela. Nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.
- Znaleźliśmy ją – Usłyszał przez telefon – Schodźcie na dół.
Już miał odpowiedzieć, gdy James się rozłączył i usłyszał charakterystyczne pip pip. Latynos spojrzał na wciąż uśmiechającego się do ekranu komputera przyjaciela i podszedł kawałek do niego.
- James dzwonił – Powiedział powoli do blondyna – Znaleźli ją. - Blondyn uśmiechnął się po raz ostatni i wciąż radosny odwrócił do przyjaciela – Idziemy? - Spytał na ostatek Carlos.

- Dziwne, że na nas nie zaczekała – Usłyszeli w salonie męski donośny głos, a następnie jak główne drzwi zostają zamknięte – Mieliśmy razem wrócić do domu.
- Pewnie poszła na miasto z Ulą lub Kubą – Odpowiedział pierwszemu głosowi, drugi głos. Tym razem kobiecy i wyniosły.
- A co was ona obchodzi, w końcu nie jest waszym dzieckiem – Odpowiedział znajomy głos.
A siedzący w salonie Carlos wraz z Kendallem, po nieudanych poszukiwaniach na piętrze spojrzał znacząco na przyjaciela i kiwnął w stronę kuchni. Blondyn tylko uśmiechnął się  nieznacznie.
- Magda, ona też jest naszym dzieckiem, tak jak ty – Upomniał dziewczynkę ojciec i wszedł do salonu. Widząc nieznanych gości w salonie, uśmiechnął się niepewnie i spytał żony wciąż będącej w holu – Kochanie, zapraszałaś kogoś?
- Nie. - Odpowiedziała mu Dorota wchodząc do salonu, trzymając za rękę córkę. Widząc nieznajomych na ich wypoczynku stanęła jak wryta i przywitała –Dzień dobry.
- Dzen dobry – Odpowiedział blondyn wstając z sofy i podchodząc do domowników. W jego głosie wyraźnie było słychać amerykański akcent. - Jestem Kendall Schmidt – Powiedział podając rękę gospodarzowi – Dagmara dużo mi o państwu opowiadała – Dodał już po angielsku zwrócił się do dziewczynki – Cześć, Magda.
- Hejka, Kendall – Ucieszyła się i spojrzała na siedzącego nadal Carlosa – Gdzie James?
Jakby na odpowiedź jej pytania z łazienki wyszedł James i nie widząc nowo przybyłych zwrócił się do przyjaciela.
- Przyszli już? – Powiedział, wycierając niechlujnie mokre ręce w spodnie.
- JAMES! - Krzyknęła uradowana dziewczynka i wyrwawszy się z uścisku matki pobiegła przez salon,  by  uściskać swojego idola. Chłopak zdążył tylko powiedzieć krótkie "O nie..." i już oplatały go ręce fanki. - Wiedziałam, że pomnie wrócisz i tak, wyjdę za ciebie.
Po pomieszczeniu przeszedł szelest śmiechu i chichotów, głównie z strony przyjaciół przyszłego pana młodego, który nie wiedział jak się zachować.
- Stary, nie wiedziałem że zamierzasz się już żenić – Powiedział wchodzący razem z dziewczyną Henderson, który wraz z Dagmarą doskonale słyszeli wcześniejszą wypowiedź dziewczynki.- Mogę być świadkiem?
- He he – Zaśmiał się nerwowo Maslow i dodał – Jakoś zapomniałem Ci o tym wspomnieć,a może to dlatego, że nie miałem zamiaru? - Spytał i wyswobodził się z uścisku dziewczynki, lecz ta nie dawała mu spokoju i wciąż patrzyła się na niego z wyrazem uwielbienia w oczach.
- Córeczko, znasz tych panów? - Spytała Dorota się swoją starszą córkę.
- Mamo, to te gwiazdy, u których byliśmy kilka dni temu – Odpowiedziała absolwentka liceum – A jeden z nich jest moim bratem.

