Tak, jak wszyscy się tego spodziewali, tak też się stało i gdy Kendall dowiedział się w jaki sposób jego siostra ponownie została singielką, wpadł w niemały szał. Mimo, że starał się tego nie okazywać, używając wszystkich swoich zdolności aktorskich, nawet ślepy mógłby zauważyć jak zaciska dłonie, ciężko oddycha czy choćby jak żyła na jego szyi niebezpiecznie pulsuje. Próbował się opanować, oddychając powoli i licząc w myślach do dziesięciu. A gdy to na nic nie się dało, próbował jeszcze raz. Aż w końcu zaczął przechadzać się w tą i powrotem w salonie, przygryzając palce. Swój pochód przerwał tylko raz, obdarzając Jamesa morderczym spojrzeniem, największego na świecie psychopaty, gdy brunet zaśmiał się, że w końcu wychodzi dziurę w podłodze. Maszerując, aż w końcu nie miał co obgryzać, a palce go bolały. Jednak pulsujący ból tylko dodawał mu siły.
Nie docierały do niego uspokajające słowa przyjaciół i zapewnienia Dagmary, że nic się nie stało i tak w końcu by się z Kubą rozeszła. Nie wierzył też jej, gdy mówiła, że nie płakała przez niego i nie ma złamanego serca. Był zbyt zajęty obmyślaniem najgorszych tortur i jak najdłuższych, bolesnych rodzajów śmierci dla Jankowskiego. Jeśli tylko ich ojciec żyłby teraz, sam zachowywał by się tak samo. Odpłaciłby się za skrzywdzenie swojej córki, tak jak to robi blondyn teraz. Matka z babcią Carouinis, matką jego ojca, zawsze zgodnie twierdziły, i chyba zgadzały się tylko z tym, że Kendall nie ma w sobie nic z ojca, oprócz koloru oczów.
A jednak się myliły. - Pomyślał - Mam coś z niego.
Podczas, gdy Kendall przechadzał się wydeptanym torem po salonie z rządzą mordu w oczach oraz pulsującą żyłą na skroni, Carlos siedzący obok Dagmary, objął ją ramieniem i zaczął pocieszać, nie zważając na protesty dziewczyny, że nic jej nie jest. Opowiadał o tym jak się czuł, gdy rozstał się z swoją pierwszą dziewczyną.
- To było straszne - Powiedział. - Myślałem, że nigdy już nikogo nie pokocham i nie zaufam żadnej kobiecie.
- I co zaufałeś? - Spytała się Dagmara.
- No jasne. - Odparł z uśmiechem Latynos. - Miała najfajniejsze grabki w całej piaskownicy.
Swoim zwierzeniem wywołał napad śmiechu u swoich przyjaciół, minus wciąż strzelający piorunami z oczów Kendall. Logan widząc przyjaciela w takim stanie, zastanawiał się, jakby się zachował, gdyby Lavender mu wyrządziła taki numer. Po chwili namysłu stwierdził, że pewnie razem z resztą musieliby szukać nowego domu, bo ten zostałby zniszczony przez napad szału, godny Herkulesa w chwili, gdy Hera zesłała na niego obłęd i wyrżnął swoje dzieci i żonę.
James próbował udobruchać swojego przyjaciela, ale w końcu dał sobie z tym spokój. Wolał nie ryzykować. Po pewnym momencie zaczął się zastanawiać, jak taktownie spytać dziewczynę, czy może obejrzeć ten film. Wymierzył sobie siarczysty policzek za tą myśl. Za długo był sam, zdecydowanie za długo.
Czerwiec zbliżał się już do połowy, słońce grzało coraz mocniej, słupek w termometrze nie spadał poniżej trzydziestu kresek. Kaliforniejskie dziewczyny przechadzały się ulicami ubrane w swój kultowy strój, jakim była góra od bikini, szorty i klapki. Faceci schowani za szkłami swoich ciemnych okularów, nie odrywali swych spojrzeń od ich biustów i dolnych części pleców. Te zadowolone z tego, pozwalały im zostać w niewiedzy, myśląc, że nie zdają sobie sprawy, jak bardzo ich pociągają. Lokalne plaże były oblegane w takim stopniu, że nie było gdzie postawić nogi na rozgrzanym piasku, nie mówiąc o leżeniu na nim. Ci z grubszymi portfelami piekli raka na prywatnych jachtach i żaglówkach, wypływając w głąb oceanu.
Ludzie, którzy do tej pory nie przyzwyczaili się do gorącego klimatu Los Angeles zaczęli masowo wykupywać wiatraki biurowe czy zakładać klimatyzacje w swoich domach. Dzieciaki z sąsiedztwa zbijały niemałą, w ich mniemaniu, fortunę na sprzedawanych lemoniadach z lodem.
Mimo klimatyzacji i wiatraka stojącego przy łóżku, brunetka obudziła się cała zlana potem. Wytarła mokre czoło skrawkiem materiału i dopiero teraz otworzyła oczy. Wciąż będąc zaspaną ruszyła w kierunku łazienki. Nie zdawała sobie sprawy, ale zajmowany przez nią pokój, który zajął jej Kendall, oprócz tego, że był największy w całej posiadłości i posiadał sporej wielkości garderobę, jako jeden z dwóch miał własną łazienkę. Dlatego co rano omijały ją wrzaski Carlosa, gdy ten dobijał się do drzwi łazienki zajmowanej przez Jamesa. Sprytny Logan w tym czasie wykonywał poranną w łazience Kendalla.
Zaznała nieziemskiego orzeźwienia, gdy z prysznica zleciała na nią zimna woda. Siedziała tam z kwadrans delektując się tym. Wybierając jak najbardziej przewiewne ubrania w swojej garderobie ponownie
zaczęła się pocić. Mimo, że od jednego pomieszczenia do drugiego, było zaledwie dziesięć kroków. To ten czas w roku, gdy najlepsze dezodoranty już ledwo pomagają.
Ubrana w postrzępione szorty i w błękitną bluzeczkę na ramiączkach, zeszła po kręconych schodach na parter. Gdy weszła do kuchni przywitały ją radosne powitania przyjaciół i badawcze spojrzenie brata. Starała się jak tylko mogła, uśmiechać się i nie przejmować Kubą oraz tym co się stało. Nie okazywała tego jak bardzo cierpi, ani że jest załamana. Między ludźmi miała maskę szczęścia, gdy pod nią znajdowała się twarz człowieka rozbitego. Najbardziej starała grać rolę szczęśliwej dziewczyny przy bracie.
Nie musiał wygrażać się Jakubowi, mimo że zrobił to kilka razy w jej obecności, by pokazać, że jeśli tylko zobaczy choćby grymas na jej twarzy, wsiądzie w najbliższy samolot do Polski. W celu poważnej rozmowy z chłopakiem, dając mu nauczkę na całe życie, nie zważając na konsekwencje jakie go potem czekają. Nie mógł sobie na to pozwolić, gdy teraz, stał się znany na całym świecie. Wywołał by tylko skandal, od których Vincent i Angel kazali całej piątce trzymać się z daleka. Dla wielu osób, fanów czy dziennikarzy, Dagmara stała się nieoficjalnym członkiem zespołu. Kojarzona była z Big Time Rush, a Big Time Rush kojarzone było z nią.
Była to pierwsza wolna niedziela od kilku tygodni. Po prawie miesiącu intensywnej pracy nad serialem i koncertowania, pierwszy wolny weekend spędzili u siebie w domu, siedząc na zestawie wypoczynkowym w salonie oglądając telewizje oraz grając w gry video. Sen w jakimkolwiek hotelu, w którym nocowali czy nawet wizyta w spa nie dodawało tyle odpoczynku i relaksu jak pobyt w domu.
- Jakieś plany na dzisiaj? - Spytała jakby od niechcenia pijąc sok pomarańczowy z lodem. Proste i jakże orzeźwiające - Nie mówcie, że chcecie przeleżeć kolejny dzień na kanapie, tak jak wczoraj. - Dodała, gdy usłyszała pomruki przyjaciół.
- Niestety nie - Powiedział Logan, wzdychając - Muszę jechać kupić prezent dla Nathalie. Amanda zabije mnie, jak nie będę na urodzinach małej.
- Twoja siostra? - Dopytywał się James ułamując kawałek tosta i wsadzając sobie go do ust.
Henderson tylko pokiwał głową.
- Nie masz bladego pojęcia co dać małej, prawda? - Dodał Kendall uśmiechając się odrobinę, a gdy Logan wykrzywił się, przyznając mu racje, wybuchnął śmiechem. - To powodzenia, stary. - Dodał, klepiąc go po plecach.
- Przyda się. Skąd mam wiedzieć, co lubią siedmioletnie dziewczynki?
- Kup jej pieska. - Podrzuciła brunetka. - Każda dziewczyna lubi pluszaki w kształcie psów. Niezależnie od wieku.
- To jest myśl! - Ucieszył się brunet - Dostanie szczeniaczka! - Po czym wybiegł z kuchni w poszukiwaniu kluczyków do auta. Jak zwykle nie pamiętał, gdzie je zostawił.