Spojrzała przed siebie i od razu na jej twarzy pojawił się grymas smutku. Nie chciała zastawić całego swoje dotychczasowego życia, mimo iż miało to znaczyć bliższe poznanie swojego brata i życie wraz z nim w Hollywood. Ale musiała to zrobić, nie tylko dla swojego dobra, ale też dla niego. Zatrzymała się i puściła rączkę od swojej walizki, by zgrabnie odwrócić się na pięcie i z płaczem pobiec ku idącej kilka kroków za nią przyjaciółki. Rzuciła się jej naszyję i mocno jak wystraszona pięciolatka, przytuliła się.
Sam fakt, że zostawia całe jej życie, bardzo poważnie sprawił, że chce to wszystko rzucić i zaszyć się na odludziu by móc wszystko przemyśleć. Na dodatek, jakby nie miała wystarczająco zmartwień, to jeszcze ON nie przyszedł by się z nią pożegnać, jakby wychodziła na miasto na kilka godzin, a nie na całe życie na drugi koniec świata. Dodatkowo jeszcze ta kłótnia z nim, gdy dowiedział się o jej wyjeździe do Ameryki.

Szła spokojnie w kierunku drzwi jego domu, w połowie drogi zwątpiła i odwróciła głowę w kierunku wypożyczonego auta brata, w którym teraz siedział, czekając na nią. Widziała w nim pocieszające i dodające otuchy spojrzenia przyjaciół. Ruszyła już bardziej pewnym krokiem i nieśmiało zapukała do drzwi. Odpowiedziała jej głucha cisza. Spojrzała na podjazd, by sprawdzić czy jest w domu i zauważyła żółtego Jaguara chłopaka. Teraz to już bardziej natrętniej dobijała się do drzwi domu ukochanego, aż w końcu usłyszała"Idę", wypowiedziane tak znajomym głosem, który nie raz wyznawał jej swą miłość.
Gdy otworzył jej drzwi domu, miał  na sobie jedynie niebieskie bokserki w zółte kaczuszki oraz niedbale założony szlafrok. Dziewczyna widząc swojego chłopaka tak skąpym stroju zachichotała i bez słowa weszła do mieszkania. Wolnym krokiem ruszyła do  kuchni – jej ulubionym miejscu w tym domu – i położyła na segment swoją torebkę, po czym sama usiadła na stole. Chłopak niepewnie zamknął za dziewczyną drzwi i spojrzał w stronę schodów prowadzących na piętro.
Podszedł do Dagmary z cwaniackim uśmiechem na ustach i iskrą szaleństwa w oczach.Stanąwszy przed nią złożył na jej ustach namiętny i gorący pocałunek. Dziewczyna jednak odepchnęła go i położyła ręce na jego gołej klatce sierpowej. Ten spojrzał zmartwieniem w jej piękne ciemne oczy i ujrzał w nich smutek i niepewność.
- Co jest, kotek? - Spytał i widząc, że odwróciła głowę w kierunki drzwi złapał za jej brodę, zmuszając do spojrzenia mu w oczy – Wszystko gra?
- Nie, nic nie gra – Powiedziała i wybuchła płaczem, opowiadając mu całą historię zaczynając o pierwszego spotkania z chłopakami na lotnisku LAX, w Los Angeles, aż do wczorajszego wieczoru gdy poznała tą straszną prawdę. Powiedziała mu wszystko, pomijając fakt, że spodobała się Loganowi. - Teraz, rozumiesz dlaczego muszę wrócić do U.S.A.?- Spytała z niepewnością w głosie.
- Mieliśmy spędzić te wakacje razem – Odpowiedział odchodząc od niej i ruszając ku oknu wychodzącemu na ukochany ogródek jego matki, by spojrzeć na hamak zawieszony pod drzewem. - Razem, a nie osobno.
- Kuba, doskonale o tym wiem– Odpowiedziała i zeskoczyła z stołu, by zrobić krok w jego kierunku, położyła rękę na jego ramieniu. On strzepnął ją.- Ale on jest moją jedyną rodziną, muszę spędzić z nim trochę czasy, by poznać jak to jest mieć kogoś bliskiego.
- Masz Dorotę, Macieja i mnie – Powiedział wciąż zapatrzony w dal za oknem – Ja już Ci nie wystarczam?! - Warknął
- Dobrze wiesz, że oni nie zapewnią mi prawdziwej rodziny. - Powiedziała już leciutko podenerwowana – A ty to coś zupełnie innego!
- Coś mniej ważnego?! - Spytał i obrócił się do niej – Ja już się nie liczę!
- Oczywiście, że się liczyć! - Krzyknęła - Cały czas zawsze to ty się liczyłeś, moje potrzeby odstawialiśmy na boczny tor. - Wypowiedziała mu, to co od dawna ciążyło jej na sercu. - Zawsze tylko Kuba musi być na tej imprezie, Kuba musi wreszcie pokazać się z dziewczyną. Cały czas Kuba, Kuba, Kuba! Mam tego dość!
- To spierdalaj z stąd!  -Krzyknął i wskazał ręką drzwi – Nie chcę Cię tu więcej widzieć.
- Dobrze... - Wyszeptała, czując jak pierwsze łzy spadają po jej policzkach. - Samolot mam jutro o szesnastej.
- A gówno mnie to obchodzi!- Wykrzyczał jej prosto w twarz. - Ty już wybrałaś – Dodał gdy ta trzasnęła frontowymi drzwiami i z płaczem wybiegła z domu.
Spojrzał przez okno salonu wychodzące na ruchliwą ulice i ujrzał jak pewien wysoki, przystojny blondyn wychodzi w pośpiechu z samochodu zaparkowanego przed domem i biegnie ku niej. Ta wtula się w jego ramię i wypłakuje się w nie. Blondas szeptał jej pocieszające słowa i głaszcze po włosach, gdy wreszcie choć trochę się uspokoiła zaprowadza do samochodu, z którego wysiada jeszcze trójka równie przystojnych mężczyzn jak on sam. Wysoki szatyn widząc jej, niezbyt szczęśliwy stan wpada w szał i patrzy w morderczym spojrzeniem w oczy Kuby. Kieruję się ku głównym drzwiom, lecz Latynos zatrzymuje go i odradza walkę. Ten niechętnie przyznaje przyjacielowi racje. Po chwili samochód odjechał.
- Co to za hałasy? - Spytała Ala stojąc na schodach w skąpej koronkowej bieliźnie. Opierając się pociągająco o balustradę schodów.
- Nic. - Odpowiedział widząc blondynkę i uśmiechnął się uwodzicielsko – Już nic. - Ruszył ku niej i pocałował namiętnie, przesuwając jedną rękę ku jej poklatkowi, a swoje pocałunki kierując ku jej dekoltowi. - Już nikt nam nie przeszkodzi. - Powiedział rzucając ją na swoje łózko i kontynuując przerwaną przyjściem Dagmary czynność.