- Ja... nie o to mi chodziło.
- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego mam z tobą jechać. - Powiedziała po raz kolejny Dagmara, siedząc na przednim siedzeniu w samochodzie bruneta.
- Jesteś dziewczyną. - Stwierdził.
- Ależ ty spostrzegawczy. - Odpowiedziała mu kąśliwie - Zajęło Ci to tylko miesiąc.
- Chodzi mi o to, że skoro jesteś dziewczyną, - Zaczął się tłumaczyć, spoglądając na dziewczynę, trzymając jedną rękę na kierownicy, a drugą na skrzyni biegów. - umiesz myśleć jak dziewczyna i wybierzesz jakiegoś uroczego szczeniaczka dla małej.
- Ty na serio chcesz dziecku kupić psa?
- Tak. - Spojrzał ponownie na drogę. - Co w tym złego?
- To żywa istota, nie zabawka. - To, że ludzie kupują dzieciom jako prezenty zwierzęta zawsze ją denerwował i doprowadzał do szału. To tak, jakby plantatorzy z XVIII wieku kupowali swoim rozpieszczonym i zniszczonym dzieciom niewolników i pozwalali im męczyć ich, aż Ci w końcu zginą. - Nie wiem czy Nathalie jest na tyle duża, by mieć taki obowiązek.
Ten się tylko zaśmiał.
- Obydwoje wiemy, że to będzie obowiązek dla jej rodziców, nie dla niej. - Samochód wjechał na miejską autostradę, a potem gwałtownie przyśpieszył. - Mała dostanie ukochanego pieska, a Logan zostanie jej ukochanym wujkiem. Wszyscy szczęśliwi.
- Nie powiedziałabym. - Nie dała się przekonać brunetka - Nie sądzisz, że jej rodzice będą na Ciebie wciekli?
- Och, oczywiście że tak myślę. - Dodał ze śmiechem, gdy wychodzili z samochodu.
- I nadal się upierasz na swoim?
- Naturalnie.
Z chwilą, gdy samochód szatyna opuścił granice rezydencji, pozostała trojka gwałtownie zerwała się z zajmowanych przez siebie miejsc na zestawie wypoczynkowym.
- No, nareszcie. - Westchnął Carlos - Myślałem, że już nigdy stąd nie pójdzie.
- Ja też. - Poparł go Kendall - Muszę pogratulować Loganowi pomysłu z urodzinami Nathalie...
- Ale on chyba nie kłamał...
- Współczuje Amandzie.
To straszne jak pomyśli się, co człowiek może zrobić swojemu najlepszemu przyjacielowi, który w sytuacji największego ryzyka zawsze pomoże i będzie stał za nim murem. Co przedstawiciel ludzkiego gatunku może zrobić tej przeuroczej czworonożnej istocie, która odda za niego życie, gdyby tylko musiała. Ludzie głodzą swoje psy, biją, ranią, okaleczają. A te przez zaufanie jakie nas darzą, przez miłość i przywiązanie do nas nie potrafią się obronić. Zostają wyrzuceni z swoich, pomyślałoby się, domów tylko dlatego, że komuś się odwidziało. Gdy staje się obciążeniem, kolejnym niepotrzebnym bagażem, zostaje porzucony na środku lasu. Bez cienia powrotu do domu.
Właśnie takie psiny trafiają do schronisk. Wszystkie z nich, bez znaczenia na wiek, rasą czy płeć łączy jedno: potrzebują miłości i troski od nowego serca, które je przygarnie pod swoje skrzydła.
- To takie smutne... - Szepnęła ledwo słyszalnie. Bardziej do siebie, niż do Hendersona.
Z każdym kolejnym krokiem, gdy szła wzdłuż klatek, jej serce coraz bardziej się ściskało. A psy, jakby wyczuwając, że mogą się stąd wyrwać i rozpocząć nowe życie pełne ciepła, zaczynały szczekać, skomleć i wymachiwać radośnie ogonami. Nie wspominając już o skakaniu ze szczęścia bo całym kojcu. Nie była w stanie patrzeć na te wszystkie zwierzęta. Było jej ich wszystkich tak potwornie żal.
- Jak ktokolwiek mógł im to zrobić? - Przystanęła przy jednym z boksów i uklękła przy nim. Pies nieznacznie się uspokoił i zaczął lizać jej palce, wsunięte przez otworzy w siatce. Był to mieszaniec charta z dobermanem. Miał miedzianą sierść i dziurę po papierosie w lewym uchu.
Ruszyła dalej. Niecałe dwa metry dalej w kącie klatki leżała samica Cocker spaniela angielskiego, karmiąc czwórkę małych szczeniaków. Fakt, że jeszcze nie otworzyły oczów, świadczył że urodziły się już w schronisku.
- Najwięcej przychodzi ich w po świętach. - Powiedział opiekun - Ludzie zapominają, że to żywe istoty i wyrzucają je, jak zepsute zabawki.
- To okropne. - Zawtórowała dziewczyna. - Czy ludzie naprawdę są na tyle nieodpowiedzialni, by dawać dzieciom zwierzęta jako prezenty?
Logan odwrócił wzrok.
Przez ostatnie kilka godzin w domu przy Sunset 125D wrzało jak w kotle. Każdy z mieszkańców, jak i nowo przybyłych ciągle coś robił, ciągle po coś biegł lub gdzieś dzwonił. Nie było takiej osoby, która stałaby bezczynnie i przyglądała się pracy innym. Mimo, że osiem osób pracowało bez chwili wytchnienia przez ostatnie trzy godziny, pracy nadal było ogrom. A wszyscy zaczęli się zastanawiać, czy zdążą. Zostały im jeszcze tylko dwie godziny, a trzeba jeszcze tyle rzeczy przyszykować i sprawdzić...
- Spokojnie, zdążymy - Uspokajali Kendalla
- Oby.
- Zdecydowałeś się już, które biedne stworzenie skarzesz na los zabawki kilkuletniego dziecka? - Spytała z odrazą wymalowaną na twarzy. Zaczął wywoływać w niej narastającą niechęć do swojej osoby. Pomysł wydawał się jej wręcz paskudny.
- Przestań.
- Nie przestanę, dopóki nie zrezygnujesz z podarowania Małej zabawki...
- Chcę dać jej przyjaciela, nie zabawkę. - Powiedział patrząc jej w oczy - Kogoś na kogo zawsze będzie mogła liczyć, gdy znowu jej rówieśnicy kolejny raz będą z niej drwić.
Z jej twarzy zniknęła pogarda i obrzydzenie do całej tej sytuacji, w której się obydwoje znaleźli. Patrząc na nią, zauważył oblicze przepełnione skruchą i poczuciem winy.
- Ja... nie wiedziałam. - Szepnęła - Myślałam, że chcesz...
- Czy to przypadkiem nie nawrzeszczałaś na mnie podczas pierwszego spotkania, że nie ocenia się ludzi po pozorach? - Jego ton był ostry jak brzytwa. A słowa, które wpadały z jego ust ją bolały i pozostawiały ślad.
Nie interesował go powód dlaczego tu są, ani fakt, że niedawno przeszła poważną traumę i jest na skraju załamania. Nie zwracał też uwagi na to, że sprawiając jej ból, tak naprawdę ranił samego siebie. Nie interesowało go, czy zyska tym jej sympatię, o którą przecież zabiega, czy nie. W tym momencie po prostu miał dość tego, że przez całą ich znajomość brunetka osądza go po tym jednym błędzie. Podświadomie czekał na moment, gdy to jej powinie się noga, a on będzie mógł triumfować. Nic dziwnego, że właśnie dzisiaj, gdy znaleźli się w tym cholernym schronisku, wreszcie to zrobił.
A ona zaczęła się kulić, jakby malec. Słowa sprawiały jej ból niczym ostrza. Najgorsze było chyba to, że padały z jego ust, że to właśnie on rozdrapywał ranę, która przecież się nawet nie zaczęła goić. Nie zdając sobie nawet z tego sprawy, instynktownie liczyła na to, że w kim jak kim, ale w Loganie odnajdzie wsparcie i podporę, teraz gdy jej tak bardzo potrzebuje. Mimo, że nie prosiła o litość czy żal, mimo, że nie okazywała swojemu otoczeniu jak jest, mimowolnie czuła, że on będzie teraz jej bronił, nie da komukolwiek choćby krzywo na nią spojrzeć. A ten....
Starała się nie pokazywać światu, jak bardzo wewnątrz jest rozsypana. Jej serce, które pokochało po raz pierwszy, zostało wykorzystane i zbrukane. Ta niewinna i świeża miłość, którą obdarzało dla Kuby nic nie znaczyło. Była po prostu zabawką, którą zwykł dostać. Bo niektórzy zawsze dostają to co chcą, nie przejmując się kosztami.
Przez chwilę, nie licząc odgłosów rozradowanych zwierzaków, patrzyli na siebie w ciszy i kompletnym bezruchu. W końcu Dagmara obróciła się i podeszła do boksu z jedynym psem, którego ich widok nie wprawił w stan błogiej euforii. Malec ten, należący do krzyżówki owczarka szetlanckiego i Cocker spaniela, siedział w najdalszym kącie klatki i smutnie, jakby pogodzony z swoim losem patrzył na nich. W chwili, gdy dziewczyna wsunęła przez kratkę kawałek psiego przysmaku, instynkt wziął górę i czworonóg podszedł do ogrodzenia. Na początku dość niepewnie i podejrzliwie zaczął pałaszować, a potem z coraz większym zapałem zjadł smakołyk. Po czym ponownie, z pochylonym pyskiem i nisko zwieszonym ogonem powędrował na swoje miejsce.
- Wzięłabym tego. - Przerwała ciszę. - Wydaje się jakby zdawał sobie sprawę, że fakt, że tu jest tak długo dobrze nie wróży.. - Dodała czytając zawieszkę informującą o psie. Przebywał w schronisku już prawie półtorej roku, gdy inne osobniki opuszczały go już po góra kilku miesiącach. - Tylko Ci, którzy pogodzili się ze swoim losem, potrafią docenić choćby najmniejszy okruch szczęścia, który później na nich spada.
- Wszystko gotowe? - Zapytał wpadając jak burza do salonu, którego wygląd zmienił się diametralnie.
- Można tak powiedzieć.
- Można? - Spytał z nutką irytacji i rozżalenia w głosie. Za długo to wszystko planował i przygotowywał, by teraz coś poszło nie tak.
- No bo jest problem z tortem... - Powiedziała nieśmiała Erin - Coś pokręcili w cukierni... lepiej sam zobacz.
Pokazała mu tort, a przynajmniej to co miało nim być. Na stole leżało coś na kształt placka, to na pewno. Pierwsze co rzucało się w oczy, to błąd w napisie. Ktoś przekręcił imię dodając mu dodatkowe g. Najgorsze było jednak to, że cała lewa strona była uszkodzona, jakby niedźwiedź lub inny zwierz swoją wielką łapą wyszarpał znaczną część wypieku.
Kendall widząc to jęknął.
- Spokojnie, dzwoniłam już do cukierni - Katelyn próbowała złagodzić zaistniałą sytuację.
Blondyn spojrzał na swoją partnerkę z planu.
- I? Co powiedzieli?
- Zrobią nowe. - Powiedziała, a potem dodała uciekając wzrokiem od spojrzenia chłopaka - Będzie gotowa za trzy godziny.
Podczas, gdy Logan załatwiał wszelkie potrzebne formalności, dziewczyna wyszła z zwierzęciem przed budynek. Pies, jakby nie wierząc własnemu szczęściu, szedł posłusznie przy nodze brunetki, wciąż jednak oglądając się na swój dawny przytułek. Tak jak Dagmara przypuszczała, z chwilą gdy został wypuszczony z swojego kojca i zaprowadzony do swoich opiekunów, przeszedł wewnętrzną metamorfozę. Znikło zwierzę pogodzone już porzuceniem jakie je spotkało i czekające na bez nadziei na ciepło domowego kominka. Pojawiło się psisko radosne i pełne życia, które skoczyło i zaczęło lizać po twarzy i dłoniach osobę, którą przecież widziało po raz pierwszy. Witał się z brunetem i szatynką jak z dawno nie widzianymi przyjaciółmi, którzy znikli na bardzo długi okres czasu.
Europejka podeszła do samochodu szatyna, trzymając psa na smyczy. Żałowała, że w pobliżu nie ma nigdzie parku lub choćby kawałka trawy, by czworonóg mógł sobie pobiegać i się wyszaleć. Nie wiadomo kiedy ostatnio miał na to okazję. Podczas, gdy ona rozglądała się za chociaż maleńkim skrawkiem roślinności z obiektu biurowego schroniska wyszedł Logan. Rozmawiał energicznie przez telefon, żywo gestykulując. Po pewnym czasie w końcu schował telefon do kieszeni i podczas do dziewczyny.
- Po drodze do domu muszę coś jeszcze załatwić. - Powiedział przez zaciśnięte zęby. Widać nadal wciekły po rozmowie, którą przed chwilą zakończył. Po czym otworzył bagażnik i wyjął z niego stary koc, znaleziony podczas porządków na strychu domu przy Sunset 125D. Rozłożył go na tylnym siedzeniu i zostawiwszy otwarte tyle drzwi auta, zasiadł za kierownicą. W tym czasie brązowooka dziewczyna pomogła zwierzakowi zając jego miejsce i sama usiadła obok kierowcy.
- Chciałam cię przeprosić. - Zaczęła niepewnie. - Miałeś racje, zachowałam się fatalnie.
Chłopak tylko przez chwilę obrócił głowę w jej stronę, obrzucił ją spojrzeniem i z powrotem skupił się na drodze.
- Nie powinnam osądzać cię i ciągle ci wypominać tamtą gafę...
Ten parsknął śmiechem, opluwając skórzaną kierownicę.
- Kto dzisiaj mówi, że popełnił gafę? - Uśmiechał się znad kierownicy.
- Oj przestań! - Zaśmiała się wraz z nim i szturchnęła go przyjacielsko w ramię. A pies zawył, wpatrzony przez tylną scenę w swój były dom, który okazał się tylko przystanią do tego prawdziwego.
- Dobra, załatwiłem nam trochę czasu. - Powiedział dumny z siebie Latynos. Wreszcie ktoś powierzył mu jakieś odpowiedzialne i ważne zadanie. Miał dość dmuchania balonów i przywiązywania ich po całym domu, co dzisiaj robił.
- Co z tego, jak goście już się schodzą. - Odparł James wyglądając za zasłony przez okno na plac przed domem. Ludzie masowo zaczęli ściągać w ich kierunku, witani w progu przez Kendalla i Katelyn w roli gospodarzy. Zapewnię podsycało to plotki o ich romansie, co w bliskiej przyszłości będzie skutkowało wzrostem popularności ich i serialu. Vincent będzie zachwycony! - Zaraz zaczną o nią wypytywać.
- Ty to zawsze znajdziesz dziurę w całym. - Skomentował obrażony Carlos i podszedł do nowo przybyłych.
Zielono. Tym jednym słowem można opisać cały Franklin Canyon Park w Beverly Hills. Ten cały krajobraz przypominał jej po części rodzinne strony. To pojedyncze jezioro u podnóża gór przypominało na myśl to w Tatrach. Mimo że roślinność nie ta, mimo że wszystko jest inne i nie przypomina Morskiego Oka. Bo tak działa tęsknota za domem i rodzinnymi stronami, w których przeżyło się swoje najlepsze, bo dziecięce lata. Smutek za domem i tym co się zna przejawia się tym, że wszędzie to widzimy. W ten sposób, dzięki wzrokowym omamom jest nam lżej. Pragnienie powrotu się zmniejsza. "Tam dom twój, gdzie serce twoje." A serca nie da się oszukać.
- Ślicznie tu. - Powiedziała, chcąc przerwać ciszę, która nastała między nimi. Pies, szczęśliwy wycieczką do parku biegał między nimi, radośnie merdając ogonem i szczekając przyjaźnie. Nie było sensu nadawać mu imienia, skoro niedługo Nathalie nada mu własne.
- To moje ulubione miejsce do rozmyśleń w samotności. - Odparł
- Kolejno?
- Mam ich sporo - Zaśmiał się pokazując wszystkie zęby. Dagmara pomyślała, że ma Logan piękny uśmiech. - W samym LA około dziesięciu.
- Musisz lubić samotność. - Spoważniała patrząc na niego uważnie.
- Wprost przeciwnie. - Odparł. - Potrzebuje tylko czasami chwil w ciszy by przemyśleć kilka rzeczy.
- Często jest Ci to poprzednie?
- Ostatnio coraz częściej. - Odparł śmiertelnie poważnie, głaskając czworonoga za uchem.
- Jest tort! - Krzyknęła Erin wchodząc do kuchni.
- Nareszcie. - Odsapnął blondyn. Poczuł się jakby kamień spadł mu z serca. Wszystko było już gotowe i czekało tylko na powrót Dagmary. - Już się bałem, że się nie uda.
- Odwaliłeś kawał dobrej roboty - Pochwalił go James. - Wszystkim nam się przyda dobra zabawa po ostatnich przeżyciach.
- Tak, potrzebujemy tego. - Zgodził się Schmidt.
To zadziwiające jak może zmienić się czyjeś nastawienie do życia tylko dlatego, że dostał nową szansę na start od losu. Pies biegał teraz radośnie wokół nich, łapał wszystkie piłki rzucane mu przez bruneta. Tarzał się po ziemi z europejką. Zmienił się i to w ciągu niecałej godziny. Widok jego uradowanego pyszczka sprawiał, że uśmiech sam pojawiał się na twarzy.
- To ta ważna sprawa? - Zadała nurtujące ją od dłuższego czasu pytanie, które nasuwało się jej na język odkąd tu przyjechali.