- Ciii – Uspokajała ją przyjaciółka – Cicho. Ciii. - Powiedziała i pogłaskała ją po włosach – Już dobrze. Cichutko... - Spojrzała błagalnie na brata przyjaciółki i dodała – Nie płacz, bo jeszcze w samolocie zasłabniesz i chłopcy będą mieć kłopot. - Dagmara spojrzała na Ulę i uśmiechnęła się – Nie warto płakać, po takim lamusie.
- Ula, proszę Cię. Nie mów tak na niego – Błagała – To mimo wszystko nadal mój chłopak.
- Daga, nie wiem...
- Nadal go kocham –Przerwała jej brunetka – Niezależnie co zrobi, wciąż mieszka w moi sercu.
- Nie zasługuje na Ciebie – Dopowiedział Kendall i objął siostrę ramieniem – Musimy iść – Dodał słysząc informacje o ich locie.
Brunetka tylko przytaknęła i po raz ostatni – na pożegnanie – uściskała przyjaciółkę. Podeszła do zostawionej walizki i złapała za jej rączkę, gdy już miałom ponowić swój marsz usłyszała swoje imię wykrzykujące przez kogoś w tłumie. Zaczęła się rozglądać, po pomieszczeniu i zobaczyła jak biegnie ku niej z czerwoną różą. Uśmiechnęła się, jednak ruszyła dalej zostawiając go w tyle. Ten jednak ją dogonił i złapał za rękę, zmuszając by odwróciła się w jego stronę.
- Kochanie, wybacz –Powiedział i wręczył jej kwiatek. Ona uśmiechnęła się niepewnie i po raz ostatni złączyli się w pocałunku.