- Tak. - Przytaknął rzucając brytanowi kolejny raz piłkę.
- Yhm.
- Coś nie tak? - Spytał ją, jednocześnie nagradzając zwierzaka poprzez pogłaskanie po głowie za przyniesienie zabawki.
- Nie skąd. - Zaprzeczyła szybko, jednak zaraz dodała - Zastanawia mnie tylko, po co mnie tu zabrałeś, skoro jedynie chciałeś pobawić się z psem.
- Jeżeli chcesz już wiedzieć, to specjalnie wyciągnąłem cię z domu. - Odparł oschle. Nie potrafiła go rozgryźć. Raz jest miłym i wesołym człowiekiem, który dla drugiego zrobi wszystko, by za kilka chwil być opryskliwym i szorstkim typem, mającym gdzieś uczucia innych. - Nie mogłem patrzeć na Ciebie. Sprawiasz wrażenie jakbyś zaraz miała się rozpłakać. - Rzucił piłkę.
- Nie chciałam płakać. - Zaprotestowała
- Nie, wcale. - Przeciwstawiła się jego słowom. - Po prostu nie miałam na nic ochoty.
- Nic ci się nie chce odkąd dowiedziałaś się, że cię zdradzał. - Cisnął bez zastanowienia.
Przez chwile wydawało się że coś mu odpowie a słowa, które cisnął się jej na usta wyjdą na światło dziennie. Widział jak cała w środku się gotuje by również powiedzieć mu coś przykrego, że zrani go do żywego. Jednak zdawał sobie sprawę, że Dagmara za mało o nim wie, by coś mu odpowiedzieć. Uśmiechnął się tylko nieznacznie, podnosząc ironicznie jeden kącik ust. Wstała chwytając jednocześnie leżący obok kamyk i cisnęła nim w niego. Zrobił zwinny unik.
- Jeżeli to twój sposób na podryw... - Powiedziała przez zaciśnięte zęby. W tym momencie nie wiedział co mu się w niej spodobało. Na pewno nie nos, którego skrzydełka falowały przy każdym wdechu i wydechu. Przypominała mu teraz wściekłego byka. Zaśmiał się w środku na tą myśl - ... to nic dziwnego, że każda Cię w końcu zostawia.
Również wstał, jeszcze bardziej gwałtownie niż ona.
- Przynajmniej żadna z nich nie przyprawiła mi rogów - To nie było prawdą, ale przecież ona o tym nie musi wiedzieć.
Dostał to co chciał. Zaczęła płakać.
- Gdzie oni są? - Powiedział gniewnie.
- A skąd mam wiedzieć. Carlos gdzieś ich wysłał.
- Dzięki wielkie, teraz Kendall mnie zruzga, bo Logan się spóźnia. - Odburknął Latynos i ruszył w kierunku stolika z drinkami.
- Zaraz pewnie bę... już są! - Krzyknął Maslow - Wszyscy niech się ukryją!
- Pamiętajcie! Jak wejdzie to krzyknijcie niespodzianka! - Pouczył ich blondyn. Zgasił światło i szybko schował się za kanapom razem z kończącym ciasto Carlosem. Na widok jego pełnych ust tylko wywrócił oczami.
Ktoś szamotał się nerwowo z zamkiem w drzwiach, a potem brutalnie je otworzył i zamknął z trzaskiem. W momencie, gdy tupot kobiecych obcasów dotarł do salonu, wszyscy obecni w pomieszczeniu wyskoczyli z ukrycia wykrzykując ustalone hasło i konfetti oraz serpentyny. Ktoś włączył światło i zobaczyli zamiast zaskoczonej Dagmary, Dagmarę całą zapłakaną z rozmazanym makijażem. A do pokoju właśnie wchodził Logan z całym czerwonym policzkiem, na którym ciągle odznacza się odbita dłoń brunetki. Wszyscy to przenosili wzrok od dziewczyny do chłopaka. I wszystko zaczęło układać się pomyślną całość, choć historia która sama została do pomyślana, w każdej głowie była inna.
James się mylił. Vincent będzie wciekły. Zapowiada się niezły skandal.
Leżąc na łóżku w swoim pokoju, twarzą w poduszkę doszła do wniosku, że większość czasu w LA spędziła właśnie w ten sposób. Jeżeli właśnie tak, ma spełniać się jej American Dream, to woli go nie śnić i wrócić do domu. Miała to być wspaniała przygoda, jest...
Nawet nie pamięta jak się tu znalazła. Przypomina sobie tylko, jak przez mgłę, jak Erin z Katelyn objęły ją opiekuńczo, mówiąc coś do chłopców. A ci zaczęli wypraszać gości. Nawet nie wie, skąd oni się tu wzięli.
Usłyszała jak ktoś puka do drzwi. Zignorowała to i ponownie ukryła twarz w poduszce. Jednak osoba stojąca za drzwiami nie dała za wygraną i ponowiła stukanie do drzwi.
- Odejdź! - Krzyknęła odgadując kto łomocze do drzwi.
Lecz ten wszedł, zamiast jej posłuchać. Spojrzała na niego pełnym nienawiści wzrokiem. Normalnie zlękły by się tego wyrazu oczu, lecz po tym co zafundowały mu na dole dziewczyny z planu, był w stanie to znieść. Co ciekawe, miał wrażenie że Kendall będzie najbardziej wciekły i to jego się obawiał. Jednak blondas tylko kazał mu to odkręcić oraz przyglądał się poczynaniom blondynki i brunetki. Dziewczyny stanęły w obronie koleżanki.
- Czego chcesz? - Spytała pogardliwie.
- Chciałem cię przeprosić. - Powiedział patrząc na nią bez emocji.
- Co mi z twoich przeprosin, skoro są wymuszone? - Zadrwiła z niego - Słyszałam to wszystko. - Dodała mając na myśli koleżanki z pracy brata.
- One nie są... - Zaczął lecz się zatrzymał widząc kpiący uśmieszek na jej twarzy. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo w tej chwili go nie cierpiała. - One nie są wymuszone. - Zaczął od nowa - Naprawdę mi głupio i wstyd tego wszystkiego.
- Jasne - Wywróciła oczami
- To miał być miły i zabawny dzień...
- Ja tego nie zepsułam tylko ty - Przerwała mu
- Żałuje tego. - Odparł i wreszcie spojrzał na nią. Odkąd tu przyszedł unikał zwrócenia wzroku na jej twarz. A uczucie, które rozpaliło się w nim tamtego dnia na lotnisku znowu rozbłysło. Później zastanawiał się, gdzie się podziało wcześniej. Czemu powiedział to co powiedział, skoro to przecież czuje. Długo szukał odpowiedzi na to pytanie i nigdy jej nie znalazł.
- Myślisz, że twoje przeprosiny wystarczą i zapomnę o tym wszystkim?
- Nie. - Odparł odrazu i usiadł na brzegu łóżka obok niej. Wziął jej rękę w swoje dłonie. Zdziwił się, że jej nie zabrała. - Dlatego chciałbym prosić o drugą szansę. Chcę zacząć to wszystko od nowa...
- Ja... - Zdziwiła się. Nie sądziła, że sprawy przyjmą taki obrót. Gdzie podziała się ta dziewczyna, która jeszcze pięć minut temu chciała wydrapać mu oczy? - Nie wiem co powiedzieć...
- Po prostu spróbujmy zapomnieć i nie wracajmy do tego - Poradził - Żyjmy jakby dzisiejsze popołudnie się nie zdarzyło.
- Czyli jakbyś nigdy nie kupił Nathalie psa? - Spytała.
- Właśnie jeśli o tym mowa... - Uśmiechnął się tajemniczo i wyszedł z pokoju powiedziawszy wcześniej, że zaraz wraca. - Od początku miał być dla ciebie. - Powiedział podając jej czworonoga. - Mały cię pokochał, a ty jego. Obydwoje potrzebujecie kogoś, kto was pokocha. Wasza dwójka potrzebuje przyjaciela.
Wzięła psa od Logana i od razu poczuła jak ten liże ją po podbródku. Jej ręka instynktownie zaczęła go głaskać po karku. Spojrzała na zwierzę, które dostało nową możliwość od losu na wspaniałe życie. Zerknęła na bruneta i uśmiechnęła się. W końcu każdy zasługuje na drugą szansę.
- Będziesz Beginning. - Zdecydowała. - Przyda się nam w domu nowy początek.
Po pierwsze, przepraszam! Bardzo, ale to bardzo przepraszam. Nie muszę mówić za co, bo wy przecież to wiecie.
Po drugie, ten rozdział w większości był pisany w tym tygodniu, mimo że jego początek jest jeszcze z tamtego roku. Po przeczytaniu tego w całości z łatwością to odróżniłam. Zastanawiam się, czy wy też to zauważyliście.
Po trzecie, ten rozdział gdy go planowałam nie miał tak wyglądać. Mówię to od razu. Zachowanie Logana i Dagmary było dla mnie kompletnym zaskoczeniem.
Po czwarte, nie wiem kiedy będzie następny. Nie wiem czy uda mi się w następnym tygodniu zacząć pisać, ale wszystko się zobaczy.
Po piąte, rozdział zawiera 4551 słów. To jest ponad 7,5 strony. Wiem, że to nie zrekompensuje tego roku, ale może chociaż trochę?
Po szóste, jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, napiszcie pod tym rozdziałem.
Po siódme, jeżeli wam się podoba to wyślijcie link innym.
Nie docierały do niego uspokajające słowa przyjaciół i zapewnienia Dagmary, że nic się nie stało i tak w końcu by się z Kubą rozeszła. Nie wierzył też jej, gdy mówiła, że nie płakała przez niego i nie ma złamanego serca. Był zbyt zajęty obmyślaniem najgorszych tortur i jak najdłuższych, bolesnych rodzajów śmierci dla Jankowskiego. Jeśli tylko ich ojciec żyłby teraz, sam zachowywał by się tak samo. Odpłaciłby się za skrzywdzenie swojej córki, tak jak to robi blondyn teraz. Matka z babcią Carouinis, matką jego ojca, zawsze zgodnie twierdziły, i chyba zgadzały się tylko z tym, że Kendall nie ma w sobie nic z ojca, oprócz koloru oczów.
A jednak się myliły. - Pomyślał - Mam coś z niego.
Podczas, gdy Kendall przechadzał się wydeptanym torem po salonie z rządzą mordu w oczach oraz pulsującą żyłą na skroni, Carlos siedzący obok Dagmary, objął ją ramieniem i zaczął pocieszać, nie zważając na protesty dziewczyny, że nic jej nie jest. Opowiadał o tym jak się czuł, gdy rozstał się z swoją pierwszą dziewczyną.
- To było straszne - Powiedział. - Myślałem, że nigdy już nikogo nie pokocham i nie zaufam żadnej kobiecie.
- I co zaufałeś? - Spytała się Dagmara.
- No jasne. - Odparł z uśmiechem Latynos. - Miała najfajniejsze grabki w całej piaskownicy.
Swoim zwierzeniem wywołał napad śmiechu u swoich przyjaciół, minus wciąż strzelający piorunami z oczów Kendall. Logan widząc przyjaciela w takim stanie, zastanawiał się, jakby się zachował, gdyby Lavender mu wyrządziła taki numer. Po chwili namysłu stwierdził, że pewnie razem z resztą musieliby szukać nowego domu, bo ten zostałby zniszczony przez napad szału, godny Herkulesa w chwili, gdy Hera zesłała na niego obłęd i wyrżnął swoje dzieci i żonę.
James próbował udobruchać swojego przyjaciela, ale w końcu dał sobie z tym spokój. Wolał nie ryzykować. Po pewnym momencie zaczął się zastanawiać, jak taktownie spytać dziewczynę, czy może obejrzeć ten film. Wymierzył sobie siarczysty policzek za tą myśl. Za długo był sam, zdecydowanie za długo.
Czerwiec zbliżał się już do połowy, słońce grzało coraz mocniej, słupek w termometrze nie spadał poniżej trzydziestu kresek. Kaliforniejskie dziewczyny przechadzały się ulicami ubrane w swój kultowy strój, jakim była góra od bikini, szorty i klapki. Faceci schowani za szkłami swoich ciemnych okularów, nie odrywali swych spojrzeń od ich biustów i dolnych części pleców. Te zadowolone z tego, pozwalały im zostać w niewiedzy, myśląc, że nie zdają sobie sprawy, jak bardzo ich pociągają. Lokalne plaże były oblegane w takim stopniu, że nie było gdzie postawić nogi na rozgrzanym piasku, nie mówiąc o leżeniu na nim. Ci z grubszymi portfelami piekli raka na prywatnych jachtach i żaglówkach, wypływając w głąb oceanu.
Ludzie, którzy do tej pory nie przyzwyczaili się do gorącego klimatu Los Angeles zaczęli masowo wykupywać wiatraki biurowe czy zakładać klimatyzacje w swoich domach. Dzieciaki z sąsiedztwa zbijały niemałą, w ich mniemaniu, fortunę na sprzedawanych lemoniadach z lodem.
Mimo klimatyzacji i wiatraka stojącego przy łóżku, brunetka obudziła się cała zlana potem. Wytarła mokre czoło skrawkiem materiału i dopiero teraz otworzyła oczy. Wciąż będąc zaspaną ruszyła w kierunku łazienki. Nie zdawała sobie sprawy, ale zajmowany przez nią pokój, który zajął jej Kendall, oprócz tego, że był największy w całej posiadłości i posiadał sporej wielkości garderobę, jako jeden z dwóch miał własną łazienkę. Dlatego co rano omijały ją wrzaski Carlosa, gdy ten dobijał się do drzwi łazienki zajmowanej przez Jamesa. Sprytny Logan w tym czasie wykonywał poranną w łazience Kendalla.
Zaznała nieziemskiego orzeźwienia, gdy z prysznica zleciała na nią zimna woda. Siedziała tam z kwadrans delektując się tym. Wybierając jak najbardziej przewiewne ubrania w swojej garderobie ponownie
zaczęła się pocić. Mimo, że od jednego pomieszczenia do drugiego, było zaledwie dziesięć kroków. To ten czas w roku, gdy najlepsze dezodoranty już ledwo pomagają.
Ubrana w postrzępione szorty i w błękitną bluzeczkę na ramiączkach, zeszła po kręconych schodach na parter. Gdy weszła do kuchni przywitały ją radosne powitania przyjaciół i badawcze spojrzenie brata. Starała się jak tylko mogła, uśmiechać się i nie przejmować Kubą oraz tym co się stało. Nie okazywała tego jak bardzo cierpi, ani że jest załamana. Między ludźmi miała maskę szczęścia, gdy pod nią znajdowała się twarz człowieka rozbitego. Najbardziej starała grać rolę szczęśliwej dziewczyny przy bracie.
Nie musiał wygrażać się Jakubowi, mimo że zrobił to kilka razy w jej obecności, by pokazać, że jeśli tylko zobaczy choćby grymas na jej twarzy, wsiądzie w najbliższy samolot do Polski. W celu poważnej rozmowy z chłopakiem, dając mu nauczkę na całe życie, nie zważając na konsekwencje jakie go potem czekają. Nie mógł sobie na to pozwolić, gdy teraz, stał się znany na całym świecie. Wywołał by tylko skandal, od których Vincent i Angel kazali całej piątce trzymać się z daleka. Dla wielu osób, fanów czy dziennikarzy, Dagmara stała się nieoficjalnym członkiem zespołu. Kojarzona była z Big Time Rush, a Big Time Rush kojarzone było z nią.
Była to pierwsza wolna niedziela od kilku tygodni. Po prawie miesiącu intensywnej pracy nad serialem i koncertowania, pierwszy wolny weekend spędzili u siebie w domu, siedząc na zestawie wypoczynkowym w salonie oglądając telewizje oraz grając w gry video. Sen w jakimkolwiek hotelu, w którym nocowali czy nawet wizyta w spa nie dodawało tyle odpoczynku i relaksu jak pobyt w domu.
- Jakieś plany na dzisiaj? - Spytała jakby od niechcenia pijąc sok pomarańczowy z lodem. Proste i jakże orzeźwiające - Nie mówcie, że chcecie przeleżeć kolejny dzień na kanapie, tak jak wczoraj. - Dodała, gdy usłyszała pomruki przyjaciół.
- Niestety nie - Powiedział Logan, wzdychając - Muszę jechać kupić prezent dla Nathalie. Amanda zabije mnie, jak nie będę na urodzinach małej.
- Twoja siostra? - Dopytywał się James ułamując kawałek tosta i wsadzając sobie go do ust.
Henderson tylko pokiwał głową.
- Nie masz bladego pojęcia co dać małej, prawda? - Dodał Kendall uśmiechając się odrobinę, a gdy Logan wykrzywił się, przyznając mu racje, wybuchnął śmiechem. - To powodzenia, stary. - Dodał, klepiąc go po plecach.
- Przyda się. Skąd mam wiedzieć, co lubią siedmioletnie dziewczynki?
- Kup jej pieska. - Podrzuciła brunetka. - Każda dziewczyna lubi pluszaki w kształcie psów. Niezależnie od wieku.
- To jest myśl! - Ucieszył się brunet - Dostanie szczeniaczka! - Po czym wybiegł z kuchni w poszukiwaniu kluczyków do auta. Jak zwykle nie pamiętał, gdzie je zostawił.
- Ja... nie o to mi chodziło.
- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego mam z tobą jechać. - Powiedziała po raz kolejny Dagmara, siedząc na przednim siedzeniu w samochodzie bruneta.
- Jesteś dziewczyną. - Stwierdził.
- Ależ ty spostrzegawczy. - Odpowiedziała mu kąśliwie - Zajęło Ci to tylko miesiąc.