"[...] – Tam,gdzie jest nieodwzajemnione uczucie, występuje nierównowaga sił – odparł Hodge. – Można ją łatwo wykorzystać, ale nie jest to mądre postępowanie. Miłości często towarzyszy nienawiść. One mogą istnieć obok siebie. [...]" 3. Ostrożnie odłożyła czytaną książkę na kolana i odwróciła głowę ku oknu by móc podziwiać widoki znajdujące się za samolotem, lecz jej nowy przyjaciel zasłaniał jej wszystko swoim ciałem i leciutko pochrapywał. Usłyszała za uchem leciutki chichot i spojrzała na brata.
- Carlos, zawsze pada jak mucha podczas lotu – Wyjaśnił jej – To nic dziwnego.
- Rozumiem – Odpowiedziała – Tylko czemu musi zasłaniać okno swoim wielkim ciałem?
- Nie mam wielkiego ciała – Usłyszała od mamroczącego przez sen Latynosa i uniosła jedną brew ku górze w geście ciekawości, jej brat tylko wzruszył ramionami.
- Myślałam, że śpisz  – Powiedziała Dagmara, lecz nie dostałą odpowiedzi – Masz dziwnych kumpli – Zwróciła się ku blondynowi, ten tylko uśmiechnął się.
- Mi to mówisz – Odparł i pogrążyli się w myślach, zostawiając między sobą dystans krępującej ciszy
- Jacy oni byli? - Dagmara spytała się brata – no, rodzice.
- Byli świetnymi ludźmi i genialnymi rodzicami. – Odpowiedział po chwili – Mimo iż brakowało im czasu na oddech, zawsze choć trochę znajdowali go dla mnie. Wiesz jak to jest zwykle jest, ojciec prezes megakorporacji, ciągle siedzi w biurze, podczas gdy matka plotkuje na balach charytatywnych. Zwykle wtedy dzieckiem zajmuję się niańka. Oni odeszli od tej "tradycji", – Kącik jego ust uniósł się ku górze – mimo iż tata pracował, a mama spędzała czas na balach, zawsze weekendy spędzaliśmy razem, na grach czy wspólnym oglądaniu filmów.
- Jak zwykli ludzie –Wtrąciła się dziewczyna
- Właśnie – Powiedział,a każde następne słowo przychodziło mu z coraz większym bólem,jakby otwierał dawno zapomnianą ranę. - Zawsze stawiali moje dobre, nad ich i dążyli by moje marzenie o sławie się spełniło. Mama nawet była moim pierwszym menadżerem. - Na to wspomnienie uśmiechnął się, a przed oczami stanęła mu scena jego pierwszego kastingu, miał wtedy osiem lat i czekał na przesłuchanie do reklamy soku. - Dlatego przeprowadziliśmy się z Nowego Yorku do L.A, bym mógł spełniać marzenia, co znaczyło kłopot dla ojca w zarządzaniu firmą, przez co większość firmy przeniosła się tu. Mama też się poświęcała dla nas obydwu, - dla mnie i ojca – nie cierpiała dużych miast. Nic dziwnego, przecież wychowała się na ranczu w Tennessee , dla niej w dużych miastach było za ciasno...
- Czekaj, czekaj – Przerwała mu siostra – Przecież ty urodziłeś się w Kansas,więc jak...
- Nasi dziadkowie gdy mama miała, ja wiem, może z osiem lat przeprowadzili się bardziej na południe – Wyjaśnił jej – Zawsze mama jeździła na wakacje do jej dziadków, tam zaprzyjaźniła się z mamą Logiego no i poznała ojca.
- Znaliście się wcześniej?! - Krzyknęła, czym zwróciła na siebie spojrzenie wszystkich w samolocie. Większość pasażerów zaczęła ją uciszać, po zmęczonym locie. Wszyscy oprócz śpiącego Carlosa – Przepraszam.
- Odrobinę. - Przyznał – Zaraz po moim narodzinach, rodzicem przenieśli się do NY, żeby ojciec mógł przejąć firmę.
- Ach. - Westchnęła – Dziękuję. - Spojrzała mu w oczy i dodała – Dziękuje, że mi to wszystko opowiedziałeś. I że zadałeś sobie tyle fatygi by mnie odnaleść.
- Od czego ma się starszego brata? - Spytał – Jesteś podobna do matki, obydwie macie to czekoladowe spojrzenie, potrafiące przejrzeć człowieka na wylot.

- ... tam zaprzyjaźniła się z matką Logiego – Usłyszał jak przyjaciel siedzący z przodu wspomina jego mamę.
Wyjrzał za okno i nie wierzył w pech jaki go trafił. Lecieli właśnie nad jego rodzinnym Texasem. To prawda co mówił Kendall, że ich matki już wcześniej się znały. Gdy Logan miał kilka miesięcy, jego rodzice musieli przenieś się do Kansas, z powodu nagłej choroby cioci, której jedyną rodziną była matka Hendersona. Tak więc, trzy miesięczny Logan porzucił swój rodzinny Texas, gdy dotąd mieszka rodzina jego ojca, by zamieszkać wraz z rodziną w domu, który dostali w spadku po ciotce.
To tu – w Kansas – wychowywał się, aż do fatalnych osiemnastych urodzin, podczas których dowiedział się czegoś o czym wiedzieć nie powinien. W środku swojej imprezy wyszedł na chwilę i już na nią nie wrócił. Plotki o tym co widział, szybko rozniosły się po mieście i szybko opuścił swoje miasto, na rzecz słonecznego Los Angeles. Media, jaki fani myślą że to na rzecz jego sławy. Nie mają pojęcia jak prawda daleko wybiega od ich przypuszczań.