- Chodzi mi o to, że skoro jesteś dziewczyną, - Zaczął się tłumaczyć, spoglądając na dziewczynę, trzymając jedną rękę na kierownicy, a drugą na skrzyni biegów. - umiesz myśleć jak dziewczyna i wybierzesz jakiegoś uroczego szczeniaczka dla małej.
- Ty na serio chcesz dziecku kupić psa?
- Tak. - Spojrzał ponownie na drogę. - Co w tym złego?
- To żywa istota, nie zabawka. - To, że ludzie kupują dzieciom jako prezenty zwierzęta zawsze ją denerwował i doprowadzał do szału. To tak, jakby plantatorzy z XVIII wieku kupowali swoim rozpieszczonym i zniszczonym dzieciom niewolników i pozwalali im męczyć ich, aż Ci w końcu zginą. - Nie wiem czy Nathalie jest na tyle duża, by mieć taki obowiązek.
Ten się tylko zaśmiał.
- Obydwoje wiemy, że to będzie obowiązek dla jej rodziców, nie dla niej. - Samochód wjechał na miejską autostradę, a potem gwałtownie przyśpieszył. - Mała dostanie ukochanego pieska, a Logan zostanie jej ukochanym wujkiem. Wszyscy szczęśliwi.
- Nie powiedziałabym. - Nie dała się przekonać brunetka - Nie sądzisz, że jej rodzice będą na Ciebie wciekli?
- Och, oczywiście że tak myślę. - Dodał ze śmiechem, gdy wychodzili z samochodu.
- I nadal się upierasz na swoim?
- Naturalnie.
Z chwilą, gdy samochód szatyna opuścił granice rezydencji, pozostała trojka gwałtownie zerwała się z zajmowanych przez siebie miejsc na zestawie wypoczynkowym.
- No, nareszcie. - Westchnął Carlos - Myślałem, że już nigdy stąd nie pójdzie.
- Ja też. - Poparł go Kendall - Muszę pogratulować Loganowi pomysłu z urodzinami Nathalie...
- Ale on chyba nie kłamał...
- Współczuje Amandzie.
To straszne jak pomyśli się, co człowiek może zrobić swojemu najlepszemu przyjacielowi, który w sytuacji największego ryzyka zawsze pomoże i będzie stał za nim murem. Co przedstawiciel ludzkiego gatunku może zrobić tej przeuroczej czworonożnej istocie, która odda za niego życie, gdyby tylko musiała. Ludzie głodzą swoje psy, biją, ranią, okaleczają. A te przez zaufanie jakie nas darzą, przez miłość i przywiązanie do nas nie potrafią się obronić. Zostają wyrzuceni z swoich, pomyślałoby się, domów tylko dlatego, że komuś się odwidziało. Gdy staje się obciążeniem, kolejnym niepotrzebnym bagażem, zostaje porzucony na środku lasu. Bez cienia powrotu do domu.
Właśnie takie psiny trafiają do schronisk. Wszystkie z nich, bez znaczenia na wiek, rasą czy płeć łączy jedno: potrzebują miłości i troski od nowego serca, które je przygarnie pod swoje skrzydła.
- To takie smutne... - Szepnęła ledwo słyszalnie. Bardziej do siebie, niż do Hendersona.
Z każdym kolejnym krokiem, gdy szła wzdłuż klatek, jej serce coraz bardziej się ściskało. A psy, jakby wyczuwając, że mogą się stąd wyrwać i rozpocząć nowe życie pełne ciepła, zaczynały szczekać, skomleć i wymachiwać radośnie ogonami. Nie wspominając już o skakaniu ze szczęścia bo całym kojcu. Nie była w stanie patrzeć na te wszystkie zwierzęta. Było jej ich wszystkich tak potwornie żal.
- Jak ktokolwiek mógł im to zrobić? - Przystanęła przy jednym z boksów i uklękła przy nim. Pies nieznacznie się uspokoił i zaczął lizać jej palce, wsunięte przez otworzy w siatce. Był to mieszaniec charta z dobermanem. Miał miedzianą sierść i dziurę po papierosie w lewym uchu.
Ruszyła dalej. Niecałe dwa metry dalej w kącie klatki leżała samica Cocker spaniela angielskiego, karmiąc czwórkę małych szczeniaków. Fakt, że jeszcze nie otworzyły oczów, świadczył że urodziły się już w schronisku.
- Najwięcej przychodzi ich w po świętach. - Powiedział opiekun - Ludzie zapominają, że to żywe istoty i wyrzucają je, jak zepsute zabawki.
- To okropne. - Zawtórowała dziewczyna. - Czy ludzie naprawdę są na tyle nieodpowiedzialni, by dawać dzieciom zwierzęta jako prezenty?
Logan odwrócił wzrok.
Przez ostatnie kilka godzin w domu przy Sunset 125D wrzało jak w kotle. Każdy z mieszkańców, jak i nowo przybyłych ciągle coś robił, ciągle po coś biegł lub gdzieś dzwonił. Nie było takiej osoby, która stałaby bezczynnie i przyglądała się pracy innym. Mimo, że osiem osób pracowało bez chwili wytchnienia przez ostatnie trzy godziny, pracy nadal było ogrom. A wszyscy zaczęli się zastanawiać, czy zdążą. Zostały im jeszcze tylko dwie godziny, a trzeba jeszcze tyle rzeczy przyszykować i sprawdzić...
- Spokojnie, zdążymy - Uspokajali Kendalla
- Oby.
- Zdecydowałeś się już, które biedne stworzenie skarzesz na los zabawki kilkuletniego dziecka? - Spytała z odrazą wymalowaną na twarzy. Zaczął wywoływać w niej narastającą niechęć do swojej osoby. Pomysł wydawał się jej wręcz paskudny.
- Przestań.
- Nie przestanę, dopóki nie zrezygnujesz z podarowania Małej zabawki...
- Chcę dać jej przyjaciela, nie zabawkę. - Powiedział patrząc jej w oczy - Kogoś na kogo zawsze będzie mogła liczyć, gdy znowu jej rówieśnicy kolejny raz będą z niej drwić.
Z jej twarzy zniknęła pogarda i obrzydzenie do całej tej sytuacji, w której się obydwoje znaleźli. Patrząc na nią, zauważył oblicze przepełnione skruchą i poczuciem winy.
- Ja... nie wiedziałam. - Szepnęła - Myślałam, że chcesz...
- Czy to przypadkiem nie nawrzeszczałaś na mnie podczas pierwszego spotkania, że nie ocenia się ludzi po pozorach? - Jego ton był ostry jak brzytwa. A słowa, które wpadały z jego ust ją bolały i pozostawiały ślad.
Nie interesował go powód dlaczego tu są, ani fakt, że niedawno przeszła poważną traumę i jest na skraju załamania. Nie zwracał też uwagi na to, że sprawiając jej ból, tak naprawdę ranił samego siebie. Nie interesowało go, czy zyska tym jej sympatię, o którą przecież zabiega, czy nie. W tym momencie po prostu miał dość tego, że przez całą ich znajomość brunetka osądza go po tym jednym błędzie. Podświadomie czekał na moment, gdy to jej powinie się noga, a on będzie mógł triumfować. Nic dziwnego, że właśnie dzisiaj, gdy znaleźli się w tym cholernym schronisku, wreszcie to zrobił.
A ona zaczęła się kulić, jakby malec. Słowa sprawiały jej ból niczym ostrza. Najgorsze było chyba to, że padały z jego ust, że to właśnie on rozdrapywał ranę, która przecież się nawet nie zaczęła goić. Nie zdając sobie nawet z tego sprawy, instynktownie liczyła na to, że w kim jak kim, ale w Loganie odnajdzie wsparcie i podporę, teraz gdy jej tak bardzo potrzebuje. Mimo, że nie prosiła o litość czy żal, mimo, że nie okazywała swojemu otoczeniu jak jest, mimowolnie czuła, że on będzie teraz jej bronił, nie da komukolwiek choćby krzywo na nią spojrzeć. A ten....
Starała się nie pokazywać światu, jak bardzo wewnątrz jest rozsypana. Jej serce, które pokochało po raz pierwszy, zostało wykorzystane i zbrukane. Ta niewinna i świeża miłość, którą obdarzało dla Kuby nic nie znaczyło. Była po prostu zabawką, którą zwykł dostać. Bo niektórzy zawsze dostają to co chcą, nie przejmując się kosztami.
Przez chwilę, nie licząc odgłosów rozradowanych zwierzaków, patrzyli na siebie w ciszy i kompletnym bezruchu. W końcu Dagmara obróciła się i podeszła do boksu z jedynym psem, którego ich widok nie wprawił w stan błogiej euforii. Malec ten, należący do krzyżówki owczarka szetlanckiego i Cocker spaniela, siedział w najdalszym kącie klatki i smutnie, jakby pogodzony z swoim losem patrzył na nich. W chwili, gdy dziewczyna wsunęła przez kratkę kawałek psiego przysmaku, instynkt wziął górę i czworonóg podszedł do ogrodzenia. Na początku dość niepewnie i podejrzliwie zaczął pałaszować, a potem z coraz większym zapałem zjadł smakołyk. Po czym ponownie, z pochylonym pyskiem i nisko zwieszonym ogonem powędrował na swoje miejsce.
- Wzięłabym tego. - Przerwała ciszę. - Wydaje się jakby zdawał sobie sprawę, że fakt, że tu jest tak długo dobrze nie wróży.. - Dodała czytając zawieszkę informującą o psie. Przebywał w schronisku już prawie półtorej roku, gdy inne osobniki opuszczały go już po góra kilku miesiącach. - Tylko Ci, którzy pogodzili się ze swoim losem, potrafią docenić choćby najmniejszy okruch szczęścia, który później na nich spada.
- Wszystko gotowe? - Zapytał wpadając jak burza do salonu, którego wygląd zmienił się diametralnie.
- Można tak powiedzieć.
- Można? - Spytał z nutką irytacji i rozżalenia w głosie. Za długo to wszystko planował i przygotowywał, by teraz coś poszło nie tak.
- No bo jest problem z tortem... - Powiedziała nieśmiała Erin - Coś pokręcili w cukierni... lepiej sam zobacz.
Pokazała mu tort, a przynajmniej to co miało nim być. Na stole leżało coś na kształt placka, to na pewno. Pierwsze co rzucało się w oczy, to błąd w napisie. Ktoś przekręcił imię dodając mu dodatkowe g. Najgorsze było jednak to, że cała lewa strona była uszkodzona, jakby niedźwiedź lub inny zwierz swoją wielką łapą wyszarpał znaczną część wypieku.
Kendall widząc to jęknął.
- Spokojnie, dzwoniłam już do cukierni - Katelyn próbowała złagodzić zaistniałą sytuację.
Blondyn spojrzał na swoją partnerkę z planu.
- I? Co powiedzieli?
- Zrobią nowe. - Powiedziała, a potem dodała uciekając wzrokiem od spojrzenia chłopaka - Będzie gotowa za trzy godziny.
Podczas, gdy Logan załatwiał wszelkie potrzebne formalności, dziewczyna wyszła z zwierzęciem przed budynek. Pies, jakby nie wierząc własnemu szczęściu, szedł posłusznie przy nodze brunetki, wciąż jednak oglądając się na swój dawny przytułek. Tak jak Dagmara przypuszczała, z chwilą gdy został wypuszczony z swojego kojca i zaprowadzony do swoich opiekunów, przeszedł wewnętrzną metamorfozę. Znikło zwierzę pogodzone już porzuceniem jakie je spotkało i czekające na bez nadziei na ciepło domowego kominka. Pojawiło się psisko radosne i pełne życia, które skoczyło i zaczęło lizać po twarzy i dłoniach osobę, którą przecież widziało po raz pierwszy. Witał się z brunetem i szatynką jak z dawno nie widzianymi przyjaciółmi, którzy znikli na bardzo długi okres czasu.
Europejka podeszła do samochodu szatyna, trzymając psa na smyczy. Żałowała, że w pobliżu nie ma nigdzie parku lub choćby kawałka trawy, by czworonóg mógł sobie pobiegać i się wyszaleć. Nie wiadomo kiedy ostatnio miał na to okazję. Podczas, gdy ona rozglądała się za chociaż maleńkim skrawkiem roślinności z obiektu biurowego schroniska wyszedł Logan. Rozmawiał energicznie przez telefon, żywo gestykulując. Po pewnym czasie w końcu schował telefon do kieszeni i podczas do dziewczyny.
- Po drodze do domu muszę coś jeszcze załatwić. - Powiedział przez zaciśnięte zęby. Widać nadal wciekły po rozmowie, którą przed chwilą zakończył. Po czym otworzył bagażnik i wyjął z niego stary koc, znaleziony podczas porządków na strychu domu przy Sunset 125D. Rozłożył go na tylnym siedzeniu i zostawiwszy otwarte tyle drzwi auta, zasiadł za kierownicą. W tym czasie brązowooka dziewczyna pomogła zwierzakowi zając jego miejsce i sama usiadła obok kierowcy.
- Chciałam cię przeprosić. - Zaczęła niepewnie. - Miałeś racje, zachowałam się fatalnie.
Chłopak tylko przez chwilę obrócił głowę w jej stronę, obrzucił ją spojrzeniem i z powrotem skupił się na drodze.
- Nie powinnam osądzać cię i ciągle ci wypominać tamtą gafę...
Ten parsknął śmiechem, opluwając skórzaną kierownicę.
- Kto dzisiaj mówi, że popełnił gafę? - Uśmiechał się znad kierownicy.
- Oj przestań! - Zaśmiała się wraz z nim i szturchnęła go przyjacielsko w ramię. A pies zawył, wpatrzony przez tylną scenę w swój były dom, który okazał się tylko przystanią do tego prawdziwego.
- Dobra, załatwiłem nam trochę czasu. - Powiedział dumny z siebie Latynos. Wreszcie ktoś powierzył mu jakieś odpowiedzialne i ważne zadanie. Miał dość dmuchania balonów i przywiązywania ich po całym domu, co dzisiaj robił.
- Co z tego, jak goście już się schodzą. - Odparł James wyglądając za zasłony przez okno na plac przed domem. Ludzie masowo zaczęli ściągać w ich kierunku, witani w progu przez Kendalla i Katelyn w roli gospodarzy. Zapewnię podsycało to plotki o ich romansie, co w bliskiej przyszłości będzie skutkowało wzrostem popularności ich i serialu. Vincent będzie zachwycony! - Zaraz zaczną o nią wypytywać.
- Ty to zawsze znajdziesz dziurę w całym. - Skomentował obrażony Carlos i podszedł do nowo przybyłych.
Zielono. Tym jednym słowem można opisać cały Franklin Canyon Park w Beverly Hills. Ten cały krajobraz przypominał jej po części rodzinne strony. To pojedyncze jezioro u podnóża gór przypominało na myśl to w Tatrach. Mimo że roślinność nie ta, mimo że wszystko jest inne i nie przypomina Morskiego Oka. Bo tak działa tęsknota za domem i rodzinnymi stronami, w których przeżyło się swoje najlepsze, bo dziecięce lata. Smutek za domem i tym co się zna przejawia się tym, że wszędzie to widzimy. W ten sposób, dzięki wzrokowym omamom jest nam lżej. Pragnienie powrotu się zmniejsza. "Tam dom twój, gdzie serce twoje." A serca nie da się oszukać.
- Ślicznie tu. - Powiedziała, chcąc przerwać ciszę, która nastała między nimi. Pies, szczęśliwy wycieczką do parku biegał między nimi, radośnie merdając ogonem i szczekając przyjaźnie. Nie było sensu nadawać mu imienia, skoro niedługo Nathalie nada mu własne.
- To moje ulubione miejsce do rozmyśleń w samotności. - Odparł
- Kolejno?
- Mam ich sporo - Zaśmiał się pokazując wszystkie zęby. Dagmara pomyślała, że ma Logan piękny uśmiech. - W samym LA około dziesięciu.
- Musisz lubić samotność. - Spoważniała patrząc na niego uważnie.
- Wprost przeciwnie. - Odparł. - Potrzebuje tylko czasami chwil w ciszy by przemyśleć kilka rzeczy.
- Często jest Ci to poprzednie?
- Ostatnio coraz częściej. - Odparł śmiertelnie poważnie, głaskając czworonoga za uchem.
- Jest tort! - Krzyknęła Erin wchodząc do kuchni.
- Nareszcie. - Odsapnął blondyn. Poczuł się jakby kamień spadł mu z serca. Wszystko było już gotowe i czekało tylko na powrót Dagmary. - Już się bałem, że się nie uda.
- Odwaliłeś kawał dobrej roboty - Pochwalił go James. - Wszystkim nam się przyda dobra zabawa po ostatnich przeżyciach.
- Tak, potrzebujemy tego. - Zgodził się Schmidt.
To zadziwiające jak może zmienić się czyjeś nastawienie do życia tylko dlatego, że dostał nową szansę na start od losu. Pies biegał teraz radośnie wokół nich, łapał wszystkie piłki rzucane mu przez bruneta. Tarzał się po ziemi z europejką. Zmienił się i to w ciągu niecałej godziny. Widok jego uradowanego pyszczka sprawiał, że uśmiech sam pojawiał się na twarzy.
- To ta ważna sprawa? - Zadała nurtujące ją od dłuższego czasu pytanie, które nasuwało się jej na język odkąd tu przyjechali.
- Tak. - Przytaknął rzucając brytanowi kolejny raz piłkę.
- Yhm.
- Coś nie tak? - Spytał ją, jednocześnie nagradzając zwierzaka poprzez pogłaskanie po głowie za przyniesienie zabawki.
- Nie skąd. - Zaprzeczyła szybko, jednak zaraz dodała - Zastanawia mnie tylko, po co mnie tu zabrałeś, skoro jedynie chciałeś pobawić się z psem.