- Podchodzimy do lądowania – Usłyszeli pasażerowie lotu numer 0023 Wrocław – Los Angeles, po dziewięciu godzinach lotu. Większość pasażerów przespała cały los, – jak Carlos – inni woleli zagłębić się w rozmowie z sąsiadem obok, słuchać muzyki, czytać swoją ulubioną książkę ,czy po prostu podziwiać malownicze widoki za oknem – Dziękujemy za skorzystanie z naszej linii i życzymy miłego pobytu.
Dziewczyna próbowała wypełnić prośbę stewardesy, mocując się z ciężkimi pasami bezpieczeństwa.Widząc jej nie moc, Kendall jak przystało na starszego brata zaoferował jej pomoc. A gdy pasy wydały charakterystyczny klik!, uśmiechnęła się i podziękowała. Wkładając swoją ulubioną książkę do podręcznej torby, a iPoda do swojej ulubionej torby, która podczas roku szkolnego służyła jej za plecak, usłyszała ciche chrapanie. Spojrzała w jego stronę i uśmiechnęła się mimowolnie. Latynos nadal spał w najlepsze.
- Może go tu zostawimy? - Zaproponował James, za co od razu dostał po głowie od szatyna obok. - No co? Nie będzie przynajmniej chrapał po nocy, że spać się nie da.
- Oczywiście! - Odpowiedział mu entuzjastycznie Logan – Zostawmy go tu, a Vincent nam głowy powyrywa, że zgubiliśmy członka zespołu. Będzie zabawa! - Ucieszył się sarkastycznie i spojrzał wymownie na bruneta.
Podczas gdy tamci się kłócili, a Dagmara z uśmiechem obserwowała ich poczynania, jedyny rozsądny Kendall wziął sprawy w swoje ręce i włożył do ucha Carlosa słuchawkę z swojego iPhona. Po chwili szukania wybrał najgłośniejszą piosenkę zespołu Metalica włączoną na max. Nie minęła chwila, a wyrwany z snu Carlos, wyciągnął zaczął rozglądać się za źródłem hałasu. Dopiero po niecałej minucie skapnął się iż pochodzi z słuchawek.
- Bardzo zabawne. - Skomentował obrażony chłopak – Normalnie się pośmiałem.
- Tamta dwójka chciała cię zostawić – Bronił się blondyn, pokazując na Maslowa i siostrę.
- Ale to ja mam przyjaciół! - Oburzył się Carlos i jak małe dziecko obrócił się do nich tyłem i krzyżowanymi rękami na piersiach udawał obrażonego,z apomniał o tym dopiero gdy zauważył że są już w domu.

Zaczynam nowy rozdział w życiu – Pomyślała dziewczyna z torbą na ramieniu, miała wziąć też swój podręczny bagaż, lecz ten zabrał jej brat, twierdząc że to jego obowiązki jako starszego brata. - Byle był lepszy niż ostatni.
Chłopcy jak na dżentelmenów przystało puścili ją przodem, by mogła nacieszyć się ciepłymi promieniami Kalifornijskiego słońca. Na początku życiodajne promienia zagradzał czarnoskóry facet sporawych rozmiarów, lecz gdy ten tylko zeszedł z pokładu poranne słońce przywitało radośnie nową twarz. Dagmara nie przyzwyczajona zmrużyła oczy i chwilę musiała czekać, aż oczy przyzwyczają się do tak dużej ilości śmiała. Gdy wreszcie to się stało, szła w ramię w ramię z przyjaciółmi po płycie lotniska, kierując swe kroki ku rękawowi bezpieczeństwa. Schodząc z płyty lotniska wypowiedziała te słowa:
- Żegnaj zielono-szara Polsko. Witaj wiecznie słoneczne L.A.

1 – Autora serii o młodym czarodzieju każdy zna. Saga Tunele – Roderick Gordon i Brian Williams. Saga Dary Anioła – Cassandra Clare. Ta trójka to moje ulubione powieści. Uwielbiam do nich wracać.
2 – Mam nadzieję, że dobrze napisałam. W tłumaczeniu powinno wyjść "Wycieczka do L.A. Maj 2010"
3 – Fragment książki Cassandra Clare – Miasto Kości