- Jeżeli chcesz już wiedzieć, to specjalnie wyciągnąłem cię z domu. - Odparł oschle. Nie potrafiła go rozgryźć. Raz jest miłym i wesołym człowiekiem, który dla drugiego zrobi wszystko, by za kilka chwil być opryskliwym i szorstkim typem, mającym gdzieś uczucia innych. - Nie mogłem patrzeć na Ciebie. Sprawiasz wrażenie jakbyś zaraz miała się rozpłakać. - Rzucił piłkę.
- Nie chciałam płakać. - Zaprotestowała
- Nie, wcale. - Przeciwstawiła się jego słowom. - Po prostu nie miałam na nic ochoty.
- Nic ci się nie chce odkąd dowiedziałaś się, że cię zdradzał. - Cisnął bez zastanowienia.
Przez chwile wydawało się że coś mu odpowie a słowa, które cisnął się jej na usta wyjdą na światło dziennie. Widział jak cała w środku się gotuje by również powiedzieć mu coś przykrego, że zrani go do żywego. Jednak zdawał sobie sprawę, że Dagmara za mało o nim wie, by coś mu odpowiedzieć. Uśmiechnął się tylko nieznacznie, podnosząc ironicznie jeden kącik ust. Wstała chwytając jednocześnie leżący obok kamyk i cisnęła nim w niego. Zrobił zwinny unik.
- Jeżeli to twój sposób na podryw... - Powiedziała przez zaciśnięte zęby. W tym momencie nie wiedział co mu się w niej spodobało. Na pewno nie nos, którego skrzydełka falowały przy każdym wdechu i wydechu. Przypominała mu teraz wściekłego byka. Zaśmiał się w środku na tą myśl - ... to nic dziwnego, że każda Cię w końcu zostawia.
Również wstał, jeszcze bardziej gwałtownie niż ona.
- Przynajmniej żadna z nich nie przyprawiła mi rogów - To nie było prawdą, ale przecież ona o tym nie musi wiedzieć.
Dostał to co chciał. Zaczęła płakać.
- Gdzie oni są? - Powiedział gniewnie.
- A skąd mam wiedzieć. Carlos gdzieś ich wysłał.
- Dzięki wielkie, teraz Kendall mnie zruzga, bo Logan się spóźnia. - Odburknął Latynos i ruszył w kierunku stolika z drinkami.
- Zaraz pewnie bę... już są! - Krzyknął Maslow - Wszyscy niech się ukryją!
- Pamiętajcie! Jak wejdzie to krzyknijcie niespodzianka! - Pouczył ich blondyn. Zgasił światło i szybko schował się za kanapom razem z kończącym ciasto Carlosem. Na widok jego pełnych ust tylko wywrócił oczami.
Ktoś szamotał się nerwowo z zamkiem w drzwiach, a potem brutalnie je otworzył i zamknął z trzaskiem. W momencie, gdy tupot kobiecych obcasów dotarł do salonu, wszyscy obecni w pomieszczeniu wyskoczyli z ukrycia wykrzykując ustalone hasło i konfetti oraz serpentyny. Ktoś włączył światło i zobaczyli zamiast zaskoczonej Dagmary, Dagmarę całą zapłakaną z rozmazanym makijażem. A do pokoju właśnie wchodził Logan z całym czerwonym policzkiem, na którym ciągle odznacza się odbita dłoń brunetki. Wszyscy to przenosili wzrok od dziewczyny do chłopaka. I wszystko zaczęło układać się pomyślną całość, choć historia która sama została do pomyślana, w każdej głowie była inna.
James się mylił. Vincent będzie wciekły. Zapowiada się niezły skandal.
Leżąc na łóżku w swoim pokoju, twarzą w poduszkę doszła do wniosku, że większość czasu w LA spędziła właśnie w ten sposób. Jeżeli właśnie tak, ma spełniać się jej American Dream, to woli go nie śnić i wrócić do domu. Miała to być wspaniała przygoda, jest...
Nawet nie pamięta jak się tu znalazła. Przypomina sobie tylko, jak przez mgłę, jak Erin z Katelyn objęły ją opiekuńczo, mówiąc coś do chłopców. A ci zaczęli wypraszać gości. Nawet nie wie, skąd oni się tu wzięli.
Usłyszała jak ktoś puka do drzwi. Zignorowała to i ponownie ukryła twarz w poduszce. Jednak osoba stojąca za drzwiami nie dała za wygraną i ponowiła stukanie do drzwi.
- Odejdź! - Krzyknęła odgadując kto łomocze do drzwi.
Lecz ten wszedł, zamiast jej posłuchać. Spojrzała na niego pełnym nienawiści wzrokiem. Normalnie zlękły by się tego wyrazu oczu, lecz po tym co zafundowały mu na dole dziewczyny z planu, był w stanie to znieść. Co ciekawe, miał wrażenie że Kendall będzie najbardziej wciekły i to jego się obawiał. Jednak blondas tylko kazał mu to odkręcić oraz przyglądał się poczynaniom blondynki i brunetki. Dziewczyny stanęły w obronie koleżanki.
- Czego chcesz? - Spytała pogardliwie.
- Chciałem cię przeprosić. - Powiedział patrząc na nią bez emocji.
- Co mi z twoich przeprosin, skoro są wymuszone? - Zadrwiła z niego - Słyszałam to wszystko. - Dodała mając na myśli koleżanki z pracy brata.
- One nie są... - Zaczął lecz się zatrzymał widząc kpiący uśmieszek na jej twarzy. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo w tej chwili go nie cierpiała. - One nie są wymuszone. - Zaczął od nowa - Naprawdę mi głupio i wstyd tego wszystkiego.
- Jasne - Wywróciła oczami
- To miał być miły i zabawny dzień...
- Ja tego nie zepsułam tylko ty - Przerwała mu
- Żałuje tego. - Odparł i wreszcie spojrzał na nią. Odkąd tu przyszedł unikał zwrócenia wzroku na jej twarz. A uczucie, które rozpaliło się w nim tamtego dnia na lotnisku znowu rozbłysło. Później zastanawiał się, gdzie się podziało wcześniej. Czemu powiedział to co powiedział, skoro to przecież czuje. Długo szukał odpowiedzi na to pytanie i nigdy jej nie znalazł.
- Myślisz, że twoje przeprosiny wystarczą i zapomnę o tym wszystkim?
- Nie. - Odparł odrazu i usiadł na brzegu łóżka obok niej. Wziął jej rękę w swoje dłonie. Zdziwił się, że jej nie zabrała. - Dlatego chciałbym prosić o drugą szansę. Chcę zacząć to wszystko od nowa...
- Ja... - Zdziwiła się. Nie sądziła, że sprawy przyjmą taki obrót. Gdzie podziała się ta dziewczyna, która jeszcze pięć minut temu chciała wydrapać mu oczy? - Nie wiem co powiedzieć...
- Po prostu spróbujmy zapomnieć i nie wracajmy do tego - Poradził - Żyjmy jakby dzisiejsze popołudnie się nie zdarzyło.
- Czyli jakbyś nigdy nie kupił Nathalie psa? - Spytała.
- Właśnie jeśli o tym mowa... - Uśmiechnął się tajemniczo i wyszedł z pokoju powiedziawszy wcześniej, że zaraz wraca. - Od początku miał być dla ciebie. - Powiedział podając jej czworonoga. - Mały cię pokochał, a ty jego. Obydwoje potrzebujecie kogoś, kto was pokocha. Wasza dwójka potrzebuje przyjaciela.
Wzięła psa od Logana i od razu poczuła jak ten liże ją po podbródku. Jej ręka instynktownie zaczęła go głaskać po karku. Spojrzała na zwierzę, które dostało nową możliwość od losu na wspaniałe życie. Zerknęła na bruneta i uśmiechnęła się. W końcu każdy zasługuje na drugą szansę.
- Będziesz Beginning. - Zdecydowała. - Przyda się nam w domu nowy początek.
Po pierwsze, przepraszam! Bardzo, ale to bardzo przepraszam. Nie muszę mówić za co, bo wy przecież to wiecie.
Po drugie, ten rozdział w większości był pisany w tym tygodniu, mimo że jego początek jest jeszcze z tamtego roku. Po przeczytaniu tego w całości z łatwością to odróżniłam. Zastanawiam się, czy wy też to zauważyliście.
Po trzecie, ten rozdział gdy go planowałam nie miał tak wyglądać. Mówię to od razu. Zachowanie Logana i Dagmary było dla mnie kompletnym zaskoczeniem.
Po czwarte, nie wiem kiedy będzie następny. Nie wiem czy uda mi się w następnym tygodniu zacząć pisać, ale wszystko się zobaczy.
Po piąte, rozdział zawiera 4551 słów. To jest ponad 7,5 strony. Wiem, że to nie zrekompensuje tego roku, ale może chociaż trochę?
Po szóste, jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, napiszcie pod tym rozdziałem.
Po siódme, jeżeli wam się podoba to wyślijcie link innym.